Biuletyn 1(6)/1998  

Oracea is an ancient chinese remedy traditionally used for enhancing the. I read an article recently about the lobate cream, and how it might not be the treatment levitra 20mg 12 stück preis Murrieta for acne as many people think. If you want the best price, you need to order from a wholesaler or from a retail supplier.

Order amoxicillin online and save more time and money when you buy amoxicillin online. Selective serotonin http://kspinowroclaw.pl/40361-sildenafil-spirig-hc-100-kaufen-77202/ reuptake inhibitors (ssris) have been found to increase. Generic viagra is the medicine used to treat erectile dysfunction.

Dar wielkiego talentu, dar wielkiego serca

22 grudnia w Teatrze Narodowym wystąpił w galowym koncercie charytatywnym José Carreras. Dochód z imprezy w wysokości 1 miliona zł trafił na konto Polskiego Programu Przeszczepu Szpiku Kostnego, koordynowanego przez warszawski szpital dziecięcy przy ul. Litewskiej. Podobnie jak przed rokiem, organizatorem koncertu była Fundacja Katarzyny Frank-Niemczyckiej. Warto dodać, że dochód z ubiegłorocznego występu José Carrerasa w Łazienkach w wysokości 360 tys. zł dał początek zbiórce pieniędzy wystarczających na otwarcie w szpitalu dziecięcym w Dziekanowie Leśnym oddziału przeszczepu szpiku kostnego.

Występu José Carrerasa nie można postrzegać w kategorii kolejnego koncertu kolejnej gwiazdy śpiewającej charytatywnie. José jest bowiem gwiazdą wyjątkową. Świat kocha go i podziwia nie tylko za to, że jest wielkim artystą obdarzonym niezwykłym talentem, ale także za to, że jest wyjątkowym człowiekiem, którego ofiarność i poświęcenie w niesieniu pomocy potrzebującym są zaiste imponujące. José, który sam zmagał się ze śmiercią, rozumie jak nikt los tych, którzy również muszą się z nią zmagać. Trudno zliczyć wszystkie zakątki świata, w których pojawia się osobiście, by nieść konkretną pomoc. Do Polski przyjechał wprost z Lipska, gdzie w sobotę 20.12. brał udział w trzeciej już charytatywnej Gali TV, transmitowanej przez kanał ARD. Zebrane podczas dwóch poprzednich imprez fundusze pozwoliły na uruchomienie nowoczesnej kliniki dla chorych na białaczkę w Monachium.

Wręczając José Carrerasowi w ’96 r. Wielki Krzyż Kawalera Republiki Włoskiej, prezydent Scalfero powiedział znamienne słowa, że Maestra trzeba oceniać w kategorii nadludzkiej, gdyż robi więcej, niż jeden człowiek zdołałby zrobić. Z kolei prezydent Francji, wręczając w październiku ’97 r. wielkiemu artyście Legię Honorową nazwał go najbardziej niezłomnym człowiekiem wśród artystów i najszlachetniejszym artystą wśród ludzi, który nad własną karierę przedkłada poświęcenie dla innych. I te słowa, choć podniosłe, jak najbardziej oddają prawdę. José Carreras, gdziekolwiek występuje, niesie ludziom wspaniały dar swego wielkiego głosu i wielkiego serca. Jego koncerty i działania wspomagają szpitale na całym świecie, czy jest to klinika w Weronie, czy w Londynie, szpital dziecięcy na peryferiach Manaus, czy szpital dla ofiar wojennych w Zagrzebiu, pierwsze centrum przeszczepów szpiku w Polsce, czy też szpital w Makassed w Bejrucie (pierwsze centrum przeszczepów w Libanie).

Bierze też udział w wielkich artystycznych przesłaniach pokoju do świata, jak Mozartowskie Requiem ze zbombardowanego Sarajewa w ’94 r. czy wstrząsająca Missa de Tempore in Aevum z sanktuarium w Medjugorje w sercu Bośni w ’96 r. Nie odstrasza go brak ekskluzywnych hoteli i gwiazdorskich gaż. Bez wahania zgodził się przyjechać do oblężonego Sarajewa. Patrząc na reportaż i widząc go w kamizelce kuloodpornej i hełmie na głowie, samego dźwigającego własne rzeczy, myślę, że nikt by nie rozpoznał w tym „komandosie” gwiazdora operowego. Jeszcze raz udowodnił, że można w piękny sposób połączyć wielką sztukę z wielkim humanizmem.

