Trubadur 3(28)/2003  

This information will help you make an informed decision about how to proceed. The generic cheap generic clomid online pharmacy has a safe and secure online pharmacy https://michael-rebhan.de/75922-sildenafil-al-rezeptfrei-50218/ that is not a prescription site. Ventolin is used in combination with other drugs to control asthma.

A source told the los angeles times on friday that kaepernick is considering retiring. Your risk of side effects depends on the specific type of bacteria in your body and whether you are allergic to https://offlab.de/64130-tadalafil-20-mg-1a-pharma-24-stück-78595/ this medication. If you are thinking of taking tamoxifen for a while, do your best to keep it in check.

Talenty na start
Debiuty na scenie WOK

Również w tym roku Warszawska Opera Kameralna kontynuowała wprowadzanie zmian w obsadach swego „okrętu flagowego” – Festiwalu Mozartowskiego. Jak słusznie zauważa dyrektor Stefan Sutkowski, debiuty nowych wykonawców poszczególnych partii przechodzą cicho, bez specjalnej oprawy, ale dla młodych śpiewaków są to ich premiery, ich wielkie dni. Z ciekawością przysłuchiwałyśmy się i przyglądałyśmy tym premierom, obserwowałyśmy, jak znajdą się w znanych nam od lat inscenizacjach, co nowego do nich wprowadzą, a przede wszystkim – jakie nadzieje rokują na przyszłość. Po wielu obejrzanych festiwalach wiemy już, że czasem trzeba nawet kilka lat poczekać, aż talent w pełni się rozwinie, ale efekty, które teraz podziwiamy na scenie WOK, są tego warte

W pierwszym festiwalowym Czarodziejskim flecie w partii Sarastra wystąpił Dariusz Górski. Zaprezentował się bardzo dobrze, był Sarastrem dostojnym, może trochę zbyt sztywnym, ale o ładnym, głębokim głosie. Z przyjemnością słuchało się go w towarzystwie tak doborowej obsady: Olgi Pasiecznik jako Paminy, Tomasza Krzysicy – Tamina i Andrzeja Klimczaka – Papagena. Jeszcze bardziej udaną kreację artysta stworzył w Uprowadzeniu z seraju, gdzie był bardzo zabawnym, śmiesznie srożącym się Osminem. Śpiewał z dużą swobodą i bardzo muzykalnie, choć zdarzyło mu się pogubić w duecie z Pedrillem. Dariusz Górski wystąpił także jako Komandor w Don Giovannim, jednak do tej partii artysta musi chyba jeszcze trochę dojrzeć, zwłaszcza emocjonalnie.

Do udanych debiutów na tegorocznym festiwalu należał również występ Tadeusza Milewskiego w Weselu Figara. Jesienią ub. roku zaśpiewał on partię Belcore w Napoju miłosnym Donizettiego i już wówczas spodobał nam się jego ładnie brzmiący baryton. Tym razem zaprezentował się publiczności jako czarujący, komiczny i wiarygodny Figaro. W I akcie można było zaobserwować pewien brak zdecydowania i sztywność ruchów, a także bardzo ostrożne posługiwanie się rekwizytami, co wynikało zapewne z debiutanckiej tremy. Zarówno cavatina Se voul ballare, jak i zamykająca I akt aria Non piu andrai pozostawiły pewien niedosyt. Potem było już coraz lepiej, a słynna aria Aprite un po’quegli occhi zabrzmiała wyśmienicie. Jednak dopiero w duecie z Zuzanną w IV akcie i finale artysta zaprezentował pełnię swoich możliwości wokalnych i aktorskich i zasłużył na szczere brawa!

Debiutu Magdaleny Siwek na XIII Festiwalu Mozartowskim nie można niestety zaliczyć do udanych. A szkoda, ponieważ posiada ona niewątpliwie duży talent aktorski. Jej Vitellia w La clemenza di Tito to księżniczka z krwi i kości, zaś Aminta w Il re pastore jest przekonujący i doprawdy uroczy. Niestety, strona wokalna występów nie dorównywała w najmniejszym nawet stopniu talentowi aktorskiemu śpiewaczki. Trudno jest nawet określić barwę sopranu Magdaleny Siwek, gdyż wszystko pokrywa gęsta mgła vibrata. Jest ono nieprzerwanie obecne we wszystkich rejestrach i nie zanika nawet w recytatywach. Jest to tak irytujące, że wspominanie o innych mniejszych lub większych niedociągnięciach (np. ozdobniki w arii Aminty z I aktu Il re pastore) nie ma w tej sytuacji najmniejszego sensu.

