Trubadur 3(20)/2001  

It is also available under the brand names zynufloxacin in the united states, or cefazolin in many other countries. Ciprofloxacin and doxycycline are both commonly dispensed for the treatment of bacterial and viral infections including promethazin 25 mg kaufen sexually transmitted infections (stis) such as chlamydia and gonorrhea. Celexa may cause weight gain and sexual dysfunction.

It’s important that you are a little bit sick to begin with, The first time i was taken to the hospital it sildenafil 50 mg durata Cherkasy was my first time on a respirator, and i was terrified. If you need a provider for the birth of your child, then you can visit this provider for the delivery.

Piękne głosy
Krakowskie spotkania w OK im. Norwida (II)

Cykl spotkań red. Anny Woźniakowskiej z wybitnymi śpiewakami polskimi, który szczegółowo został omówiony w nr. 4 (17)/2000 Trubadura, na szczęście jest kontynuowany. W tym samym miejscu (Dom Kultury im. Cypriana Kamila Norwida w Krakowie), w tej samej scenerii (organizacja: Teresa Poprawa), tylko w nieco poszerzonej formie. Już nie Piękne głosy opery polskiej, ale Piękne głosy (w ogóle).

To rozszerzenie formuły zaowocowało zaproszeniem i przypomnieniem artysty, który występował wprawdzie w operze, ale jego domeną pozostała estrada koncertowa. 21.09.2000 red. Anna Woźniakowska gościła Piotra Kusiewicza. Wybitny śpiewak średniego pokolenia, pochodzący z Gdańska z bardzo muzykalnej rodziny (ojciec: Jan – tenor, pamiętny choćby z roli Jana Kiepury w filmie Pamiętnik pani Hanki, matka – niestety nieżyjąca już – pianistka, pedagog gdańskiej AM). A sam Piotr Kusiewicz, dyplomowany pianista i wokalista, niezwykle sympatyczny i komunikatywny, skoncentrował się w swej pracy artystycznej przede wszystkim na muzyce oratoryjnej, zyskując uznanie na estradach w kraju i za granicą. Samych partii oratoryjnych posiada w swym repertuarze około 60. A poza tym pieśni i jednak opery. O swej drodze artystycznej opowiadał ze swadą i humorem ilustrując wypowiedzi nagraniami płytowymi (a ma ich sporo!) oraz śpiewem (Moniuszko – Dwie zorze, Piosnka żołnierza, Karłowicz – Pod jaworem, Pamiętam ciche, jasne, złote dnie z akompaniamentem Marii Rydzewskiej). Jego delikatny, subtelny głos tenorowy potwierdził znaną opinię o tym śpiewaku: umiejętne kształtowanie emocji, kunsztowne prowadzenie frazy, swoboda poruszania się nawet w skrajnych rejestrach. Piotr Kusiewicz jest także profesorem gdańskiej Akademii Muzycznej.

Wieczór kolejny, 26.10.2000, wypełniło spotkanie z Wielką Damą Operetki – Wandą Polańską. Jak to się stało, że ta znakomita artystka, prawie od urodzenia związana z Krakowem, tu mająca najbliższą rodzinę, tu mieszkająca od kilku lat – najrzadziej występowała właśnie w tym mieście?! Dowiedzieliśmy się o przyczynach tej sytuacji właśnie w trakcie spotkania z najbardziej wiarygodnego źródła. Wanda Polańska barwnie i dowcipnie przypomniała początki i rozwój swej wspaniałej drogi artystycznej sypiąc przy tym zabawnymi anegdotami związanymi z jej występami na scenach operetkowych. Swą opowieść przerywała tylko, by przypomnieć swój dawny i obecny repertuar. Z towarzyszeniem pianisty Pawła Bieńkowskiego zaśpiewała więc arię z dzwonami z operetki Karnawał rzymski J. Straussa, arię Hrabiny z opery Moniuszki (wzbudzając tym wykonaniem nostalgiczną refleksję: szkoda, że artystka poświęciła się wyłącznie operetce!), piosenkę Memory z musicalu Cats A. L. Webbera oraz nieśmiertelną pieśń o Wilji z Wesołej wdówki F. Lehara. Licznie zgromadzona publiczność długo i serdecznie dziękowała artystce za ten niecodzienny spektakl.

Gościem wieczoru trzeciego, 23.11.2000, był Jan Wilga, czołowy solista operetkowej sceny w Krakowie, przez wiele lat jej pierwszy amant. Znakomita aparycja sceniczna i dobre warunki głosowe (nośny, wyrównany na całej skali, o ładnej, ciemnej, nieco barytonowej barwie tenor) pozwoliły mu na kreowanie kilkudziesięciu czołowych postaci operetkowych, z których Barinkay, Edwin, Koltay, Tassilo, Daniło czy Carewicz na długo pozostaną w pamięci widzów i słuchaczy. Debiutował na krakowskiej scenie jako solista w 1979 roku i pozostał jej wierny do dziś. Krakowskiej publiczności zawdzięczam, że czuję się lubiany, a więc potrzebny. A dla każdego aktora i śpiewaka taka świadomość jest wprost niezbędna – powiedział artysta. Kreacje Jana Wilgi są wysoko cenione także przez krytyków. A sam śpiewak traktuje swą przygodę z operetką jako świetną zabawę, a śpiew jest po prostu jego sposobem na życie. Na co dzień pozostaje bardzo bezpośrednim, bardzo sympatycznym i zawsze pogodnym człowiekiem. W trakcie spotkania zaprezentował się jako odtwórca. piosenek, niezwykle ciepło i życzliwie przyjętych przez licznie zgromadzoną publiczność. Przy fortepianie towarzyszyła mu, jak zwykle niezawodna, pięknie grająca i wyglądająca, Renata Żełobowska-Orzechowska.

