Trubadur 2(23)/2002 (Dodatek Kiepurowski)  

Tadacip 20mg - buy tadacip 20 mg fast and without prescription. If this is your http://mitternachtsmission.de/7993-tadalafil-40-mg-generika-1945/ first time taking steroids, we recommend you start low. It lists the success rate for clomid, the amount of women who become pregnant within the first few months, the number of pregnancies, and ages of women who conceived.

Pharmacy online generic celexa in mexico pharmacy canadiana. Do not apotheke clomifenclomid kaufen Serowe open the package until just prior to use to ensure that it contains the drug in its original packaging. I read about the clomid and progesterone pill in many natural health books, and i know it is very powerful, and works very well...

Wiedeń pamięta Jana Kiepurę…

Ponad rok temu rozpoczęłam przygotowania do obchodów setnej rocznicy urodzin Jana Kiepury. Do prac tych zostałam zaproszona i zainspirowana przez Marcela Prawego. Spotkaliśmy się w Wiedniu w czerwcu ubiegłego roku, niezwykle miło wspominam też życzliwość i pomoc wspaniałych ludzi z polskiej ambasady oraz Instytutu Polskiego. Planowaliśmy uroczysty wieczór galowy w warszawskim Teatrze Wielkim z udziałem sekretarza Jana Kiepury, czyli właśnie Marcela Prawego oraz – przede wszystkim – żony naszego śpiewaka, wspaniałej artystki i cudownej kobiety, Marty Eggerth. Przygotowania, rozmowy, prace nad uroczystością toczyły się w najlepsze, aż raptem na początku tego roku pojawił się w Operze Narodowej sekretarz programowy, pani Monika Strugała, której dyrekcja narodowej sceny powierzyła… zadanie organizowania obchodów, ja natomiast zostałam od wszelkich prac odsunięta. Ostatecznie, jak wszyscy wiedzą, koncert galowy nie odbył się, Marta Eggerth odwołała swój przyjazd do Warszawy (mimo że przyleciała z USA do Europy i przez miesiąc brała aktywny udział w wiedeńskich uroczystościach poświęconych pamięci jej męża), podobnie postąpił Marcel Prawy. Wielka szkoda. Spotkanie tych dwojga wspaniałych ludzi byłoby dla polskiej widowni niezapomnianym przeżyciem.

Marcela Prawego znam ponad dwadzieścia lat. To jeden z największych znawców opery, doktor honoris causa wielkich uniwersytetów, szef-dramaturg wielu teatrów świata. Uważałam, że – przy wszystkich zasługach, jakie ma dla promowania postaci Jana Kiepury pan Bogusław Kaczyński – kolosalną wagę dla nas wszystkich miałby właśnie kontakt z Marcelem Prawym. Jego działalność na rzecz promocji Jana Kiepury w europejskiej i światowej świadomości ma znaczenie fundamentalne! Nie wyobrażam sobie lepszego promotora pamięci o Janie Kiepurze. Jego przyjaźń trwająca od dziesiątków lat, najpierw jako sekretarza pary Eggerth – Kiepura, jest dalej gorącą przyjaźnią z wdową Martą Eggerth, prawdziwą damą i znakomitą artystką. Marta gościła na moje zaproszenie w Warszawie w czasie Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki w 1998 r. w Teatrze Wielkim i wręczyła nagrodę im. Kiepury laureatce konkursu. Miałam nadzieję, że ta niezwykła kobieta znowu stanie na deskach naszej narodowej sceny…

Skoro starania Moniki Strugały spełzły na niczym, wybrałam się do Wiednia, aby wziąć udział w niezwykle uroczystym wieczorze w Theater an der Wien (16 maja). Pomysłodawcą i autorem scenariusza niezwykle pięknej gali Ein Fest für Jan Kiepura był Marcel Prawy.

