Biuletyn 1(1)/1996  

Opera na video

Jest mi ogromnie miło, że Ania i Aneta zaproponowały, abym od czasu do czasu dzieliła się z członkami Klubu moimi refleksjami na temat opery. Nie uważam się za specjalistkę w tej dziedzinie, ale chyba każdy z nas ma swoje przemyślenia dotyczące sztuki, którą się interesuje, artystów, których szczególnie lubi.
Dziś kilka uwag na temat potrzeby oglądania opery.

Opera od początku swego istnienia była widowiskiem, przeznaczonym do słuchania i oglądania, choć zawsze muzyka zajmowała w niej miejsce najważniejsze. Powstanie na przełomie XIX i XX wieku pierwszych urządzeń umożliwiających rejestrację głosu spowodowało z czasem pewne wyekstrahowanie z opery jej warstwy dźwiękowej, która – utrwalana w sposób coraz doskonalszy – zaczęła żyć własnym życiem. Czy przyniosło to sztuce operowej więcej szkody, czy pożytku? Zapis płytowy przyczynił się na pewno do popularyzacji muzyki operowej, pozwolił utrwalić na zawsze osiągnięcia wybitnych śpiewaków i dyrygentów, choć z drugiej strony płyta pozbawia operę jej części widowiskowej, dawniej związanej integralnie ze stroną muzyczną dzieła.

Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że obraz nie zawsze dodaje wartości operze, czasem wręcz przeszkadza – i to nie tylko w przypadku nieudanych inscenizacji. Widok śpiewaczki o słowiczym głosie, lecz potężnych kształtach, „umierającej na suchoty” w ramionach cherlawego tenora, kierującego płomienne frazy miłosnych wyznań wprost do… dyrygenta, stał się w powszechnym przekonaniu synonimem operowej fikcji, zgodnie ze znanym stwierdzeniem, iż „opera to taka sztuka, w której bohater ugodzony sztyletem w serce, zamiast umierać – śpiewa”. Uczestnicząc w takim przedstawieniu istotnie lepiej byłoby zapomnieć o „wizji”, zamknąć oczy i po prostu słuchać, nie wnosząc pretensji do śpiewaków, których natura obdarzyła tylko pięknym głosem, nie dając aparycji amanta czy talentu aktorskiego.

Ale oczywiście nie zawsze tak bywa. Najwięksi artyści sceny operowej łączą w swej sztuce wszystkie elementy, czyniąc operę fascynującym widowiskiem. Primadonna stulecia, wspaniała Maria Callas tworzyła swe niezapomniane kreacje nie tylko wspaniałym głosem, ale także sugestywną grą wspieraną wyjątkową urodą. Wiele współczesnych śpiewaczek idzie w jej ślady – wystarczy wspomnieć np. Renatę Scotto, Kiri Te Kanawę, Kathleen Battle, Waltraud Meier czy młodą gwiazdę Met, Renee Fleming i wiele innych artystek, które na scenie nie tylko śpiewają, ale także grają w sposób szalenie wiarygodny. Podobnie wśród basów czy barytonów jest wielu utalentowanych aktorów, jak np. Ruggero Raimondi, Thomas Hampson, Nicolai Ghiaurov, Sherill Milnes, Samuel Ramey, Justino Diaz czy Bryn Terfel. Nieco gorzej przedstawia się ten problem wśród tenorów, ale i tu zdarzają się osoby wiążące talent wokalny i aktorski. A poza tym istnieje na szczęście Placido Domingo, nie od dziś nazywany najwybitniejszym śpiewakiem-aktorem naszych czasów. Kiedy ogląda się wzruszającą Manon Lescaut z udziałem Dominga i Kiri Te Kanawy, albo cudowną Francescę da Rimini z Domingiem i Scotto, czy niezwykle wstrząsającą najnowszą wersję Otella z Domingiem i Fleming, przepiękną Traviatę z Domingiem i Stratas, przejmującą Carmen z Domingiem i Migenes i wiele, wiele innych wspaniałych spektakli nie sposób nie dostrzec faktu, iż w tych wypadkach „wizja” nie tylko nie zaprzecza dźwiękowi, ale przeciwnie – obraz wzbogaca warstwę muzyczną, uwiarygodniając całość dzieła w sposób niezwykle sugestywny. Kiedy słuchamy utrwalonego na płytach finału Otella czy Balu maskowego nie możemy sobie nawet do końca wyobrazić, jak ten finał wygląda na scenie, gdy Domingo naturalnie i perfekcyjnie łączy doskonały śpiew z absolutnie wiarygodnym aktorstwem! Po prostu na kilka godzin staje się on szlachetnym Gustawem, podobnie jak bohaterskim Andreą, wzniosłym Lohengrinem, nieszczęsnym Lorisem czy każdą inną z odtwarzanych przez siebie postaci. Samo słuchanie Placido Domingo, choć daje ogromną satysfakcję, pozbawia nas ważnej części całej, wokalno-aktorskiej kreacji, tworzonej na scenie przez tego wybitnego artystę. Zresztą wspaniałych filmów operowych na video jest wiele – choćby zabawny Cyrulik sewilski z Hermannem Preyem i Teresą Berganzą, Don Giovanni z Raimondim czy szereg innych.

Piszę to wszystko, aby zachęcić wielbicieli opery do korzystania nie tylko z odtwarzaczy CD i magnetofonów, ale także z video (oraz oczywiście z okazji oglądania opery na żywo). Zwłaszcza początkującym melomanom zobaczenie opery ułatwia jej odbiór, przybliża zawartą w niej treść – bo to przecież nie tylko muzyka, ale także libretto, niosące określone emocje, dramaty ludzkiego losu. Dlatego każdemu wielbicielowi sztuki operowej doradziłabym jak najczęstsze sięganie po zarejestrowane na taśmie video wersje znanych i nowych oper. Jst ich mniej niż CD, ale jeśli są wykonywane przez prawdziwych artystów sceny operowej, wzbogacają ogromnie nasze doznania, związane z tą specyficzną sztuką. Sztuką, która dziś – w dobie filmu, telewizji i video – stawia przed swymi wykonawcami niezwykle trudne zadania łączenia pięknego śpiewu z doskonałym aktorstwem i wiarygodnym wyglądem. Nie wszyscy są w stanie sprostać tym wymogom, ale za to najwięksi artyści zdolni są dostarczyć nam podczas spektaklu (na żywo lub w rejestracji video) naprawdę ogromną dawkę wspaniałych wzruszeń. Dlatego – oglądajmy operę!

Maria Hibner