Jest właściwie jedynym artystą tak zasłużonym w dziedzinie pozaartystycznej, a konkretnie dla nauk medycznych. Za wkład w rozwój badań nad zwalczaniem raka otrzymał wiele prestiżowych nagród, z których najbardziej chyba ceni sobie nagrodę Fundacji Nauk Medycznych Szpitala Św. Bonifacego w Winnipeg, gdzie dołączył do grona poprzednich laureatów, wśród których są tak wspaniali ludzie jak: Jan Paweł II, Matka Teresa czy dr Christian Barnard. Jego imieniem nazywane są kliniki i oddziały szpitalne. Wszystkie te honory, tytuły naukowe i ordery państwowe José odbiera zawsze z pewnym zażenowaniem, twierdząc, że on tylko spłaca swój dług wobec Boga i ludzi. Myślę, że ten dług spłacił już dawno, ale wciąż nie przerywa swojej misji. Polacy mieli także okazję skorzystać z wielkiego daru jego serca i sztuki wokalnej. Polska dołączyła do grona krajów, w których realizowane są programy przeszczepu szpiku kostnego im. Carrerasa, takich jak: Niemcy, Włochy, Francja, Szwajcaria, Anglia, Japonia, USA, Australia.

José Carreras nigdy nie był pupilkiem naszych mediów, które często traktowały go lekceważąco. Mimo to jego popularność w Polsce nieustannie wzrastała od czasu jego pierwszej wizyty w naszym kraju. Dzięki polskim członkom Klubu Jego Przyjaciół jest doskonale poinformowany o wiernym gronie swoich wielbicieli w Polsce. To dla niego jeszcze jeden bodziec, by odwiedzać nasz kraj. Priorytetem jest dla José pomoc cierpiącym, stąd przewaga jego koncertów o charakterze charytatywnym nad komercyjnymi. Daje to przy okazji nam – wielbicielom – możliwość udziału w realizacji wielkich celów, jakim służą te koncerty. Nie można się więc dziwić, że od chwili, gdy w mediach pojawiły się informacje o kolejnym koncercie Maestro w Polsce, do Fundacji napłynęło kilkanaście tysięcy faksów z prośbą o rezerwację biletów, mimo że ich ceny nie były małe. Sala operowa TN liczy niestety ok. 1,8 tys. miejsc. Liczbę szczęśliwców zwiększono, wprowadzając wejściówki i rzeczywiście stojących widzów było bardzo wielu.

W tym specjalnym wieczorze obok José Carrerasa na scenie zaprezentował się także Poznański Chór Chłopięcy „Polskie Słowiki” oraz gość zaproszony przez tenora – Edyta Górniak. Był to miły gest ze strony José, bo choć płyt z repertuarem pop nagrał sporo, właściwie nie występuje z reprezentantami tego gatunku na scenach. Zatem nagranie utworu Hope for us oraz zaproszenie na koncert Edyta mogła traktować jako specjalne wyróżnienie. Bardzo dobrze zaprezentowała się też Polska Orkiestra Radiowa pod dyrekcją Davida Gimeneza – utalentowanego katalońskiego dyrygenta (prywatnie siostrzeńca José) oraz Krzesimira Dębskiego Koncert prowadzili z wielką klasą Grażyna Torbicka i Krzysztof Kolberger. Na widowni przeważały postacie ze świata polityki, kultury i biznesu, ale nie brakło też zwyczajnych melomanów, takich jak ja – po prostu wielbicieli cudownego głosu wielkiego Katalończyka.

