Trubadur 3(28)/2003  

For this reason, you should discuss with your doctor if you or anyone else who lives with you uses illicit drugs, such as marijuana, heroin, cocaine, methamphetamines, ecstasy, ket. This charge does not https://barbaramolinario.com/83537-cialis-10-o-20-mg-opinioni-44067/ include all charges for the service. The adrenergic system is a group of glands, nerves and cells that helps the body deal with physical activity.

Amoxicillin has been used as an oral antibiotic since the 1940s for a variety of infections, including bacterial. Generic drug is Kashmor video cazzo con viagra cialis available in nearly all over the world. When used properly, aminoglycosides can treat certain infections.

Kiedy idziemy za głosem swego serca, zbieramy owoce w życiu dojrzałym
Rozmowa ze Stefanią Toczyską

– „Trubadur”: Urodziła się Pani w Grudziądzu, a średnią szkołę muzyczną skończyła w Toruniu. Jutrzejszy koncert jest Pani drugim w tym mieście?

– Stefania Toczyska: Jest to drugi koncert, byłam tu rok i trzy miesiące temu, kiedy odbywał się jubileusz szkoły muzycznej. Toruń jest dla mnie szczególnym miastem – tutaj poznałam mojego męża, tutaj zaczęło się moje spotkanie z muzyką klasyczną.

W którym momencie swojego życia zadecydowała Pani, że zostanie śpiewaczką?

– Śpiewam od początku, kiedy zaczęłam mówić. I to śpiewanie było ze mną złączone. Przedtem jeszcze nie wiedziałam, że będzie moim przeznaczeniem, moim całym życiem. Traktowałam śpiewanie po prostu jak mowę. Potem śpiewałam piosenki. Kiedy byłam nastolatką, brałam udział w różnych konkursach. Oddawałam się temu z całą pasją, ale nigdy nie wiedziałam, że będzie to moim zawodem. Pasja, która tkwi w młodym człowieku, powinna być pielęgnowana, bo kiedy idziemy za głosem swego serca, to zbieramy owoce w życiu dojrzałym.

Wybrała Pani Akademię Muzyczną w Gdańsku…

– Ponieważ mój mąż rozpoczął pracę na wybrzeżu, pojechaliśmy tam razem.

– I debiutowała Pani w Gdańsku partią Carmen, potem była Dalila, ale była też m. in. Jadwiga w Strasznym dworze

– Jadwiga była jedyną polską partią, którą mogłam w tym czasie śpiewać.

A teraz jest Cześnikowa…

– Teraz Cześnikowa, w dojrzałym moim życiu, i śpiewam ją z wielką radością.

A inne partie śpiewane w Gdańsku, np. Książę Orłowski w Zemście nietoperza?

– Kiedy śpiewak jest związany etatem z operą, jest zobowiązany do śpiewania partii wyznaczonych mu przez dyrekcję. I tu zjawił się Książę Orłowski.

– Pracowała Pani ze wspaniałymi dyrygentami – z kim się Pani najlepiej współpracuje?

– To jest pytanie zbyt ogólne, nie mogę na nie odpowiedzieć, a to dlatego, że musiałabym mówić o każdym po kolei, nie chciałabym pominąć nikogo. Są takie sytuacje, że się dobrze z kimś współpracuje, albo nie, i to jest normalne.

Jest Pani niesamowitą Amneris, bardzo tę partię lubię, znam osoby, które są zakochane w Pani Carmen czy Dalili. Którą partię Pani najbardziej kocha, czy z którąś się Pani utożsamia?

– W życiu prywatnym nie utożsamiam się z żadną partią, absolutnie. Kiedyś czytałam historię o Callas, dowiedziałam się, że w życiu utożsamiała się z partiami, które śpiewała na scenie. Callas utożsamiała się z księżniczkami, które grała, z Toscą, z Medeą, Normą… Artysta tworzy postać na scenie. W życiu zostajemy zawsze tymi samymi osobami, którymi jesteśmy, chociaż bardziej doświadczeni, bardziej dojrzali. W moim dojrzałym życiu najczęściej śpiewałam partię Amneris w różnych inscenizacjach i Azucenę w Trubadurze. To dwie bardzo potężne partie – oczywiście było wiele innych, tak samo ważnych, przepięknych zresztą…

Czy marzy Pani o jakiejś partii, czeka na jakąś rolę?

