Biuletyn 3(16)/2000  

This medication can also be used for gastric reflux disease. However, some people have reported side effusively budesonide effects including dizziness and headache when taking this drug. Please help me, it seems like my life is on hold while the growth gets bigger and bigger and gets scarier.

Clomiphene is used in the treatment of infertility related problems, in women to treat infertility problems. We need someone with experience who can provide good Kotdwāra tadalafil rezeptfrei kaufen feedback and suggestions for improvement. This is exactly what we are trying to make happen: for any victim, any age, any.

Operowe wrażenia z wakacji

Jak co roku wybraliśmy się do Włoch, aby spotkać się z naszą ulubioną artystką – Magdą Olivero i posłuchać jej śpiewu. Tym razem postanowiliśmy jednak odbyć podróż trochę dłuższą, „nawiedzając” po drodze różne operowe miejsca. Pierwszym przystankiem było Pilzno. Czechy, jak zwykle, zrobiły na nas niezwykle sympatyczne wrażenie. Ceny niskie, doskonała baza turystyczna, liczne atrakcje. W mieście tym znajduje się piękny, wybudowany w stylu austriacko-węgiersko-krakowskim, Teatr im. J. K. Tyla. W czasie wakacji organizowane są wycieczki wewnątrz budynku (siedem razy dziennie!), jako bilet wstępu otrzymuje się reprodukcję malowanej kurtyny teatru, zagraniczni turyści dostają także obfite materiały w obcych językach. Trochę się obawialiśmy, że przemiła przewodniczka będzie nam najpierw opowiadała przez pół godziny o wmurowanych w teatrze kamieniach węgielnych – czego Klubowicze doświadczyli w czasie zwiedzania Teatru Narodowego w Pradze – jednak tym razem, może z powodu braku takowych kamieni, wycieczka sprawnie poruszała się po gmachu. Obejrzeliśmy klatki schodowe, sale recepcyjne, foyer, widownię, podniesiono i opuszczono malowaną kurtynę, a następnie zobaczyliśmy nowoczesną scenę, zaplecze z garderobami i salami prób, by zakończyć wycieczkę w supernowoczesnych podziemnych magazynach dekoracji i kostiumów. Na dużej scenie Teatru Tyla wystawia się opery, operetki, musicale, spektakle dramatyczne i balety. Natomiast sama scena, a zwłaszcza widownia, są znacznie mniejsze niż w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Nasuwa się więc pytanie, dlaczego w Pilznie możliwa jest koegzystencja kilku zespołów artystycznych w jednym gmachu i żaden gatunek teatru nie jest dyskryminowany? Skoro można w Czechach, może warto spróbować w Krakowie? A repertuar pilzneńskiego teatru jest imponujący, w nadchodzącym sezonie można zobaczyć: 15 oper (np. Carmen, Rusałka, Tosca, Traviata, Rigoletto, Butterfly, Don Giovanni), 7 operetek, 4 musicale, 7 baletów, 14 dramatów.