Chciałabym trochę przybliżyć czytelnikom Trubadura tę postać. To niewątpliwie jedna z najważniejszych osobistości życia muzycznego Wiednia. Pochodzi ze starej austriackiej rodziny (naprawdę nazywa się Marcel Frydman Riter von Prawy), jest absolwentem prawa i muzyki na Uniwersytecie Wiedeńskim. Lata II wojny światowej spędził w USA, zajmując się głównie amerykańskim musicalem. Wtedy zaprzyjaźnił się z Martą Eggerth i Janem Kiepurą. Był osobistym sekretarzem Kiepury, dla niego nauczył się polskiego, którym posługuje się do dziś. W 1946 r. wrócił do Wiednia, gdzie w ciągu minionego wieku stał się wielkim popularyzatorem opery, operetki i musicalu, animatorem i komentatorem życia muzycznego. Był wykładowcą na Uniwersytecie Wiedeńskim, gościnnie wykładał w USA i Japonii. Prowadzi liczne programy telewizyjne, jest autorem wielu książek. Mimo skończonych w ubiegłym roku 90 lat zadziwia żywotnością i wyśmienitą kondycją – bezustannie w drodze (Wiedeń, Paryż, Londyn, Nowy Jork). Arystokratyczny w manierach, precyzyjny w działaniu. Jest on rezydentem – na koszt państwa – najbardziej wytwornego hotelu w Wiedniu. Jest, kiedy chce, na spektaklach, które kocha. Miłuje teatr i wszystkich występujących tam artystów. To postać niezwykła. Obyśmy my też mieli przy scenie Teatru Wielkiego rezydentów, którzy tworzą tę niezwykłą aurę, łączą przeszłość z teraźniejszością.

Bohaterką wieczoru była oczywiście Marta Eggerth. Marta Eggerth jest osobą będąca przykładem zupełnie niebagatelnej, powiedziałabym, niewyobrażalnej dla nas kariery. Do dzisiaj jest artystką śpiewającą, i to jak! Jest osobą wielkiej klasy i w dalszym ciągu koncentruje się na pielęgnacji sławy swojego męża. Jej rodzina, dwaj synowie Kiepurowie, czczą i poważają swojego wielkiego ojca. To po prostu wyjątkowa rodzina.

Marcel Prawy jest jak bliski brat, prawdziwy przyjaciel, dla którego Jan Kiepura jest ciągle śpiewakiem numer jeden. Prawy, który jest kreatorem wielu karier (i największym cenzorem znaczenia tych karier), uważa, że Jan Kiepura był obdarzony zupełnie niezwykłą siłą oddziaływania na widza-słuchacza, błyszczącym talentem aktorskim, urokiem osobistym, niezwykłą muzykalnością, blaskiem niespotykanego głosu i kunsztu. Prawy uważa, że gdyby Kiepura śpiewał dzisiaj, wywoływałby takie same sceny, słuchałoby go tysiące ludzi.

Śmieszne są niektóre kąsające teksty (jak żałosny wręcz artykulik Doroty Szwarcman w Polityce), podkreślające, że Kiepura był także tym, który służył każdej muzyce dla popularności. Ale śpiewać muzykę popularną też trzeba umieć. Fakt, że Kiepura trafił do serc wszystkich narodów, winno być dla nas świadectwem, że jest on jednym z tych wielkich Europejczyków, którzy otwierali nam drogę do Europy.

A jak nad pięknym, modrym Dunajem uczczono 100-lecie urodzin Kiepury? Zostałam zaproszona do Wiednia w dniach 16 – 17 maja, kiedy to odbywały się główne uroczystości rocznicowe. Pierwsza refleksja, jaka mi się nasunęła była niezwykle przygnębiająca – szkoda, że w Warszawie zabrakło umiejętności, aby równie pięknie uczcić naszego wielkiego rodaka. Kolejna myśl również nie była wesoła, powiedziałam sobie: Czy jest to możliwe, żebym siedząc w Theater an der Wien, teatrze o wielkich tradycjach, wypełnionym ludźmi różnych pokoleń i narodowości, była właściwie jedynym reprezentantem kultury polskiej? Zostałam wysłana do Wiednia przez Departament Promocji Ministerstwa Kultury i Sztuki, a byłam gościem Instytutu Polskiego i, oczywiście, gościem zapraszającego mnie organizatora, czyli Marcela Prawego. Nikt więcej z naszego kraju na uroczystości te się nie pofatygował… A tam, w samym środku Europy, wręczono na scenie cudownej artystce najwyższe odznaczenie miasta Wiednia, honorujące ją i jej zmarłego męża. Trudno mi określić moje zdziwienie i przede wszystkim żal, że nie stało się to na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie.