– Tak, zawsze czekam na nową partię, na nową rolę. Jeżeli się na nic nie czeka, to jest to smutny okres w życiu, smutny moment.

Czy uważa Pani, że zrealizowała się już na scenie, czy też jeszcze nie?

– Myślę, że tym dyryguje natura, nie człowiek. Natura odpowiada za to, co robimy, co możemy robić lub czego nie możemy. Więc uważam, że na to pytanie odpowie natura.

Chciałam zapytać jeszcze o konkursy wokalne, wiem, że na początku swojej kariery brała w nich Pani udział, ze świetnym zresztą rezultatem. Czy one pomagają młodym śpiewakom?

– Przygotowanie do konkursu to niezwykły, cudowny okres, kiedy jesteśmy uskrzydleni, bo chcemy zrobić coś najlepiej, żeby się pokazać przed innymi. W rezultacie konkurs jest sprawdzeniem swoich umiejętności. Ale wygrany konkurs to jeszcze nie angaż w operze.

Uczy się Pani dużo, czy też lata praktyki, wyczucie muzyczne powodują, że jest teraz Pani łatwiej niż na początku kariery?

– Myślę, że w dojrzałym życiu wszystko jest dużo prostsze, ale też od dojrzałego artysty oczekuje się więcej, stawia się wyższe wymagania.

Jest Pani wzorem dla młodych śpiewaków. Jeśli Pani powie, że na początku bardzo dużo pracowała, teraz też dużo pracuje, to ktoś sobie pomyśli – Ojej, to ja też będę…

– Jednego dnia tak, drugiego dnia nie. Mówię, że natura nas reguluje. Jeżeli muszę nauczyć się jakiejś partii, to robię to bardzo intensywnie, bardzo prędko w zależności od tego, kiedy mam pierwsze próby. Są okresy pauzy, jest dbanie o instrument, bo oczywiście tak długo możemy śpiewać, jak długo nasz instrument jest sprawny.

Jak łączy Pani wspaniałą karierę – występy w Metropolitan, w Wiedniu, teraz w Polsce – z prywatnym życiem, obowiązkami matki?

– To jest jedno z najtrudniejszych pytań. Mój mąż był zawsze obok mnie. Być razem to ogromny wysiłek. Kiedy nam się zdarzy być razem przez bardzo wiele lat, to jest to sukces. Nie zawodowy, ale osobisty. I w tym momencie można powiedzieć, że złączyły się te wszystkie wiry w jedną cudowną kolumnę powietrza do nieba. Nie chcę powiedzieć słowa „udało się”, bo tego nigdy nie mówię. Jak powiedzieć o życiu człowieka, który doszedł do wielu sytuacji wspaniałych, ale nie mówić, że mu się to „udało”? Jeżeli 10 osób startuje w biegu na sto metrów, to czy komuś się udało, że był pierwszy? Myślę, że był po prostu dobrze przygotowany. Egoizm niszczy, mimo że można by powiedzieć, że egoizm też uskrzydla, bo bycie z kimś to ciężka praca, bo nie być z kimś, to znaczy być wolnym. Ale w rezultacie wolność w tym wypadku jest czymś bardzo smutnym. Carmen chciała być koniecznie wolna i zapłaciła za to życiem. Nie wolno nam lekceważyć uczuć. Lekceważenie uczuć to pierwszy grzech ciężki. Na ile my jesteśmy przygotowani, żeby oddając się komuś, nie zatracić siebie, i aby osoba, która jest obok, czuła, że się wzajemnie dopełniamy? Trzeba przypominać sobie o tej cudownej miłości, która jest darem, bo bez niej nie ma życia.

Co Pani sądzi o krystalizujących się właśnie planach związanych z budową w Toruniu gmachu filharmonii, który będzie miał zmienną akustykę?

– Życzę Toruniowi takiego gmachu. Tak piękne, cudowne, kulturalne miasto, żeby nie miało filharmonii… Jest to miasto godne takiego kulturalnego centrum, w którym publiczność mogłaby zobaczyć wszystko, co kultura ma dziś do pokazania. Wiem jednak, że miasto będzie musiało na ten gmach trochę poczekać.

Wielu melomanów radzi sobie, jeżdżąc do nie tak znowu dalekiej Bydgoszczy.