Kolejny etap podróży można nazwać wagnerowskim. Udaliśmy się bowiem w krainę zamków i pałaców Ludwika Bawarskiego. Pierwszym przystankiem było oczywiście Monachium. Miasto piękne, a w dodatku znajduje się w nim wspaniały sklep z płytami Ludwig Beck. Trudno do niego trafić, bowiem znajduje się na czwartym piętrze dużego domu towarowego o tej samej nazwie i jest trochę „utajniony”. Sklep okazał się istnym rajem dla operomana, znaleźliśmy w nim wiele płyt bezskutecznie poszukiwanych od dawna, także pieśni wszystkie Chopina w wykonaniu Ewy Podleś. Płyta ta ukazała się już kilka miesięcy temu, żaden polski dystrybutor nie wpadł jednak na pomysł sprowadzenia jej do kraju [zob. Varia]. Z Monachium pojechaliśmy do zamków Ludwika Bawarskiego. Bajeczny Neuschwanstein, „zamek Walta Disneya”, był budowany przez 20 lat. Nagła i tajemnicza śmierć króla przerwała prace architektoniczne – ukończona została tylko 1/3 wnętrz zamku. Można zwiedzać całe III piętro i część IV. Ale i tak jest co oglądać. Wielka sala tronowa przypomina wnętrze bizantyńskiej bazyliki (niestety nie ma w niej tronu, gdyż nigdy nie został wykonany). Z sypialni do jadalni trzeba przejść przez sztuczną grotę. W ogóle zamek jest świątynią Ryszarda Wagnera, ukochanego kompozytora Ludwika. Prawie wszędzie są obrazy i freski przedstawiające bohaterów oper, jak również legend germańskich (np. sypialnia przedstawia całą historię Tristana i Izoldy). W zamku wybudowana została również wielka sala koncertowa, w której miały być wykonywane utwory Wagnera (leitmotivem dekoracyjnym jest w tym przypadku historia Parsifala). Poza tym wszędzie, stosownie do nazwy zamku, znajdują się łabędzie: klamki, porcelanowe figury, freski, rzeźby, itp. Nie sposób opisać tu wszystkie niuanse i detale zamku, uznawanego powszechnie za symbol kiczu i braku dobrego smaku. A my byliśmy zachwyceni, nie tylko niesamowitą fantazją władcy (wszystkie pomieszczenia zostały zaprojektowane dokładnie według jego wskazówek), ale po prostu pięknem tej budowli. I naszym zdaniem, nie ma ono nic wspólnego z kiczem. Następnie odwiedziliśmy pałac Linderhof, jedyną dokończoną rezydencję króla. Co ciekawe, aby dostać się z Neuschwanstein do Linderhof, trzeba przejechać przez Austrię i minąć kilka przepięknych alpejskich jezior. A sam pałac jest również niezwykły. Główną atrakcją parku jest sztuczna grota Wenus z Tannhäusera ze sztucznym jeziorem, po którym Ludwik pływał łodzią. Jest także m.in. Pawilon Mauretański oraz Chata Hundinga. Ostatnim odwiedzonym przez nas zamkiem była kopia Wersalu, zbudowana na wyspie Hierremsee. Niestety, zbudowano tylko główne skrzydło, przez co zamek wygląda bardzo dziwnie.

W lecie odbywają się słynne Salzburger Festspiele, postanowiliśmy przyjrzeć się z bliska tej imprezie. Samo miasto trochę nas rozczarowało, może zbyt wiele spodziewaliśmy się po przeczytaniu informacji, że to najpiękniejsze miasto Austrii. Program festiwalu był jak zwykle imponujący: Trojanie, Ifigenia na Taurydzie, Medea, Tristan i Izolda, Saul i Dawid Nielsena, Don Giovanni, Dama pikowa, Piękna Helena, Idomeneo, Kiteź Rimskiego-Korsakowa, Acis i Galatea oraz Teodora Händla. My niestety trafiliśmy na wieczór z Cosi fan tutte, której to opery raczej nie lubimy, postanowiliśmy więc opuścić miasto Mozarta i udaliśmy się do przepięknego Innsbrucku.

Stamtąd, podziwiając alpejskie widoki, pojechaliśmy do Włoch i parę dni spędziliśmy w malowniczej górskiej miejscowości Solda. Jak zwykle dużo wrażeń dostarczyły nam rozmowy z Magdą Olivero, spotkania z jej fanami, którzy tak jak my przyjechali na coroczne spotkanie z maestrą. Dodatkowym pretekstem spotkań były obchodzone niedawno przez śpiewaczkę 90. urodziny. Ukoronowaniem pobytu była msza w tamtejszym kościele, gdzie corocznie 15 sierpnia Magda Olivero wykonuje kilka utworów. Tym razem usłyszeliśmy Ave Maria Leoncavalla oraz Panis angelicus Francka. Wszyscy umówiliśmy się na spotkanie za rok…

