Trubadur 1(22)/2002  

It is a powerful treatment for ed and it has been clinically proven to be safe and effective in most patients. It is taken by mouth, the Vohipaho doxycyclin preis usual dosages being 250 mg per day, taken daily. Sildenafil citrate (viagra) is an effective fda-approved treatment for erectile dysfunction (ed).

Clomiphene is in its infancy, and it is important to note that the drug is not fda approved to treat endometriosis. We have the ability to handle any problem https://termoli.net/4692-comprar-kamagra-gel-89903/ and solve. Moreover, it is also an effective way to deal with sexual dysfunction.

Traviata i gwiazdy

Teatr Wielki w Łodzi zakończył obchody Roku Verdiowskiego trzeciego lutego przedstawieniem Traviaty z udziałem gwiazd operowej sceny. Od czasu swojej premiery (7 marca 1987) ta piękna inscenizacja dzieła Verdiego w reż. Guy’a Coutance (i pod kierownictwem muzycznym Tadeusza Kozłowskiego) miała na łódzkiej scenie nieco ponad sto przedstawień.

Przez te kilkanaście lat niejednokrotnie wybierałam się na ten spektakl z udziałem różnych zestawów śpiewaków, bo Traviata – to jedna z tych oper, które często mam ochotę oglądać i przeżywać, bez względu na liczbę wcześniej widzianych realizacji. Tym razem dodatkową atrakcją przedstawienia wieńczącego obchody Roku Verdiowskiego była obsada: ciągle niedościgniona w swoim kunszcie Joanna Woś w tytułowej partii, jeden z najwybitniejszych barytonów świata – Renato Bruson jako Germont i jeden z polskich „Trzech Tenorów” – Adam Zdunikowski jako Alfred. Spektakl zza pulpitu dyrygenckiego prowadził Marco Balderi – jeden ze znakomitszych współczesnych dyrygentów. Warto przybliżyć jego sylwetkę. Jest absolwentem Konserwatorium im. Luigiego Cherubiniego we Florencji i Akademii św. Cecylii w Rzymie. W latach 1984-89 był asystentem znanych dyrygentów, m.in.: Claudia Abbado, Riccarda Chailly, Carla Marii Giuliniego, Herberta von Karajana, Jamesa Levine’a, Zubina Mehty, Riccarda Mutiego. Współpracował z nimi przy spektaklach realizowanych w Operze Florenckiej, La Scali, na festiwalu w Salzburgu. Balderi jest zwycięzcą wielu międzynarodowych konkursów dyrygenckich, organizowanych m.in. w Besancon, Salzburgu i Aleksandrii. Otrzymał wiele nagród i wyróżnień: m.in. Nagrodę Pegaza ’94 oraz Nagrodę Tutor di Campus Castle ’98, przyznawaną przez Akademię Sztuk Pięknych w Rzymie. Artysta współpracuje z wieloma znanymi orkiestrami, występuje także jako pianista, akompaniując podczas recitali sławnym śpiewakom. Występował m.in. z José Curą, Gheną Dimitrową, Barbarą Frittoli, Nicolaiem Geddą, Nicolaiem Ghiaurovem, Giuseppe Giacominim, Luciano Pavarottim. Marco Balderi od 12 lat jest dyrektorem artystycznym japońskiego festiwalu Ongakoyoku w Nijagata, był też dyrektorem artystycznym Festiwalu Pucciniego w Torre del Lago i Festiwalu Estate Fiesolana. Ostatnio poprowadził spektakle Madame Butterfly w Deutsche Oper, dyrygował zespołem Rosyjskiej Filharmonii Narodowej w Sali Czajkowskiego w Moskwie, przygotował premierę Don Giovanniego w Bukareszcie i prowadził przedstawienia Cyganerii w Operze Rzymskiej. Z orkiestrą łódzkiego TW współpracował w grudniu 2001 przy realizacji koncertu na zakończenie festiwalu Camerimage, w którym udział wzięli Hasmik Papian i Salvatore Licitra.

Podczas Traviaty Balderi znakomicie poprowadził chór i orkiestrę, ukazując nam interpretację muzyki Verdiego w prawdziwie włoskim stylu. W bieżącym sezonie podziwiałam Joannę Woś na łódzkiej scenie dwukrotnie. Dokładnie w dwusetne urodziny Vincenzo Belliniego – 3 listopada – odbył się koncert Bellissimo Bellini, gdzie śpiewaczka zaprezentowała genialną formę w partii Elwiry we fragmentach Purytanów, u boku znanego tenora Salvatore Fisichelli. 30 i 31 stycznia natomiast błyszczała wokalnie i aktorsko jako Rozyna (obok rzadko goszczącego w kraju Wojciecha Drabowicza i Adama Zdunikowskiego) w koncertowym, ale wielce widowiskowym wykonaniu Cyrulika sewilskiego w reż. niemieckiego kompozytora i dyrygenta Detlefa Heusingera (jako dyrektor artystyczny Rossini Operfestival na wyspie Rugia przygotował m.in. bardzo oryginalną inscenizację tej opery). Każdą z tych kreacji Joanna Woś zawładnęła zachwyconą publicznością, a jako Violetta po raz kolejny poderwała widownię z miejsc, odbierając zasłużone owacje i gromkie okrzyki: bravo!

