Biuletyn 2(15)/2000  

Am i supposed to take it for a year or until we get pregnant? When i tried to tadalafil stada 10 mg ohne rezept get away, the guards beat me with a rubber truncheon and took me away from them, and then the police came, and put me in an asylum, where i stayed until i got out. When i tried to get away, the guards beat me with a rubber truncheon and took me away from them, and then the police came, and put me in an asylum, where i stayed until i got out.

I can say with complete honesty, that it’s very hard to come by nolvadex for sale, buy no limit nolvadex online no prescription in our area. We sell tamoxifen 20mg and other prescription medicines from india and comprehensively other countries to the usa, canada and australia. After you have selected this shipping option, you will be directed to the page where you can fill in the details of your delivery.

Moniuszko i Paderewski w drodze do Zjednoczonej Europy

Rok Chopinowski 1999 przysłonił swoim znaczeniem 180 rocznicę urodzin Stanisława Moniuszki. Ale i tak obchodzono ją uroczyściej niż poprzednie rocznice moniuszkowskie. Stało się to możliwe dzięki ogromnej aktywności Towarzystwa Miłośników Muzyki Moniuszki i Fundacji Kultury Polskiej w Warszawie. Szczególnym akcentem był w dniu 5 maja 1999 w Teatrze Wielkim spektakl opery Halka w inscenizacji Marii Fołtyn, Jubilatki obchodzącej 50-lecie pracy artystycznej.

Były też obchody w ramach święta 3-go Maja, na scenie Filharmonii Wileńskiej, pod patronatem ambasady polskiej i naszego Instytutu Kultury w Wilnie. Trzeba zaznaczyć, że po wielu latach naszej nieobecności na Litwie, prezentowana tam muzyka – niekochanego przez współczesnych Litwinów Moniuszki – wzbudziła po raz pierwszy od 12 lat niekłamany zachwyt i entuzjazm słuchaczy.

Dalsze obchody cyklu Moniuszko Europejski to imprezy w sali balowej Zamku Królewskiego, w filharmoniach: poznańskiej, bydgoskiej i opolskiej, Festiwal Moniuszkowski w Busku oraz autorskie koncerty, z ogromnym potencjałem artystów. Wszystkie imprezy były prawdziwym hołdem dla kompozytora narodowej opery polskiej. Wspaniały był również koncert Teatru Wielkiego na placu Teatralnym u stóp pomnika wieszcza opery narodowej, z udziałem świetnych solistów i orkiestry Opery pod batutą Jacka Kaspszyka. Impreza ta zgromadziła tłumy warszawskiej publiczności.

Powracam jeszcze do imprez moniuszkowskich w Wilnie, gdzie utrzymuje się od lat stosunek niechęci do polskiej kultury. Być może muzyka naszego Moniuszki potrafi przełamać barierę niechęci między naszymi dwoma zwaśnionymi narodami. Uprzednia wzajemna wizyta dwóch teatrów, Wielkiego z Warszawy i z Wilna, była ewenementem artystycznym. Wysłuchano z żywym zainteresowaniem opery Straszny dwór. Po raz pierwszy w historii wystawiono tam Hrabinę i kontrowersyjną historyczną operę Królowa Jadwiga Ursyna Niemcewicza i Karola Kurpińskiego. Niesłychane owacje w 1988 roku były dowodem sukcesu dwóch wielkich dyrektorów – Roberta Satanowskiego i Vytana Norejki. Należy kontynuować drogę zbliżenia narodów litewskiego i polskiego przez muzykę, która łagodzi obyczaje!