Wieczór kolejny, 19.12.2000 – to spotkanie z „żywą legendą” polskiej sceny operowej – Marią Morbitzerową-Vardi. Ta znakomita ongiś śpiewaczka, związana z Operą Śląską w jej najlepszych latach (koniec 40-tych, 50-te i 60-te) przypomniała nie tylko swą drogę artystyczną, ale i ową niezapomnianą atmosferę towarzyszącą wówczas operze. Artystka, urodzona w Bystrej, kształcona muzycznie w Bielsku-Białej, Cieszynie, a w końcu w Krakowie u samej Heleny Zboińskiej-Ruszkowskiej, zadebiutowała w partii Zuzi w Verbum nobile Moniuszki w Zakopanem. Lata okupacji spędziła w Krakowie (słynne były domowe koncerty u Morbitzerów na Wrzesińskiej), potem śpiewała na scenach krakowskich, by od 1949 roku zostać solistką Opery Śląskiej. Śpiewała często i wiele różnorodnych partii (m.in. Mozarta – Hrabinę, Zerlinę, Paminę), nawet te, których, jak sama twierdzi, nie powinna: Halka czy Tosca. Ale jej koronną rolą pozostała Butterfly. I w tej roli przypomniała się uczestnikom spotkania w nagranych prywatnie fragmentach spektaklu bytomskiego, ze Zbigniewem Plattem i Włodzimierzem Hiolskim-Lwowiczem. Maria Morbitzerowa była, jak pisano o niej, nadzwyczaj muzykalna, przyswajała sobie szybko najtrudniejsze partie i wykazywała temperament aktorski. Od początku lat 60-tych poświęciła się pracy pedagogicznej, najpierw w szkole średniej, a potem na AM w Katowicach, wychowując wielu znanych i uznanych śpiewaków (m.in. Alicja Słowakiewicz i Feliks Widera). Artystka okazała się rozmówczynią wdzięczną, czarującą, potrafiącą bawić zgromadzoną publiczność, urzekając bezpośredniością i urokiem osobistym.

Wieczór 25.01.2001 to bezpośredni kontakt z wielką sztuką wokalną Moniki Swarowskiej-Walawskiej, artystki obdarzonej pięknym głosem o niezwykłej sile wyrazu. Jest ona solistką Opery w Krakowie, z powodzeniem godzi też obowiązki wciąż czynnej śpiewaczki z pracą pedagogiczną na krakowskiej AM i z wychowywaniem piątki dzieci. Na scenie jest zazdrosną, lecz szczerze kochającą Toską, wzruszającą Łucją, zbłąkaną Halką, delikatną Tatianą, sprytną Noriną czy pełną rozterki Amelią. Dążę do szczerości i prawdy postaci… walory głosowe są dla mnie rzeczą podstawową, ale nie czuję się gwiazdą. Monika Swarowska startowała w wielu konkursach wokalnych (m.in. I nagroda na Konkursie im. A. Didura w Bytomiu w 1984 roku). Koncertuje w kraju i za granicą, śpiewając także oratoria. W trakcie spotkania emanowała z niej autentyczna radość, skromność i pogoda ducha. W krótkim recitalu zaśpiewała (z towarzyszeniem Ireny Celińskiej-Głodek) arię z operetki Paganini, arię Musetty z Cyganerii i piosenkę Gershwina I Got Rhythm.

Na wieczorze kolejnym, 23.02.2001, gościł Roman Węgrzyn – wybitny polski tenor od lat związany z Teatrem Wielkim w Warszawie. Początki jego kariery wokalnej to przecież jednak Kraków i scena operetkowa (debiut w partii Sou Chonga w Krainie uśmiechu F. Lehara), potem krakowska scena operowa, Teatr Wielki w Poznaniu i wielkie partie operowe: Florestan, Riccardo, Kalaf, Cavaradossi, Don José, Otello, Tannhäuser. Było ich w sumie około 40-tu. I kilka tysięcy spektakli! Artysta jest wciąż w znakomitej formie wokalnej. Potwierdził ją wykonując z akompaniamentem Małgorzaty Westrych kilka pieśni, m.in. Krakowiaka Moniuszki i O sole mio di Capui. Głos jego nadal zachował ową piękną, oryginalną barwę i ciepłe, aksamitne brzmienie. Dzisiaj Roman Węgrzyn jest także pedagogiem-wokalistą. Praca ta pasjonuje artystę. Dostaję przecież surowy, całkiem świeży materiał, kształtuję go zgodnie z jego możliwościami i dokładnie obserwuję rozwój – powiedział. A efekty są. Do uczniów Romana Węgrzyna należą m.in. Adam Zdunikowski, Jacek Janiszewski, Andrzej Zagdański i Zenon Kowalski.