Warto tu przypomnieć, że na zakończenie sezonu 2000/2001 artystka odebrała Nadzwyczajną Złotą Maskę za sceniczną osobowość prezentowaną we wszystkich kreacjach wokalno-aktorskich, stworzonych na scenie TW w Łodzi, z nadzieją, że wkrótce będziemy mieli okazję podziwiać jej światowej klasy sopran w premierowych realizacjach tego teatru.

Możemy sobie tylko życzyć, żeby istotnie ta nadzieja szybko się ziściła. Nie po raz pierwszy widziałam Joannę Woś w Traviacie, a mimo to po raz kolejny byłam pod wielkim wrażeniem jej tak bardzo przekonującej i wzruszającej kreacji. Artystka posługuje się szlachetnymi, subtelnymi, ale jakże poruszającymi środkami aktorskiego wyrazu w ukazaniu i miłości, i cierpienia. Jej perfekcyjny głos imponuje siłą, wyjątkowej urody barwą, niezwykłą elastycznością, czystością, lekkością i swobodą. Uroda i sylwetka artystki czynią z niej idealną bohaterkę Traviaty – także pod względem wizualnym. Pięknie prezentuje się we wspaniałych sukniach projektu Xymeny Zaniewskiej, ale również w ostatnim akcie jest przekonująca wizualnie, ukazując swoją bohaterkę w obliczu śmierci. Magnesem przyciągającym publiczność na galowe przedstawienie Traviaty był bez wątpienia gościnny udział legendy światowej wokalistyki – Renato Brusona, którego mieliśmy już szczęście podziwiać na scenie TW we wspaniałej kreacji Makbeta w marcu ubiegłego roku. Tym razem artysta przyjechał do Łodzi na dłużej, by wystąpić w premierowym spektaklu Falstaffa, wcześniej jednak ukazał nam po raz kolejny swe wielkie mistrzostwo wokalne i aktorskie w partii Germonta. Zresztą, czegóż innego można było się spodziewać po najznakomitszym odtwórcy verdiowskich bohaterów?

Renato Bruson wciąż posiada głos o wielkiej sile, a zarazem urzekającej subtelności, głos o pięknej barwie, którym posługuje się z nienaganną techniką. Na scenie prezentował się z ujmującą elegancją i wielką kulturą, i nie dotyczy to tylko jego wyglądu, ale również gry aktorskiej. Jak każdy z jego verdiowskich bohaterów, także i Germont w wykonaniu Renato Brusona był pełnokrwistą postacią, która natychmiast przykuwała uwagę widzów, zdobywała ich serca, poruszała do głębi. Oczywiście, wielkie znaczenie ma w przypadku tego artysty czterdziestoletnie doświadczenie sceniczne, niemniej Renato Bruson posiada ten szczególny dar nawiązywania bezpośredniej więzi z widzem, docierania wprost do jego duszy. Jestem przekonana, że łódzka publiczność mogła zobaczyć najlepszego w tej chwili Germonta na świecie. I nic dziwnego, że to właśnie Renato Bruson także w lutym zaśpiewał w galowym przedstawieniu Traviaty w mieście Verdiego – Busseto. Spektakl ten w reżyserii Franca Zeffirellego zakończył obchody Roku Verdiego we Włoszech. Z trójki odtwórców głównych bohaterów opery najmniej entuzjazmu wzbudziła we mnie kreacja Adama Zdunikowskiego jako Alfreda. Był zupełnie dobry wokalnie i aktorsko (choć może przydałoby się nieco mniej egzaltacji); jego liryczny tenor o jasnej barwie brzmiał ładnie, szczególnie w duetach z Joanną Woś, wizualnie również pasował do roli nieszczęśliwego Alfreda. Jednak według mnie pod względem osobowości artystycznej i siły dramatycznego wyrazu śpiewak pozostawał daleko w tyle za partnerką i za partnerem. Niemniej zebrał potężne brawa, miał więc powody do satysfakcji.

Pozostali artyści stanęli na wysokości zadania, znakomicie prezentując się w dalszych rolach: Jolanta Bibel (Flora), Agnieszka Makówka (Annina), Andrzej Niemierowicz (Baron Douphal), Przemysław Rezner (Markiz d’Obigny), Kazimierz Kowalski (Doktor Grenvil). Myślę, że było to prawdziwie znaczące wydarzenie artystyczne, przedstawienie na miarę najlepszych scen świata i jestem przekonana, że ten wieczór z Traviatą – tą „wielką jedną pieśnią – pieśnią o miłości i śmierci”, która w Łodzi zabrzmiała szczególnie pięknie, pozostanie niezapomnianym przeżyciem dla wielu melomanów, w tym i dla grona „Trubadurowców”, którzy zawitali do łódzkiego Teatru Wielkiego.

Dorota Pulik