Biuletyn 2(15)/2000  

It is an infection that can be transmitted from an infected to a healthy host. Doxycycline is used for treating animals with a http://rebfuedle.de/77547-potenzmittel-generika-per-nachnahme-95996/ bacterial infection in the gut. Propecia europe online i'm sure that some people have got themselves into this situation and i know that there are those who i would certainly be in the same situation myself in the future.

Last modified: saturday, february 11, 2010 at 10:01 a.m. I https://rosagroth.de/37408-viagra-kaufen-test-46928/ can get it at cvs but there's a few stores that i buy it from. Priligy price in india is the first generic priligy price in india.

Dialogi karmelitanek

Wieczór refleksji i wzruszeń

4 marca w łódzkim Teatrze Wielkim odbyła się polska prapremiera opery Francisa Poulenca Dialogi karmelitanek. Po udanej lutowej premierze Madame Butterfly (która jednocześnie stała się odkryciem talentu młodej śpiewaczki Danuty Dudzińskiej-Wieczorek), wystawienie dzieła Poulenca jest elementem założeń programowych łódzkiej sceny operowej, zmierzających do odkrywania białych plam w sztuce (jak mówi dyr. Krzyżanowski). A więc obok repertuaru klasycznego pojawiają się dzieła niecodzienne i intrygujące.

Z twórczością Poulenca można było zapoznać się nieco w październiku ubiegłego roku podczas czterodniowej ogólnopolskiej sesji naukowo-artystycznej z okazji setnej rocznicy urodzin francuskiego kompozytora. Imprezę zorganizowała wtedy Katedra Kameralistyki Akademii Muzycznej w Łodzi z inicjatywy prof. Marii Grozdeckiej. Oprócz wykładów i sześciu koncertów z udziałem artystów z całej Polski, w ramach sesji odbywał się także kurs mistrzowski interpretacji pieśni Poulenca, który poprowadziła światowej sławy śpiewaczka Teresa Żylis-Gara. Sesję zakończył zresztą interesujący koncert w wykonaniu uczestników kursu i z udziałem samej maestry.

Przed laty można było obejrzeć wystawianą w filharmonii koncertową realizację 40-minutowej jednoaktowej opery Poulenca Głos człowieczy. Na scenie TW muzyka tego kompozytora gościła tylko raz – podczas prezentacji przez formację Conrada Drzewieckiego baletu Łanie. Teraz po raz pierwszy na żywo miałam okazję spotkać się z ostatnią i największą z trzech oper Poulenca, twórcy, którego muzyka wywoływała wielkie poruszenie w latach dwudziestych naszego wieku. Przypomnieć tu należy, że Poulenc należał do tzw. Grupy Sześciu – twórców, którzy przeciwstawiali się impresjonizmowi we współczesnej muzyce.

Nad Dialogami… kompozytor pracował w latach 1953-56. Akcja opery rozgrywa się w czasach terroru rewolucji francuskiej i opowiada o zdarzeniu prawdziwym – rozwiązaniu zakonu karmelitanek w Compiégne i skazaniu szesnastu z nich na śmierć. Jedna z zakonnic przeżyła zagładę, opisała tragiczną historię swych sióstr (ściętych 17 lipca 1794 roku, beatyfikowanych 25 maja 1905) i z jej wspomnień oraz dokumentów i listów powstała obszerna źródłowa praca O. Bruno, karmelity bosego, dzięki któremu obecnie znane są dokładne dzieje męczeństwa karmelitanek. Natchnęły one najpierw powieściopisarkę niemiecką Gertrudę von Le Fort do napisania noweli Ostatnia na szafocie (1931). W ślad za nią powstał w 1948 roku dramat Georgesa Bernanosa Dialogi karmelitanek (wystawiane swego czasu przez Teatr Logos cieszyły się w Łodzi wielkim powodzeniem).

Jest to autor, w którego utworach dominuje problem grzechu i łaski, dobra i zła, stale walczących w człowieku. Poulenc dostrzegł w tym właśnie utworze wysoką wartość literacką i potężny ładunek dramatyczny. Wierność tekstowi Bernanosa podyktowała kompozytorowi charakter i ładunek tego dzieła. Po raz pierwszy (w wersji włoskiej) Dialogi… wystawione zostały, z entuzjastycznym przyjęciem, w mediolańskiej La Scali 26 stycznia 1957 roku. Pół roku później dzieło to pokazała Opera Paryska, a potem utwór doczekał się wielu wystawień na całym świecie (np. w ciągu ostatnich czterech lat ponad trzydzieści realizacji). Łódzka inscenizacja jest dopiero pierwszą realizacją tej opery w Polsce.