Po tak hucznych obchodach 180-lecia urodzin Moniuszki w kraju – postanowiłam w grudniu 1999 r. poznać, jak wygląda opera polska w Europie, głównie w Szwajcarii i w Niemczech. Na zaproszenie polskiego publicysty muzycznego Kazimierza Czekaja, mieszkającego w Bazylei, wyjechałam do Szwajcarii. Na miejscu otrzymałam archiwalną dokumentację prasową z września 1939 roku z National Zeitung i Basel Nachrichten. W polskim przekładzie jeden z recenzentów napisał: Od kiedy w latach 1929 i 1933 w Bernie, a w 1935 w Zurychu społeczeństwo szwajcarskie poznało „Halkę” Stanisława Moniuszki, minęło trochę czasu. Tego kompozytora śmiało zaliczyć można do najlepszych mistrzów opery lirycznej oraz do najznakomitszych muzyków tego tak bardzo muzykalnego narodu […]. Nasuwa się chęć porównania Moniuszki z Chopinem […]. Najmocniejszą stroną Moniuszki, twórcy opery narodowej, są jego pieśni i utwory chóralne. W nich ukazuje się on jako wspaniały liryk, podkreślając to przepiękną syntezą folkloru i romantyki. Dopatruję się podobieństwa muzyki Moniuszki także z romantyzmem niemieckim. […] W ubiegłą środę (20.09.1939 r.) poznaliśmy w Teatrze Miejskim w Bazylei kolejne dzieło sceniczne polskiego kompozytora, jego „Straszny dwór”. Najbardziej porywającym fragmentem opery jest aria Stefana „z kurantem”, którą usłyszeliśmy w wykonaniu utalentowanego polskiego tenora Zdzisława Woźniaka [Bislaw Wosniak]. Swoim mistrzowskim wykonaniem tej arii porwał słuchaczy do tego stopnia, że musiał ją powtórzyć dwukrotnie. […] Można sobie wyobrazić nastrój panujący wśród Polaków na widowni. Po przedstawieniu zorganizowano wykonawcom owację. Z okazji tej premiery (było to niemieckie prawykonanie Strasznego dworu) prasa bazylejska pisała: Niemieckie bomby i samoloty wroga w Polsce, płonące miasta, a w wolnej Szwajcarii – dzieło twórcy polskiej opery narodowej – Stanisława Moniuszki!

A 60 lat od tamtych historycznych dni?… W dniu 10 grudnia ub. r. w repertuarze teatrów operowych na osi Wiedeń – Berlin – Bazylea ani śladu polskiej opery.

Natomiast w pięknej sali nowego teatru bazylejskiego z 1975 roku na 1000 widzów tylko 400 słuchaczy na spektaklu opery Lohengrin Richarda Wagnera. Publiczność bojkotuje eksperymentalną reżyserię angielskiego twórcy – odrażająca kpina z legendy i etosu łabędzia i całej poetyki libretta. Tylko Muzyka w doskonałym wykonaniu Basler Sinfonieorchester, w której gra kilkunastu (sic!) polskich muzyków – nieposkromiona przez reżysera – błyszczy jak klejnot. Jest arcydziełem! W wielu scenach chóralnych, przygotowanych przez polskiego chórmistrza – Henryka Polusa – odczuwamy słodsze słowiańskie brzmienie głosów, szczególnie męskich, wspomaganych przez gościnny chór z Bayreuth Festspiele. Zadziwiające! Sam Lohengrin, choć we współczesnym garniturze i krawacie, śpiewał na dobrym poziomie, podobnie jak i reszta solistów – z dobrą klasą i o dużej inteligencji scenicznej.

Jeżeli chodzi o Szwajcarię, to niestety nie zdążyłam na główną polską muzyczną atrakcję A. D. 1999, jaką była koncertowa premiera opery Halka w głównej sali koncertowej Tonhalle w Zurychu w dniach 25 i 26 listopada. Najstarszy, liczący sobie ponad 100 lat, amatorski chór Harmonie z Zurychu przedstawił III i IV akt Halki w języku polskim w międzynarodowym zestawie solistów. Znakomity nasz tenor Ryszard Karczykowski śpiewał partię górala i Jontka, a Arkadiusz Burski (baryton) Stolnika i Janusza. Pierwszym koncertmistrzem skrzypiec doskonałej orkiestry symfonicznej Tonhalle jest od lat Polak Aureliusz Nizioł. Wszyscy bardzo się podobali zuryskiej publiczności. Mój telegram wysłany jeszcze z Warszawy na ręce Dyrektora Muzycznego i Chórmistrza – Alexa Huga dla całego Zespołu zawierał wyrazy uznania za ich trud przygotowania w języku polskim III i IV aktu opery Halka. Trzy pisma szwajcarskie pisały entuzjastycznie o Halce, sugerując pokazanie dzieła w całości na profesjonalnej scenie operowej. Oba koncerty odbyły się przy szczelnie wypełnionej dużej sali Tonhalle na 1200 miejsc, a zgromadzona publiczność zgotowała wykonawcom długotrwałą owację. Sukces olbrzymi! W foyer Tonhalle sprzedawano na płytach kompaktowych pełną wersję Halki z 1986 roku. Nie było natomiast taśmy wideo z 1998 roku. Wiadomość o istnieniu tego nagrania nie dotarła do Szwajcarii w ciągu roku. Oto przykład, jak Polacy dbają o promocję swojej muzyki na świecie!