Po zapowiedzi Krzysztofa Kolbergera – Maestro José Carreras! – na scenie pojawił się oczekiwany przez wszystkich główny bohater wieczoru. Z perspektywy mojego miejsca w piątym rzędzie mogłam przekonać się jeszcze raz o tym, co zawsze uderza widownię podczas koncertów słynnego tenora: o jego wspaniałej scenicznej aparycji oraz wielkiej kulturze i szlachetności głosu, które zyskały mu przydomek „arystokraty wśród tenorów”. Ale już pierwsze dwa cudownie zaśpiewane utwory: Tu scendi dalle stelle i Adeste fideles uzmysłowić mogły także, że jego klasa artystyczna polega nie na urojonej doskonałości, ale na autentyczności i szczerości jego sztuki wokalnej. Zapytany kiedyś, jaka jest najważniejsza cecha jego talentu, José odpowiedział: Ciepło i emocjonalność. Nie należę do gatunku zimnych perfekcjonistów, którzy zawsze chcą robić wszystko najlepiej. Kiedy śpiewam, staram się przekazać słuchaczom wszystkie moje uczucia. I mam pewność, że oni odbierają to przesłanie.

Nie da się ukryć, że José naprawdę poruszył widownię, a zarazem sprawił nam piękną niespodziankę, śpiewając kolędę Lulajże Jezuniu (przetłumaczoną na włoski przez o. Kazimierza Lorka), a także pięknie interpretując uroczą melodię hiszpańską La Virgen lava panales oraz słynnego Małego dobosza. Byliśmy oczarowani ciepłem tembru jego głosu, głosu o charakterystycznym dla Carrerasa aksamitnym tonie, głosu pełnego głębi i intensywności, który w niezwykle poruszający sposób przekazuje emocje i uczucia. Jeszcze dwie piękne pieśni mogliśmy wysłuchać w pierwszej części: niezwykły sakralny utwór Pregaria oraz T’estimo do muzyki Griega z katalońskim tekstem. Ta ostatnia ma dla José i jego wielbicieli szczególne znaczenie – symbolizuje bowiem jego powrót na scenę w pierwszym koncercie po chorobie. Mogliśmy wysłuchać jej kolejnej poruszającej interpretacji, smakować każdą frazę wydobytą przez śpiewaka z niezwykłym uczuciem, zapierającą dech zmysłowością i przekonać się, jak wielkim jest mistrzem sztuki niuansu, która przecież jest źródłem sztuki śpiewu pieśni.

W drugiej części koncertu nie brakowało kolejnych niespodzianek. Chyba najmilszą dla nas było wykonanie przez José Etiudy op. 10 nr 3 E-dur Chopina, czyli utworu Tristesse z osławionego albumu Passion. Była to tym większa gratka, że José rzadko wykonuje ten utwór na scenie. Usłyszeliśmy więc, jak można tę niezwykłą Etiudę wyrazić niezwykłym głosem, pełnym barw, zdolnym portretować całą gamę emocji, jaką niesie ze sobą przepiękna muzyka Chopina. To był istotnie śpiew z całej duszy. I nie dziwię się teraz, że prasa niemiecka przyrównuje José Carrerasa do mitycznego Orfeusza, który dźwiękiem swego głosu oswajał dzikie zwierzęta i przywracał do życia martwą naturę. Śpiew José jest jakimś rodzajem magii, która oczarowuje publiczność, a źródło tej magii leży chyba w tym, że mimo statusu wielkiej gwiazdy José ma niezwykłą zdolność emanować ludzkim ciepłem poprzez swój śpiew i nawiązywać bliski, bezpośredni kontakt z publicznością. Tę więź odczuwa się niemal namacalnie i coś takiego wisiało w powietrzu między sceną a widownią podczas tego grudniowego wieczoru w TN.

Dużą radość sprawiła publiczności zaśpiewana przez wielkiego tenora piosenka Goniąc kormorany (także z włoskim tekstem o. K. Lorka). To także miły gest ze strony José, że zechciał nas uradować swoją interpretacją polskiego przeboju. Trudno wyobrazić sobie świąteczny koncert bez jednego z ulubionych utworów José – White Christmas, które wykonuje zawsze w niezrównany sposób. I tym razem wykonał go brawurowo, tworząc cudowny gwiazdkowy nastrój. Dla wielbicieli albumu Passion José zaśpiewał jeszcze jeden wspaniały utwór: słynne Adagio z Concerto de Aranjuez Rodriga, dając nam możliwość podziwiania jego wyczucia eleganckiego modelowania frazy i zachwytu nad jasnym barytonowym tembrem, który w ostatnich latach pojawił się w jego głosie, tembrem niewiarygodnie męskim, który dodaje głębi i zmysłowości wydobywanym tonom.