Wiedeń uwielbia tych dwoje artystów! Słuchając obecnie śpiewu Marty Eggerth i jej wypowiedzi, myślałam sobie, jak wielkim szczęściem został obdarzony Kiepura, że znalazł w swoim życiu tak wspaniałą – zawodowo i prywatnie – partnerkę. Marta jest prawdziwą wielką damą. I nie wiem, które z nich jest większym artystą – czy Jan Kiepura, czy Marta Eggerth?

Cały ten wzruszający wieczór był wieczorem dwojga starych ludzi – Eggerth i Prawego. Oboje poruszają się z trudem. Wspierali się, chodząc po scenie, ów widok sprawiał, że do gardła napływały łzy… Kiedy usiedli, popłynęły wspomnienia… Słuchano ich z zachwytem. Marta mówi po polsku normalnie, śpiewała Mów do mnie jeszcze, ludzie nas nie słyszą…, śpiewała też repertuar piosenkarski swojego męża: Brunetki, blondynki… itd. Klarowność mowy, klasa, z jaką się wyraża o swoim życiu i swym wielkim mężu świadczy o niebywałej kulturze wewnętrznej tej kobiety. Wyświetlono następnie film Czar cyganerii (z 1937 roku). I muszę powiedzieć, że w tym filmie były dwie wielkości – Ona i On. Ona miała wówczas 25 lat, Jan o dziesięć lat więcej. Gra aktorska w porównaniu z dniem dzisiejszym nic się nie zestarzała. Nie rozumiem, dlaczego tego filmu dziś nie pokazujemy. Pokazywałabym go na wielkim ekranie całej Warszawie, całej Polsce. A śpiewanie! – to jest klasa ponad wszystkie klasy… Nie pojmuję, dlaczego tego nie rozumiemy, dlaczego nic nie robimy!

W trakcie naszych wspólnych rozmów z Martą i Marcelem wyrazili oni ciekawość, jak wygląda pomnik Kiepury, odsłonięty w jego rodzinnym mieście. Zarówno Marta, jak i Marcel pytali mnie: Co z tym pomnikiem? Mario, jaki jest ten pomnik? Czyś go widziała? Widziałam go przez moment w telewizji. Powiedziałam im: Jest wspaniały! Połączyłam się z gospodarzami miasta Sosnowca z prośbą o natychmiastowe przekazanie zdjęć z odsłoniętego w tym mieście pomnika Jana Kiepury. Rozmawiałam z wiceprezydentem miasta i oznajmiłam: Proszę Państwa, dopóki żyją Marta Eggerth i Marcel Prawy, ich świadectwo o karierze i znaczeniu Kiepury jest w światowym establishmencie ważniejsze niż świadectwo stu muzykologów polskich, których zdanie nic nie znaczy dla świata. Proszę sobie uprzytomnić, że cokolwiek będziemy tu mówili, nie przechodzi na tamtą stronę! Byłam w środku tej drugiej strony i wiem, jaki świat kultury Wiednia przyszedł złożyć hołd pamięci Jana Kiepury. Szkoda, że nikt nie pomyślał, aby posłać im chociaż zdjęcia pomnika…

Wróćmy jednak do tej pięknej wiedeńskiej uroczystości. Marcel Prawy był „ochmistrzem” całości. Wszystko, co puszczono z taśmy, było w języku polskim. Rozpoczęto arią Domana z opery Legenda Bałtyku Nowowiejskiego w wykonaniu Jana Kiepury. Przybyło wielu krytyków muzycznych, pedagogów śpiewu, artystów. Wszyscy jednogłośnie podkreślali, że słuchając nagrań i Marty, i Jana, zetknęli się ze zjawiskiem niezwykłej jakości. Dlatego też chyba te dwa dni, razem z nimi spędzone zaliczam do jednych z większych przeżyć mojego życia.

