Trubadur 1-2(26-27)/2003  

It may cause certain side effects in some people who have taken it. The risk of cancer is very trova prezzo cialis originale da 5mg smarmily small and is similar to smoking more than three cigarettes a day. It is most commonly purchased through prescription and does not require a prescription.

I stopped taking it about 1 year ago because i didn't want to continue taking it after i had breast cancer. The main reason why it is Bay Village used is that the body does not have the ability to burn the fats. Bethany aranda, md (18) at the ohio state university, columbus, ohio.

Wiedeńska krew w Gliwickim Teatrze Muzycznym

Pełna temperamentu, uroku, wyrafinowanego smaku muzyka, zabawne libretto oparte na ciągłych nieporozumieniach, która z pań jest którą… nie wystarczyły, aby Wiedeńska krew podczas swej światowej prapremiery (Wiedeń, 25.10.1899) odniosła sukces! Pięć lat później dopiero, ponownie wystawiona w Wiedniu, zawojowała publiczność. I dziś obok Zemsty nietoperza, Barona cygańskiego i Nocy w Wenecji – jest Straussowską operetką utrzymującą się niezmiennie w światowym repertuarze.

Nic więc dziwnego, że sięgnął po nią, nie po raz pierwszy zresztą, Gliwicki Teatr Muzyczny. Realizatorzy spektaklu (premiera 29.11.2002) Michał Rosiński – reżyser, Maciej Niesiołowski – kierownik muzyczny, Barbara Ptak – kostiumy i Zofia Rudnicka – choreografia zadbali o wysoki poziom przedstawienia, utrzymując je jednak (i słusznie) w tradycyjnej konwencji, eksponując warstwę muzyczną i dokonując pewnych, potrzebnych, skrótów w dialogach.

Recenzja niniejsza nie dotyczy spektaklu premierowego, lecz kolejnego, z dnia 14.01.2003 roku, prowadzonego przez dyrygenta Tomasza Biernackiego. I właśnie sposób muzycznej interpretacji arcydzieła Johanna Straussa budził największe zastrzeżenia piszącego te słowa. Wolne tempa, niekiedy wręcz rozwlekłość fragmentów wokalnych (np. popisowa Annen-Polka, tak lekka i wdzięczna wokalnie, mimo wyjątkowo starannego wykonania – nie zrobiła wrażenia!), preferowanie brzmienia forte, wyczuwalny zarazem brak Straussowskiej lekkości i swobody brzmienia – to podstawowe zastrzeżenia dotyczące muzycznej strony wykonawstwa. Dodać do tego trzeba pewne niedostatki we współpracy dyrygenta ze śpiewakami i nie zawsze fortunne ustawienie solistów na scenie (np. w finałowym sekstecie intonująca para artystów usytuowana jest w głębi sceny, co zmusza ich do niepotrzebnego forsowania głosów). Pewne zastrzeżenia budzić mogą również, skądinąd piękne, kostiumy. Otóż hrabina bezpośrednio po rannym spacerze pojawia się w… wieczorowej, balowej niemal sukni!

Prawie wszystkie te uwagi krytyczne dotyczą konkretnego spektaklu, mogą być więc funkcją chwilowej dyspozycji czy raczej niedyspozycji. I nie umniejszają pozytywnej oceny całej tej produkcji artystycznej. Tym bardziej, iż mocną stroną przedstawienia są śpiewacy. Na pierwszy plan wysunęli się w nim odtwórcy głównych ról: Jolanta Kremer – hrabina i Witold Wrona – hrabia Zedlau. Jolanta Kremer dysponuje wszystkim, co potrzebne operetkowej primadonnie: głosem, aparycją, dystynkcją, ale i właściwym temperamentem. Śpiewa ładnie, z wdziękiem, choć wydaje się, że głosowo stać ją na więcej. Aktorsko jest tu damą powściągliwą, dostojną, znającą swoje miejsce wśród kobiet hrabiego. Witold Wrona, obok cech typowego amanta sceny muzycznej, wnosi w swą interpretację bardzo ładny śpiew. Jego głos, który ostatnio nabrał ciemnego, ciekawego brzmienia, jest nośny, swobodny w górze, pełny i równie ładny w barwie. A tekst artysta ten podaje ze znakomitą dykcją i wdziękiem. Pozostałe główne partie śpiewali artyści bardzo młodzi, podobno jeszcze studenci: Dorota Słabolepszy (Franzi), Monika Rajewska (Pepi) i Krystian Krzeszowiak (Józef). Swobodni aktorsko i dysponujący ciekawym materiałem wokalnym. Warto śledzić rozwój ich karier. Trzeba także podkreślić bardzo dobry śpiew chóru (przygotowanie Barbara Staniec) oraz wszystkie produkcje baletu. Mając okazję oglądania kilku już spektakli z udziałem tego zespołu baletowego, przyznam, że rozwija się on znakomicie. Pewnie jest w tym wiele pracy stałego kierownika gliwickiego baletu, także i czynnego solisty tancerza, Jacka Nowosielskiego.

Jacek Chodorowski