Biuletyn 1(6)/1998  

For many more years, the most prominent symbol of the state had been the roman goddess of the sea, representing the country’s rich marine resources. They have a similar response to that of wellbutrin (bupropion) which is often prescribed for viagra für männer kosten awa anxiety issues. It has also caused major damage to our communities.

However, when i go into my local drugstore, i find they do not carry priligy, but they do carry generic equivalents of it. I can’t say that i’ve used it for https://sangreen.pt/94614-cialis-effetti-indesiderati-77034/ any real length of time, but i’ve seen people do really amazing things using these pills. I have tried to avoid any and all drugs, and i am currently taking a very low dose of citalopram.

Requiem, jakiego Wrocław jeszcze nie widział

W październiku wrocławscy melomani mieli okazję obejrzeć Requiem Giuseppe Verdiego wystawione w katedrze Św. Marii Magdaleny. Piszę „obejrzeć”, a nie „usłyszeć”, gdyż zespół opery wrocławskiej przedstawił widowisko będące inscenizacją mszy żałobnej z muzyką Verdiego w tle. Dziwnie to może brzmi, ale też i dziwne to widowisko było. Mnie osobiście nieustannie nasuwały się skojarzenia ze średniowiecznymi misteriami o śmierci i Sądzie Ostatecznym, wystawianymi po to, by trochę prostaczków postraszyć, ale jednocześnie dać im odrobinę rozrywki. Oglądaliśmy więc dziwne stwory snujące się bez widocznego celu po całym kościele. Niektóre z tych stworów przypominały trędowatych, inne mumie egipskie. Pojawiały się też Grzechy Główne (nie wiedzieć czemu na wielkiej łodzi) oraz archanioł Michał, którego grała jedna z solistek ubrana w bardzo niedopasowaną zbroję i śpiewająca Liber scriptus z olbrzymim mieczem w dłoni. Widok zaiste imponujący. Były również inne przepisowe aniołki (skrzydła, złote loki, etc., pląsające wesoło podczas Sanctus) oraz postacie stylizowane na szkielety. Jednak żadne stwory nie mogły równać się z potworami na rolkach jeżdżącymi po całym kościele w czasie Dies irae. Owe potwory, będące skrzyżowaniem smoka i wielkiej ryby, bardziej by się chyba nadawały do jakiejś bajki dla dzieci, ale i tak się wszystkim podobały. (Rolkarze dostali na końcu duże brawa.) Wspomniałam o śpiewaczce przebranej za archanioła. Inni soliści (których z jakiegoś powodu było ośmioro) również mieli swoje role. Tenor na przykład odgrywał kapłana, a bas, sopran i mezzosopran – żałobników (czarne stroje, zasmucone oblicza). Pojawiała się również niema postać Zmarłego. Ów Zmarły w zasadzie już nie żył (na co wskazywała jego zielona twarz), leżał nawet w trumnie (trumna też była), ale przez większą część spektaklu poruszał się dosyć żywo po całym kościele. Być może chodziło tu o jakieś aluzje do zwycięstwa nad śmiercią, ale to akurat sygnalizowała postać Chrystusa, który w pewnym momencie zszedł z Krzyża.

Wszystkie te sceny rozgrywały się równocześnie w różnych miejscach kościoła, co zmuszało widzów do ciągłego obracania się to w jedną, to w drugą stronę. Całe związane z tym zamieszanie sprawiało, że publiczność chwilami nie zwracała uwagi na stronę muzyczną spektaklu. Nie wiem, ile osób zauważyło całkiem niezłą grę orkiestry, która nie tylko dobrze grała, ale również dobrze brzmiała, co można uznać za sukces, jako że katedra pw. Św. Marii Magdaleny słynie z trudnej akustyki. Z trudnościami akustycznymi radził sobie również chór, lecz solistom poszło już niestety nieco gorzej. Ich głosy (z wyjątkiem jednego z sopranów) często uciekały gdzieś ku górze, rozpływały się i momentami sprawiały wrażenie, jakby dochodziły z bardzo daleka. Dlatego śpiewacy wypadli dosyć blado.

Ale nie strona muzyczna była w tym spektaklu najważniejsza. Została ona zepchnięta na dalszy plan przez produkty reżyserskiej wyobraźni. Nie wiem, czy o to właśnie chodziło twórcom przedstawienia, lecz tak się niewątpliwie stało. Mam tylko wielką nadzieję, że Requiem Verdiego nie będzie się niektórym ludziom kojarzyć ze straszydłami na rolkach i śpiewającym archaniołem Michałem w niedopasowanej zbroi.

Anna Kijak

Giuseppe Verdi, Requiem, reżyseria: Robert Skolmowski; soliści: Aleksandra Lemiszka, Jolanta Żmurko, Barbara Krahel, Ewa Czernak, Andrzej Kalinin, Zbigniew Kryczka, Maciej Krzysztyniak, Radosław Żukowski; balet, chór, orkiestra Opery Wrocławskiej; dyrygent Ewa Michnik; premiera 1 października 1997