Dwa marcowe spektakle zebrały słowa uznania i świetne recenzje. Ja wybrałam się na Premierę z Expressem drugiego kwietnia, zaintrygowana dziełem nieznanym mi jeszcze ze sceny, a przecież tak bardzo liczącym się w operze światowej.

Opera ta wymaga precyzyjnego przekazu tekstu, gdyż mówi się tu o rzeczach niezwykle istotnych. Każde słowo, często jakże głębokie, które pada ze sceny, jest ważne. Zostało więc przygotowane polskie tłumaczenie libretta autorstwa Romana i Aleksandra Kołakowskich. Jest ono zarówno świetnie dokonane od strony językowej (jak twierdzą recenzenci), jak i znakomicie przystosowane do śpiewania. Dzięki temu, że tekst jest starannie dopracowany do zapisu nutowego, ingerencje w muzykę są niewielkie i brzmi ona rzeczywiście tak, jak napisał ją kompozytor, podczas gdy np. wersja włoska charakteryzuje się szeregiem zmian w partyturze.

Dialogi… odbiegają od klasycznej formy opery z podziałem na tradycyjne numery, tak lubiane przez publiczność. Nie ma tu melodyjnych arii czy duetów. Składa się na nią szereg drobnych scen, tworzących prawdziwy dramat muzyczny, nasycony emocjami, z wieloma momentami uderzającymi niezwykłą siłą wyrazu (wstrząsająca scena śmierci Przeoryszy, finałowa droga sióstr na szafot). Poulenc unikał tego, aby stworzyć jakieś elementy popisu wokalnego, starał się partiom śpiewanym nadać taki kształt, żeby były przedłużeniem mowy – zauważa szef muzyczny spektaklu Tadeusz Kozłowski.

Kompozytor rozpisał swą operę głównie na partie kobiece, wykorzystując możliwości ludzkiego głosu, bez przełamywania jego naturalnych walorów, łącząc znakomicie styl recytacyjny ze stylem lirycznym. To g??osom powierzył główne tematy melodyczne, a nie orkiestrze, która nadaje całości muzyczny koloryt, oddaje nastrój akcji, klimat rozmów.

Nie jest sprawą prostą tak skonstruować ten długi i niełatwy spektakl, aby dialog o wierności ideałom i obranej drodze, o powołaniu i odwadze, o zwątpieniu i świadomości ludzkiej godności całkowicie przykuł uwagę widza na ponad trzy godziny. Bez wątpienia udało się to Krzysztofowi Kelmowi, który swojemu autorskiemu przedstawieniu (jest tu reżyserem i scenografem) nadał niezwykle spójny, przemyślany w każdym szczególe kształt. Pokazał nam dzieło Poulenca bez uwspółcześnień, po prostu jako wierną literze tekstu przypowieść, niezwykle piękną i wzruszającą, o głębokim humanistycznym przesłaniu i o uniwersalnych, jak się okazuje, wartościach. (Chwali się to w przypadku artysty znanego ze śmiałych, często nawet kontrowersyjnych pomysłów, które stosuje w swoich inscenizacjach.) Dzięki temu opera Poulenca naprawdę może być odebrana tak, jak powinna być odebrana pierwsza prezentacja mająca na celu przybliżenie tego dzieła publiczności.

Surowa, a zarazem wysmakowana kolorystycznie i przestrzennie oprawa scenograficzna przemawia do wyobraźni i potęguje emocjonalne doznania i estetyczne wrażenia, czemu sprzyja też znakomite działanie świateł. Czerwień, biel, błękit, żywe obrazy w wykonaniu baletu symbolizują rewolucyjne wstrząsy. Kontrastuje z tym surowa sceneria klasztoru z prostymi formami, szarością murów i brązami habitów. Duże wrażenie robi aluminiowa, błyszcząca konstrukcja szafotu.

Słowa uznania należą się Lilianie Alvarado za opracowanie naturalnego i ekspresyjnego ruchu scenicznego. Cieszy posługiwanie się możliwościami technicznymi sceny i wykorzystanie jej przestrzeni na kilku poziomach. Poruszająco np. wypada scena, gdy jednocześnie jesteśmy świadkami śmierci Przeoryszy i codziennych zajęć karmelitanek. Muzyka i śpiew w tym przedstawieniu nie są przytłaczane przez pomysły inscenizatora i dzięki temu mamy idealną równowagę między znakomicie zrealizowaną stroną dramatyczną spektaklu i pełną perfekcyjnej dbałości stroną muzyczno-wokalną. Możemy śmiało powiedzieć, że spektakl ten jest triumfem zespołowego śpiewania i że wszyscy artyści potrafili znaleźć się w fascynujących zadaniach wokalnych i aktorskich, mimo odmienności i wszystkich trudności, jakie stwarzają wokalne partie (ze względu na nieschematyczny kształt melodii, częste użycia wysokich rejestrów, zmiany natężenia emocji). Polska wersja językowa zmuszała solistów do dodatkowego wysiłku włożonego w dobrą dykcję. Delikatne nagłośnienie sceny przez dyskretnie rozmieszczone mikrofony pozwoliło bez uszczerbku dla śpiewu, a z korzyścią dla wyrazu, na większą swobodę wokalną i naturalne ruchy sceniczne.