Po tym maratonie, a w oczekiwaniu na kolejne atrakcje, postanowiliśmy kilka dni odpocząć nad najsłynniejszym i najpiękniejszym włoskim jeziorem Lago di Garda. Otoczone jest ono kilkunastoma przepięknymi „weneckimi” miasteczkami, pełnymi kawiarenek, pizzerii i całej „infrastruktury” turystycznej. Odbyliśmy kilka rejsów po jeziorze, odpoczywaliśmy na plaży. Największe wrażenie zrobiło na nas Vittoriale z willą ekscentrycznego, wielkiego włoskiego poety Gabriela D’Annunzia. Willa była podarunkiem od Mussoliniego, artysta przebudował ją wedle własnych pomysłów. Np. ponieważ nie cierpiał światła słonecznego, wszystkie okna wykonane są z mlecznego szkła weneckiego, imitującego alabaster. W jadalni na stole stoi rzeźba żółwia z brązu z prawdziwą skorupą, której właściciel zdechł podobno z przejedzenia. Wszystko to trochę przygnębia, ale także oszałamia. Poeta miał także własną armię, w jednym pokoju wisi samolot.

Ale i tu nie uciekliśmy od operowych wątków. D’Annunzio był wielkim miłośnikiem opery, przyjaźnił się z wieloma kompozytorami, a sam napisał wiele sztuk i librett operowych (np. Francesca da Rimini Zandonaia czy Parisina Mascagniego). Na terenie posiadłości znajdują się dwie sceny operowo-teatralne: jedna to, wzorowana na teatrach greckich, scena na zboczu wzgórza z pięknym widokiem na jezioro, gdzie w okresie letnim wystawiane są także opery (w tym roku była m.in. Tosca i Traviata). Druga scena znajduje się w samej willi.

Kolejnym etapem podróży była Werona. Organizatorzy festiwalu Arena di Verona postanowili uczcić rok Verdiego wystawiając w tym roku oraz w przyszłym sezonie wyłącznie opery mistrza z Busseto. Tak więc tegoroczny festiwal oferował spektakle Nabucca, Mocy przeznaczenia, Aidy i Traviaty, za rok, na 79. już festiwalu, zostanie pokazany Trubadur, Rigoletto, Nabucco, Traviata i Aida. Wybraliśmy się na tegoroczną nowość, realizację Nabucca w reżyserii i inscenizacji słynnego Hugo De Any, który zaprojektował także kostiumy. Jest to, po ubiegłorocznych kosmiczno-wirtualnych produkcjach Aidy i Madame Butterfly, kolejny spektakl bardzo odważny i nowoczesny. Akcja opery rozgrywa się na monstrualnie wielkim, złoto-miedziano-zielonym… układzie scalonym, z którego wysuwają się pomosty, zapadnie itp. Kostiumy są bajecznie kolorowe, a ich integralną częścią jest wyrazisty makijaż. Chór i tancerze ubrani byli w niezwykle wyszukane stroje, a przy tym wykonywali niezwykle wyszukane układy choreograficzne. Tak wyszukane, że bez trudu można było odróżnić jednych od drugich. Bardzo podobał nam się moment pojawienia się Abigaille, otóż część tancerek-Żydówek okazała się agentkami wroga – po odrzuceniu płaszczy ukazały się ubrane w obcisłe skóry wojowniczki, a spod sceny wynurzyła się główna bohaterka. Inscenizator zadbał też o bardzo ciekawe oświetlenie i liczne efekty pirotechniczne w trakcie spektaklu. Orchestra dell’Arena di Verona zagrała wyśmienicie pod batutą Daniela Orena, dla którego Nabucco jest zresztą operą popisową i ulubioną. Wspaniałe „verdiowskie” tempa, dokładna artykulacja i bogata dynamika. Niestety, na tym pochwały musimy już zakończyć. Niewiarygodnie wręcz słabo zaśpiewał chór, trzeba się naprawdę postarać, żeby zepsuć taki hit, jak Va pensiero. Soliści też byli bardzo przeciętni, co znalazło zresztą odbicie w recenzjach prasowych. Paola Romano jako Abigaille była prawie niesłyszalna, mimo ogromnej pomocy ze strony Orena, który ściszał orkiestrę maksymalnie. Podobnie Zachariasz w wykonaniu Askara Abdrazakova był bezbarwny i mało nośny. Powyższą opinię możemy powtórzyć przy rolach Izmaela i Feneny. Poziom był tak wyrównanie zły, że można było wręcz myśleć – jeśli chodzi o brak nośności – o złej akustyce Areny. Dopiero pojawienie się tytułowego bohatera, którego kreował Alexandru Agache, rozwiało te wątpliwości – śpiewał on głosem dobrze postawionym, w rezonansie, wypełniał ładnym dźwiękiem ogromną widownię. Niestety, dobrej woli i zapału starczyło mu zaledwie na połowę przedstawienia. Na szczęście widowiskowość spektaklu i wspaniała orkiestra rekompensowały wokalne niedostatki przedstawienia.