W wieczorze w dniu 29.03.2001 powiało urokiem młodości – wystąpiła młoda artystka Monika Walerowicz-Baranowska. Będąc wcześniej altowiolistką, dopiero w 1997 roku ukończyła studia wokalne na bydgoskiej AM (w klasie prof. Brygidy Skiby, pogłębiając je na kursach mistrzowskich u Heleny Łazarskiej, Fedory Barbieri i Jadwigi Rappé). Od 1995 roku jest „kolekcjonerką” nagród na konkursach wokalnych (m.in. im. F. Vinasa w Barcelonie w 1998 r., im. A. Sari w Nowym Sączu w 1999 r., im. S. Moniuszki w Warszawie). W konkursach startuje chętnie, sprawdzając w ten sposób, jak mówi, swą osobowość artystyczną i technikę wokalną. Monika Baranowska śpiewa w oratoriach (bardzo dużo Bacha), operach (partie Jasia w Jasiu i Małgosi, Carmen, Eboli, Jadwigi). Pociąga ją muzyka XX wieku. Oparcie znajduje w rodzinie (mąż – bas, raczej nie będzie „czynnym” artystą, 14-miesięczna córeczka). W trakcie spotkania prezentowane były nagrania video i audio artystki (Schubert, Rossini, Bizet), a ona sama pięknie zaśpiewała pieśni Karłowicza Zasmuconej i Chopina Lecą liście z drzewa (z akompaniamentem Małgorzaty Westrych).

Piotr Nowacki – bohater wieczoru następnego (26.04.2001) należy niewątpliwie do czołówki współczesnych basów polskich. Związany z Teatrem Wielkim w Warszawie, śpiewa wszędzie, w kraju i za granicą. I także, na szczęście często, na estradzie koncertowej. Jestem profesjonalistą – mówi – przyjmuję każdą propozycję wokalną odpowiadającą mojemu głosowi. Uważam, że na specjalizację w konkretnym gatunku, stylu, dziedzinie czy repertuarze mam jeszcze czas. A miłość do śpiewu wyniosłem ze studiów wokalnych. Zaszczepiła mi ją moja wspaniała profesorka – Jadwiga Pietraszkiewicz. Kontakt z muzyką i publicznością jest mi bardzo potrzebny i cenię go sobie wysoko. Ten laureat wielu konkursów wokalnych (w tym także i Luciano Pavarottiego) znany już na wielu renomowanych scenach zagranicznych (także w La Scali – seria występów w partii cara Sałtana w operze Rimskiego-Korsakowa Baśń o carze Sałtanie w 1988 roku) ma nie tylko wspaniały głos i świetną aparycję, ale także wyjątkowe poczucie humoru. Ze swadą opowiadał o swoim „basowym życiu”, improwizował na fortepianie. W części muzycznej usłyszeliśmy nagrania artysty, m.in. fragmenty Halki, Requiem Verdiego, pieśni Moniuszki Czaty (na żywo, wykonane wspólnie z Małgorzatą Westrych – fortepian), Dziad i baba oraz Stary kapral.

Ostatni wieczór w tym sezonie, a siedemnasty od początku cyklu (24.05.2001), wypełniło spotkanie z czołowym barytonem Opery i Operetki w Krakowie Andrzejem Biegunem. Ten sympatyczny, komunikatywny i bardzo bezpośredni artysta wyjątkowo ciekawie opowiadał o swej drodze artystycznej, rozwoju kariery i dokonaniach artystycznych. A zaczynał od… gry w orkiestrze na kontrabasie. I od zainteresowania muzyką wyłącznie instrumentalną. Mając naturalne predyspozycje wokalne i aktorskie podjął jednak, namawiany przez otoczenie, naukę śpiewu, najpierw u prof. Zofii Stachurskiej, a po jej śmierci u prof. Adama Szybowskiego (na krakowskiej AM). Śpiew jest jak narkotyk – powiedział artysta – gdy się go zacznie, nie można przestać. I tak się stało. Dzisiaj Andrzej Biegun jest dojrzałym śpiewakiem mającym w dorobku kilkadziesiąt partii operowych i oratoryjnych, także operetkowych, liczne występy na scenach i estradach w kraju i za granicą (debiutował w Krakowie w 1981 roku jako Marcello w Cyganerii). W wykonanych na żywo z towarzyszeniem Ireny Celińskiej (fortepian) utworach (Dziad i baba Moniuszki, aria Igora z opery Kniaź Igor Borodina i aria Tewjego ze Skrzypka na dachu Bocka) ukazał i potwierdził swe wysokie umiejętności i kulturę wokalną.

Jacek Chodorowski