Znakomitą kreacją stworzyła w tym spektaklu Monika Cichocka jako Blanche, wkładając w swoją partię ogromny ładunek emocji i wokalnego zaangażowania. Jakże przekonująco pokazała przemianę wewnętrzną swojej bohaterki, jej dojrzewanie do męczeństwa, paradoksalne stany jej umysłu i serca w konfrontacji z brutalną przemocą rewolucyjnych komisarzy. Doprawdy, trudno zapomnieć jej wstrząsający duet z Matką Marią z odsłony drugiej aktu trzeciego. Nic dziwnego, że śpiewaczka nazywa rolę Blanche wielkim przeżyciem w życiu artystycznym.

Jako Nowa Przeorysza Karmelu wystąpiła po raz pierwszy Roma Owsińska. Jej mocny głos i znakomita gra aktorska to wielkie atuty w interpretacji tej postaci. Mnie szczególnie poruszyła dramatyczna scena w więzieniu, w której widzimy jej matczyne wsparcie dla sióstr w obliczu czekającej je śmierci.

Przeoryszę klasztoru zaśpiewała Jolanta Gzella, łącząc w swojej kreacji perfekcyjny śpiew, wspaniałą dykcję i zaangażowanie dramatyczne. Była wstrząsająca w scenie śmierci i wizji tragedii, jaka czeka Karmel. Świetnie sprawdziła się w roli młodziutkiej, radosnej siostry Konstancji dysponująca lekkim sopranem Donata Roppel.

Wyrazistą postać Matki Marii – tej, która przeżyła, by da?? świadectwo męczeństwa swych sióstr – stworzyła śpiewająca dźwięcznym altem Agnieszka Makówka. (Ta już znakomita, 27-letnia śpiewaczka została uhonorowana w kwietniu nagrodą artystyczną Prezydium Oddziału PAN w Łodzi i Konferencji Rektorów Wyższych Uczelni w Łodzi). Trudno zapomnieć jej klęczącą z przodu sceny postać, z ogoloną głową i złożonymi w modlitwie dłońmi i rozgrywającą się za nią scenę ścinania sióstr.

W tej zdominowanej przez panie obsadzie panowie mają mniejsze pole do popisu. Niemniej, należy wspomnieć i o tych męskich, również udanych rolach: Kawalera de la Force (Tomasz Madej o ładnym tenorowym głosie), Markiza de la Force (Zenon Kowalski – jak zwykle głos i dykcja bez zarzutu), Kapelana (interesująco prezentujący się wokalnie Borys Ławreniw).

Słowa uznania kieruję jak zwykle pod adresem idealnie brzmiącego żeńskiego chóru, do którego należą piękniejsze wokalnie i scenicznie fragmenty, jak wzruszająca Ave Maria z drugiego aktu czy robiący niesamowite wrażenie hymn Salve Regina, towarzyszący drodze sióstr na szafot, coraz słabszy wraz z kolejnymi uderzeniami gilotyny. Orkiestra pod batutą Tadeusza Kozłowskiego potwierdziła jeszcze raz swoją klasę. Dowiodła, że wielki dramat rozgrywający się na scenie jest nierozerwalnie związany z tym, co rozgrywa się w każdym akordzie (…). To teatr dźwięków, dzięki któremu cała opowieść nabiera wzniosłości, nie tracąc bardzo ludzkiego wymiaru (H. Sas, Express Ilustrowany). Rzeczywiście, trudno się nie zachwycać tymi przepięknie poprowadzonymi przez orkiestrę kulminacjami i narracją muzyczną, która jest w tym dziele tak bardzo istotna.

Przedstawienie Dialogów… oferuje widzom wieczór operowy specyficzny w nastroju i kontemplacji. Nie jest to spektakl dla amatorów popisowych arii, a raczej dla tych, którzy chcą wyciszyć się i przeżyć coś naprawdę głębokiego. Z początku byłam niezadowolona, że dyrekcja TW zamieniła planowanego i tak lubianego przeze mnie Andréa Chénier na Dialogi karmelitanek. Teraz jestem usatysfakcjonowana, że mogłam przeżyć (wraz z grupką naszych klubowiczów) zrealizowane na łódzkiej scenie piękne i mądre widowisko, jakim jest ten spektakl opery Poulenca, łączący w sobie piękną formę i pogłębioną refleksję.

Dorota Pulik