Odwiedziliśmy następnie kilka innych miast włoskich, przy każdym z nich można by zamieścić jakieś operowe impresje. W Mediolanie widzieliśmy nową fasadę La Scali i dowiedzieliśmy się, że zostanie ona wkrótce zamknięta z powodu generalnego remontu wnętrz, a spektakle operowe odbywać się będą w sali na obrzeżach miasta. Droga powrotna do Polski prowadziła przez malowniczą alpejską Szwajcarię, zajechaliśmy też na jeden dzień do Bregencji, gdzie trwał jeszcze festiwal Bregenzer Festspiele. Okazało się jednak, że informacje, jakie widzieliśmy w prasie, były błędne i nie udało nam się zobaczyć słynnej inscenizacji Balu maskowego. Przedstawienie to jest wykonywane w Bregencji od kilku już lat, widzieliśmy fotografie i recenzje spektaklu, nie spodziewaliśmy się jednak, że scenografia (na szczęście scena na wodach Jeziora Bodeńskiego nie została jeszcze zdemontowana) może wywrzeć na nas tak piorunujące wrażenie. Proszę sobie wyobrazić monstrualnej wielkości kościotrupa, który wyłania się z wody i w swoich łapach trzyma ogromną otwartą księgę. A księga ta to scena, na której dzieje się akcja opery. W odpowiednim momencie jedna z kart księgi się podnosi, aby można było wykonać scenę z Ulryką. Przed sceną-księgą pływa jeszcze ogromna trumna i gilotyna… Mamy tylko nadzieję, że w programie przyszłorocznego festiwalu Bal maskowy się jeszcze utrzyma i będziemy mieli okazję go obejrzeć. Warto dodać, że w poprzednich sezonach występował w tej inscenizacji nasz warszawski Oscar, czyli Agnieszka Wolska. Z Bregencji pojechaliśmy do Wiednia, aby odwiedzić najlepiej chyba w tej części Europy zaopatrzone sklepy z płytami. Ostatnim etapem podróży było malownicze morawskie Brno. W mieście tym są dwa teatry, w których wystawia się opery: przepiękne Mahenovo Divadlo oraz, wybudowane jako teatr operowy, Janačkovo Divadlo, którego nowoczesna architektura pozostawia wiele do życzenia. Na wrześniowym afiszu wypatrzyliśmy dwa znajome nazwiska – Adam Zdunikowski i Andrzej Szkurhan.

Wróciliśmy fizycznie bardzo zmęczeni, ale psychicznie bardzo odprężeni. Podróż miała oczywiście swój operowy cel, ale niektóre przygody po drodze były przypadkowe. Świetnie, że zwiedzając piękne miejsca, nie da się uciec od opery.

Tomasz Pasternak, Krzysztof Skwierczyński