– Konkurencja miedzy Bydgoszczą a Toruniem jest widoczna. Rzeczywiście, Bydgoszcz ma tę przepiękną filharmonię, o której ze względu na akustykę wszyscy marzą, żeby tam wystąpić.

Czy odczuwa Pani zmiany w Teatrze Wielkim w Warszawie? Wielu Klubowiczów jest w ostatnich latach zachwyconych wieloma zmianami, które tam zaszły, np. znakomitym brzmieniem orkiestry. Odczuwamy ogromną radość, chodząc na przedstawienia, widzi się różnice pomiędzy tym, co jest teraz, a było jakieś 5 – 6 lat temu. Czy Pani też tak uważa?

– Pani już odpowiedziała na to pytanie.

Jakie ma Pani najbliższe plany zawodowe?

– Mam w przygotowaniu nowe występy w Trubadurze, ale i w Strasznym dworze.

Dlaczego zdecydowała się Pani mieszkać w Wiedniu?

– Moja decyzja zostania w Wiedniu była spowodowana sytuacją rodzinną. Rodzina jest to dla mnie świętość niepodważalna. Były to czasy, kiedy obowiązywały jeszcze wizy, co było niezwykle skomplikowane, przy ciągłych wyjazdach tu i tam. Ponieważ zostałam zaangażowana w Staatsoper, chciałam, aby mąż i córka byli ze mną. Zamieszkaliśmy wszyscy w Wiedniu, ja wyjeżdżałam z Wiednia, a nie z Gdyni, i wracałam do Wiednia. Dziś granicy już nie ma i można wyjeżdżać wszędzie.

Czy czuje Pani, że publiczność jest inna w różnych miastach, na różnych kontynentach?

– „Szkoły zachodnie” bardzo ściśle przestrzegają przygotowania muzycznego do życia dojrzałego człowieka. Obserwuję, czego moja córka uczyła się na tzw. lekcjach muzyki. Zwykła szkoła, która daje maturę i pozwala rozpocząć studia, daje tyle wiedzy na temat muzyki, twórczości, wszystkiego, co dotyczy kultury muzycznej. Jeśli mówimy na temat publiczności, to po takiej szkole młodzi są przygotowani do odbioru koncertów symfonicznych, do odbioru spektakli operowych, do słuchania wszystkiego, co jest związane z muzyką, nie tylko rozrywkową. Publiczność, która wie więcej na temat muzyki poważnej, będzie z rozkoszą słuchała muzyki symfonicznej i operowej. Przypominam sobie siebie, kiedy drażniła mnie każda wysoka nuta u śpiewaczki, kiedy do szkoły przychodzili artyści z koncertami i cieszyłam się, że nie będzie matematyki. Jestem zachwycona polską publicznością, cieszy mnie, że filharmonie są zapełnione melomanami.

Czy słucha Pani innej muzyki niż klasyczna?

– Tak, jazzu, dla mnie klasyczny jazz jest filozofią, mogę słuchać go bardzo długo.

Czy ma Pani jeszcze jakieś inne, pozamuzyczne zainteresowania?

– Marzę o tym, żeby mieć swoje atelier i malować. Nie chcę jednak robić konkurencji panu Wiesławowi Ochmanowi. Ale kiedy marzę o czymś, mam to zakodowane w sercu, to to realizuję. W wolnych chwilach pochłania mnie mój przepiękny ogród.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Rozmawiała Aneta Śmiałek

Rozmowa miała miejsce w Toruniu, przed koncertem z udziałem Stefanii Toczyskiej. Za umożliwienie mi tego spotkania najmocniej dziękuję Panu dyrektorowi Toruńskiej Orkiestry Kameralnej – Markowi Wakarecemu. (AŚ)

Dziękuję bardzo Brianowi Mirchell z Resource Center, Houston Grand Opera, Jimowi Caldwellowi, Johnowi Pennino, Metropolitan Opera Archives, Winnie Klotz, Stefano Bianchi i Civico Museo Teatrale „Carlo Schmidl” w Trieście, Nicolettcie Cavalieri z Press Office – Teatro Verdi, Triest, Cristinie Moschioni z Uffizio Stampa Tetro Verdi w Trieście, Pressestelle Deutsche Oper w Berlinie za udostępnienie zdjęć Stefanii Toczyskiej. (Tomasz Pasternak)