A jak wygląda promocja Moniuszki w wielkich teatrach niemieckich? Prowadzimy rozmowy w Karlsruhe, gdzie dyrektorem muzycznym jest Kazushi Ono, dyrygent poznany przeze mnie jeszcze w czasie realizacji Strasznego dworu w 1979 r. w Tokio. Doprowadzić one mają do wystawienia w Niemczech jednej z oper Moniuszki, jeśli zamysł uczynienia tego przez Ono zatwierdzi nadintendent tej sceny operowej, w której pracować będzie ten utalentowany i rozmiłowany w Moniuszce japoński mistrz batuty w 2002 roku. Następny etap mojej podróży po niemieckich scenach operowych to Mannheim i spotkanie z I dyrygentem Peterem Sommerem, poznanym przed 30 laty w Lipsku, na początku mojej niemieckiej kariery wokalnej. Ten prosłowiański muzyk uciekł z Niemiec Wschodnich na Zachód i dziś kreuje wielkie spektakle w całych Niemczech, dyrygując utworami nie tylko Richarda Straussa czy Piotra Czajkowskiego – ale także dziełami kompozytorów polskich, wśród nich także Strasznym dworem – choć w Europie schyłku XX wieku trwa moda na opery Verdiego oraz na operę rosyjską, szczególnie na Damę pikową

Rozpuściłam nieco wodze mojej nieposkromionej „żądzy” przekonywania wszystkich spotkanych intendentów do zainwestowania w wystawienie opery polskiej. „Atakowani” przeze mnie odpowiadają: Frau Maria – a czemuż to wasze wędrujące po świecie zespoły operowe nie pokazują swoich dzieł – tak jak to czynią Czesi, Węgrzy czy Rosjanie? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam naszym organizatorom wędrujących grup polskich teatrów operowych. Ale kontynuując rozmowę – powiadam – wy, współcześni Niemcy, macie wobec nas zobowiązania moralne. Naród niemiecki zniszczył wiele dóbr kultury i ludzi sztuki. W getcie zginęła ogromna liczba świetnych polskich śpiewaków operowych, przez lata okupacji wielu zabroniono wykonywania zawodu muzyka, a Teatr Wielki spalono! Obecnie zbliża się 100 lat od premiery „Manru” na scenie drezdeńskiej Semperoper… Rozmówcy moi pytają: Z takim librettem? Kogo dziś obchodzi historia Cygana i wiejskiej dziewczyny? Co można z tym zrobić? Odpowiedziałam im: Można, Panowie, można! „Manru – Der Fremde”/”Obcy”, to historia wzgardzonego Turka, Rosjanina czy Ukraińca, zamieszkującego współcześnie na obrzeżach wielkich, bogatych niemieckich miast. To dramat obcego – wysiedlonego, wzgardzonego. Przedstawiony przeze mnie scenariusz nowego libretta zrobił na moich rozmówcach wrażenie. Sama doskonale zdaję sobie sprawę z odwagi potrzebnej do zmiany libretta pochodzącego z końca ubiegłego wieku. Znam jednak to dzieło wyjątkowo dobrze jako twórca inscenizacji wrocławskiej sprzed blisko 10 laty. Wiem, czym i jak można ją uwspółcześnić i wskrzesić do życia.

Kiedy tak wędrowałam po teatrach niemieckich z końcem odchodzącego stulecia owładnęła mną narastająca potrzeba walki o dobrze przeprowadzoną promocję muzyki polskiej – na obszarze wielkich Niemiec, Szwajcarii, Francji i Italii. O Anglii nawet nie myślę! Wielka Zachodnia Europa milczy i nie zna ani Moniuszki, ani Paderewskiego. Z drugiej zaś strony faktem jest narastająca agresja ze strony Fundacji Polsko-Niemieckiej, subsydiującej premiery arcydzieł Wagnera (Walkiria w Warszawie, Parsifal w Poznaniu, Tannhäuser w Gdańsku). Zmusza to nas do rozwiązania narosłego problemu – otwarcia drogi polskim dziełom operowym. Zniszczona wojną uboga Polska wystawiła w latach pięćdziesiątych w „Romie” pierwszego powojennego Wagnerowskiego Lohengrina – w obsadzie dziś nie do powtórzenia. Kierując się tym szlachetnym przesłaniem ówczesnych władz politycznych i artystycznych – ogłaszam alarm! Wzywam Fundację Polsko-Niemiecką o sponsorowanie polskiej opery na scenach niemieckich. Wzywam do tego, by obecna irytująca dysproporcja i tendencja – wyeliminowania kultury polskiej ze scen niemieckich – przestała być palącym problemem. Muzyka rosyjska – wspomniana już Dama pikowa czy poetycka, wielka liryka zawarta w Eugeniuszu Onieginie ma światową siłę przebicia. Ale także Wojna i pokój Sergiusza Prokofiewa i słynna Lady Makbet z mceńskiego powiatu Dymitra Szostakowicza są promowane przez wielkie sceny operowe, „ścieląc” drogę prorosyjskiej kulturze pełnią chwały. Brak jest równowagi między stronami, dysproporcja ta stwarza dysonans. Aby go zniwelować, należałoby zainwestować w inscenizacje narodowych polskich oper na scenach Berlina, Wiessbaden, Düsseldorfu, Mannheim, Hamburga czy Karlsruhe – nie mówiąc już o scenach Paryża, Wiednia czy Rzymu.