Druga część koncertu zawierała także duety z Edytą Górniak. W pierwszym z nich, All I ask of You z musicalu Upiór w operze nasza wokalistka wydawała się lekko stremowana i zaśpiewała jak gdyby ze ściśniętym gardłem. Szkoda, gdyż jest to jeden z moich ulubionych duetów, w jakich lubię słuchać mojego tenora. On zresztą mnie nie zawiódł i zaśpiewał fantastycznie. W swoich utworach Edyta wypadła już znacznie lepiej, a uwieńczeniem koncertu był duet Hope for us, który oboje artyści zaśpiewali z wielkim zaangażowaniem i uczuciem, ich głosy zaś współbrzmiały znakomicie. Jestem pewien, że gdzieś jest dla nas nadzieja. Czuło się, że Maestro José Carreras chyba nawet wie, gdzie jej szukać. Siedząc na widowni czułam się dumna z mojego ulubionego artysty, czułam się szczęśliwa, że mogłam go oklaskiwać i mieć swój wkład w realizację szczytnej idei, idei bliskiej wszystkim wielbicielom José, której służył ten koncert.

Ogromny aplauz i „standing ovation” wywoływały artystów kilka razy na scenę. Nie obyło się więc bez bisów. José stanął przy mikrofonie i ku własnej radości usłyszałam tak bardzo mi znane: Ogni sera di sotto al mio balcone. Kiedy on śpiewa Musicę Proibitę nie ma wątpliwości, czemu nazywają go „A Touching Lovestoryteller”. Potem musiała być oczywiście Granada. Wykonuje ją wielu śpiewaków, ale przyrosła ona już tak bardzo do José, że stała się jakby jego wizytówką. Niemal na każdym koncercie publiczność domaga się więc jego jedynej i niepowtarzalnej interpretacji tego utworu. Zaśpiewana z ogniem Granada była więc kolejnym wspaniałym podarunkiem artysty. Wywołany po raz kolejny na scenę, José stwierdził, że on sam również wyczuwa tę elektryzującą atmosferę, która panuje na sali i że zaśpiewa coś jeszcze, co lubimy. Jego wybór był trafny, gdyż padł na White Christmas. Utwór nagrodzony poprzednio wielką owacją otrzymaliśmy więc jeszcze raz na bis. Powrócił nastrój bliskich świąt, nastrój, w którym zakończył się cały koncert, gdyż ostatnim utworem, jaki nam było dane wysłuchać, była kolęda Cicha noc zaśpiewana przez José i Edytę w duecie. Ja zaś mogłam jeszcze raz napawać się przepięknymi i perfekcyjnymi pianissimami w głosie mojego tenora.

Koncert został sfilmowany. Niestety, nagranie, na które składały się kawałki powycinane, a nawet – powiedziałabym – powyszarpywane z obydwu części koncertu i bezładnie wymieszane, nie oddaje zupełnie ani wymiaru, ani atmosfery tego wydarzenia. Trzeba było tam po prostu być, by móc odebrać ten koncert w pełni. Chciałam więc podzielić się własnymi wrażeniami, nagromadzonymi nie w chłodnym umyśle, ale w gorącym sercu. Bo śpiew José Carrerasa odbiera się sercem i duszą. Różni krytycy muzyczni próbują poddać ten głos fachowym ocenom, nie rozumiejąc, że takiego śpiewu nie można ująć w żadne normatywy, bo wymyka się wszelkim regułom, zdobywa serca i porywa dusze i w tej sile tkwi istota jego wielkiego artyzmu. Chciałam też nieco przybliżyć postać José i jego działalność pozamuzyczną (choć nie do końca jest to trafne określenie). Bo jeżeli używa się w stosunku do niego podniosłego określenia „WIELKI ARTYSTA O WIELKIM SERCU”, to trzeba stwierdzić, że nikt tak jak José Carreras nie zasługuje na to miano, jako że jest tenorem, któremu wielu zawdzięcza życie w dosłownym znaczeniu tych słów.

Monika Pulik