Ciepło wspominam też niezwykłą panią ambasador Irenę Lipowicz. Wiedziała ona, że Marcel zapytał mnie, gdy planował podróż na uroczystości do Warszawy, czy mógłby zjeść zupę malinową w Hotelu Bristol. Pamiętał, że będąc z Kiepurą przed wojną w tymże hotelu, jadł w tamtejszej restauracji zupę malinową, podobno wspaniałą, której smaku dotąd nie może zapomnieć. Pani ambasador zdała pod tym względem wielki egzamin, bowiem zdecydowała, że – skoro wyjazd Prawego do Warszawy do skutku nie doszedł – tę zupę „zorganizuje” mu w Wiedniu. Hotel użyczył ambasadzie RP w Wiedniu recepturę, choć już dziś nikt tej zupy nie gotuje. Zupa malinowa była głównym, wybornym daniem tego niezwykłego wieczoru. Muszę powiedzieć, że smakowała mi doskonale, chociaż nie mogłam uwierzyć, że jest gotowana na… mięsie. Pytaliśmy, czy ma się ona nazywać zupa á la Kiepura czy zupa á la Marcel Prawy. Marcel oświadczył: to jest moja wyłączność! I od tej pory zupa nazywa się „a la Marcel Prawy”.

Prawy z detalami opisywał przebieg warszawskich występów Kiepury. Przed rokiem, rozmawiając ze mną, marzył, że być może znajdą się ludzie, którzy grali w orkiestrach za czasów Kiepury, że może opowiedzą coś z tamtej przeszłości. Ale niestety nic się takiego w Warszawie i w Polsce nie zdarzyło. Rozmawiając ostatnio z dyrektorem naczelnym Teatru Wielkiego w Warszawie, starałam się go przekonać, ażeby powtórzyć ten wieczór wiedeński na scenie Opery Narodowej. Pan Dyrektor Waldemar Dąbrowski przyznał mi rację, że nie potrzeba wielkich dekoracji, że ludzkie serca dwojga wspaniałych artystów wypełnią więcej niż dziesiątki zmieniających się świateł i dekoracji, że tych dwoje i wyświetlony film będzie miało daleko większe znaczenie. Poprosiłam również dyrekcję TW o wystosowanie do naszych władz apelu, żeby wdowa po Janie Kiepurze, Marta Eggerth, jak również współtwórca ich kariery Marcel Prawy, mogli być odznaczeni wysokimi odznaczeniami. Powinni je otrzymać! Nie jest za późno – stulecie trwa przecież do końca roku. Myślę, że ta rekompensata, w połączeniu z jakimiś uroczystościami w Sosnowcu, mogłaby spotęgować jeszcze zainteresowanie Europy, że ten wielki śpiewak i ta wielka śpiewaczka należą do Polski. Marta Eggerth i Marcel Prawy przecież kochają Polskę. Nadzwyczajnie ją kochają. I ciągle używają języka polskiego publicznie, przy każdej okazji. Wiedeńczycy byli tym przyznawaniem się do polskości oczarowani. Oczarowani tym, że Marta Eggerth – ta pół-Polka, pół-Węgierka, Żydówka węgierska, potrafi mówić: Kocham Polskę, kocham mojego męża Polaka. Marta przedstawiła mi swojego syna, Mariana, który również mówi po polsku.

Co warte osobnego podkreślenia, Marta usuwała się w cień wielkiego Jana. To niebywałe i bardzo rzadkie w artystycznym świecie. Siedziałam przy niej na antycznej kanapie w ambasadzie polskiej i właśnie tam usłyszałam: Największym moim szczęściem była nie kariera u jego boku, największym szczęściem było moje życie z nim, istnienie z nim, jako mężczyzną i ojcem moich dzieci. Był wspaniały i oddany, i nigdy innego przy sobie nie mogłabym sobie wyobrazić. To piękne i wzruszające.

Czekam na tę dwójkę wspaniałych, niezwykłych ludzi w Warszawie…

Maria Fołtyn