Nasze wejście do Europy może utrudnić lub zniweczyć wysiłki o utrwalenie polskiego repertuaru w czołowych teatrach wielkich miast. Z drugiej zaś strony nie ma wymiennej transakcji wpływów, aby polska opera została wprowadzona na niektóre sceny obszaru niemieckojęzycznego. Tragiczne jest też to, że żaden z wielkich sponsorów nie dostrzega tak szerokiej niemocy, jakim jest stan faktycznej naszej muzycznej nieobecności w Europie w ekskluzywnych teatrach operowych Niemiec, Szwajcarii, Francji i Włoch. Tragedią jest również, że zawsze oddany Moniuszce teatr wschodni nie kontynuuje tej miłości muzycznej, choć na terenie byłego Związku Radzieckiego byliśmy bardzo popularni i cenieni. Ograniczę się do przypomnienia nazwiska Ewy Bandrowskiej-Turskiej, premier Halki lub Strasznego dworu na scenach Moskwy, Kijowa (1955), Nowosybirska (1984), w pięknej Samarze (1994). Nie wszędzie jednak udało się dotrzeć Moniuszce – by wymienić Petersburg, Wilno czy nawet najbardziej moniuszkowskie miasto, Mińsk. Mimo tylu moich „zabiegów” nie wystawił jeszcze ani Strasznego dworu, ani Halki.

Na zakończenie pytam i wołam wielkim głosem: Gdzie jest polska opera na tle Europy Zachodniej i Wschodniej? A gdzie w obu Amerykach (1971-74), Japonii (1975 i 1979) i Brazylii? Czy czynimy wszystko, by przygotowane tam premiery moniuszkowskie utrzymywały się w stałym repertuarze tamtejszych scen operowych? Chcę wierzyć w to, że nowa wersja opery Ignacego Jana Paderewskiego Manru – Der Fremde / Obcy zdobędzie sceny operowe świata. Jest to bowiem artysta-muzyk będący legendą I połowy XX wieku. Warto ocalić nazwisko to od zapomnienia przez współczesnego melomana.

Jako ewenement chcę na zakończenie wspomnieć o triumfie muzyki Stanisława Moniuszki w dalekiej Australii. 21 lutego otrzymałam z SBS Corporation – Australian Multicultural Broadcaster informację, że Rada Programowa TV SBS uznała operę Halka Moniuszki za dzieło o wyjątkowych walorach muzycznych i postanowiła emitować Halkę w ogólnoaustralijskiej sieci TV w sobotę 8 kwietnia 2000 r. o 12:30. Cieszy, że nasza narodowa opera w mojej reżyserii pod kierunkiem muzycznym Antoniego Wicherka, zabrzmi na tak odległym od Polski kontynencie.* Oby na stałe. Jest to zasługą prof. Erica Stafeckiego-Stafforda, wielkiego przyjaciela naszego kraju i polskiej muzyki. Może więc nasze wejście do „Wspólnego Rynku” nie zniszczy w ogólnym europejskim tyglu wielkich, niezaprzeczalnych, indywidualnych wartości naszej muzyki? Pod jednym jednak warunkiem, że będziemy o to walczyć mądrze, planowo i rozsądnie wszystkimi dostępnymi nam środkami. Wzywam do tej walki wszystkich ludzi, którym muzyka polska leży głęboko na sercu. Wielokrotnie wypowiadałam się już na ten temat, że sfilmowana opera Straszny dwór Stanisława Moniuszki może okazać się najważniejszym i najistotniejszym dziełem promocji polskiej muzyki operowej. W moim głębokim przeświadczeniu ekranizacja Strasznego dworu najprawdopodobniej będzie kontynuacją najświeższego sukcesu filmowego dwóch polskich epopei narodowych: Ogniem i mieczem w reżyserii Jerzego Hoffmana oraz Pana Tadeusza Andrzeja Wajdy na całej kuli ziemskiej. A słowo śpiewane ma daleko większą siłę wzruszania i moc oddziaływania niż każde słowo mówione! A polskie polonezy, mazurki, krakowiaki niosą polską odrębność narodową, oryginalną i porywającą.

Maria Fołtyn