W partii Farnace w operze Mitrydate, re di Ponto po raz pierwszy wystąpił Jakub Burzyński, założyciel zespołu kameralnego „La Tempesta”, specjalizującego się w wykonywaniu muzyki od XVI do XIX wieku. Artysta śpiewający kontratenorem altowym występował już na scenie WOK w operach: Balthazar Zygmunta Krauzego, Rinaldo Jerzego Fryderyka Händla i Apollo i Hiacynt Wolfganga Amadeusza Mozarta. Porównując tamte występy z debiutem w roli Farnace można zauważyć wielki postęp. Tamte debiuty przeszły jakoś „niezauważalnie”, a w Mitrydatesie śpiewak wywiązał się ze swego zadania doskonale, słuchało się go z prawdziwą przyjemnością, zwłaszcza w ariach Va, va, l’error mio palesa i Ah, giacche son tradito z II aktu. Wydawało się, że partia Farnace świetnie mu leży, jakby została napisana specjalnie dla niego. Warto także wspomnieć o udanych debiutach Marty Wyłomańskiej (sopran) i Moniki Ledzion (mezzosopran) w niedużych partiach Carmi i Cabri w pięknej operze Betulia liberata.

W spektaklu Apolla i Hiacynta po raz pierwszy swe role kreowali Justyna Stępień (Melia) i Zdzisław Kordyjalik (Oebalus). Justyna Stępień wyrasta zdecydowanie na jedną z indywidualności WOK (o jej debiucie w La finta giardiniera pisze osobno Katarzyna Gardzina, s. 30). Jej Barbarina w Weselu Figara to uosobienie wdzięku, w dodatku śpiewaczka z humorem i urokiem za każdym razem ogrywa swą odrobinę zbyt puszystą figurę. Podobnie w Bastien i Bastienne – jest po prostu rozbrajająca, a przy tym śpiewa prześlicznie dźwięcznym, silnym, wyrównanym sopranem, który bez przesady można nazwać słodkim. Jako Melia zaprezentowała się doskonale: pięknie wykonana aria da capo w I akcie oraz duet z Apollem zaśpiewany z łagodną melancholią, podobnie jak wzruszający duet z Oebalusem. Także Zdzisław Kordyjalik zarówno występ w Apollu i Hiacyncie, jak i cały tegoroczny festiwal może zaliczyć do swych lepszych prezentacji. Niestety, jeden, ale bardzo zwracający uwagę „kogut” pod koniec wielkiej arii w II akcie częściowo przesłonił dobre wrażenie, jakie wywarł na nas ten debiut. Był to jednak drobiazg, który nie wpłynął na odbiór całego, świetnego przedstawienia. Tego roku słuchałyśmy bowiem obsady znakomitej. Fantastycznie śpiewała doskonale dobrana trójka kontratenorów: Piotr Olech – Apollo (ten artysta rozwija się dosłownie z występu na występ, co za elegancka, stylowa fraza), Piotr Wojtasiewicz – Hiacynt (student warszawskiej AM, debiutował w tej roli w 2001 r.) i Piotr Łykowski – Zefir.

Za tak ciekawy, pełen wrażeń i artystycznych wzruszeń festiwal nie omieszkaliśmy podziękować podczas jego zakończenia. Na finał wybrano tym razem operę Idomeneo, król Krety, co bardzo nas ucieszyło, ponieważ mogliśmy wyrazić swe uznanie nie tylko dla orkiestry i solistów, ale także dla znakomitego chóru. Do sporej grupy Klubowiczów dołączyło kilku miłośników Mozarta i WOK. W ten sposób powstał zupełnie nieformalny, ale bardzo prężny klub miłośników Opery Kameralnej, który po spektaklu Idomenea miał przyjemność wręczyć wszystkim artystom, dyrektorom, realizatorom i pracownikom teatru czerwone róże. Dzięki drobiazgowej organizacji całej akcji, której podjęła się Grażyna Szmigielska, wszystko przebiegło bardzo sprawnie i chyba wypadło sympatycznie. Potem jeszcze długo nie mogliśmy się rozstać i w upalną noc, przy kieliszku wina jeszcze raz przeżywaliśmy XIII Festiwal Mozartowski.

Katarzyna K. Gardzina, Barbara Korzeniewska, Grażyna Szmigielska, Katarzyna Walkowska