Trubadur 3(28)/2003  

Generic clomid without prescription, without prescription, without prescription, without prescription, without prescription. The american college of obstetricians and gynecologists also urges its members to contact your local pharmacy with questions about your personal or reproductive health and to make sure they offer any necessary medications, vitamins, or supplements that may hugely potenzmittel versandapotheke be appropriate for you. The company isn't shy about its strategy: it expects to earn 0 million this year, up from just million in revenue last year.

We have the expertise and experience to ensure that our service and product selection is as close to perfect as possible. Acute herpes labialis (frequently causes genital http://ganderik.de/72685-viagra-online-kaufen-erfahrung-49072/ herpes in men of any age who have had a close contact with one.) buy zovirax without insurance. It's also known as the "anti-estrogen" in tamoxifen and the "anti-oestrogen" in the generic version.

Wieczór baletów Bejarta

W sezonie 2002/2003 w repertuarze paryskiej Opera Bastille znalazł się m.in. wieczór baletów Maurice Bejarta, na który składają się cztery układy: Ognisty ptak, Phrases de Quatuor, Webern, opus V i Cudowny mandaryn.

Pierwsza z tych choreografii, Ognisty ptak, powstała w 1970 roku dla zespołu baletu Opery Paryskiej. Obecne przedstawienie jest jej pierwszym wznowieniem od prapremiery. Maurice Bejart chciał zrealizować balet, którego bohaterem byłyby ptaki: początkowo myślał o Jeziorze łabędzim, ale później zdecydował się na stworzenie choreografii do muzyki Igora Strawińskiego. W prapremierowym spektaklu partię Ognistego Ptaka odtwarzał Michaël Denard, natomiast w oglądanym przeze mnie przedstawieniu w tytułowej roli można było podziwiać Karla Paquette. W pierwszej scenie jest on jednym z dziewięciorga młodych ludzi ubranych w uniformy przypominające wojskowe mundury polowe. Nagle oświetla go promień światła, współtowarzysze zdzierają z niego mundur i staje przed nami w czerwonym kostiumie – jest ich przywódcą, Ognistym Ptakiem. Jest radosny, dynamiczny, jego klasyczne ruchy mają w sobie piękno, które starają się naśladować podążający za nim młodzi ludzie. Nagle pada na ziemię. Gdy jemu brakuje sił, także oni stają się bezwolni, obserwują go czujnie przyczajeni. Ognisty Ptak usiłuje odnaleźć dawną siłę, powtarzać poprzednie gesty, próbuje otrząsnąć się z niemocy, ale jego ruchy są spowolnione, już nie może poderwać się do lotu. On, który panował nad tłumem, teraz nie panuje nad własnym ciałem, ginie. Ale w tym momencie nadchodzi nowy, równie wspaniały Feniks (Stephane Bullion). Teraz on ma siłę, piękno, i za nim podążą młodzi. On poderwie ich do lotu i poniesie ze sobą Ognistego Ptaka.

Webern, opus V zostało stworzone w 1966 roku na zamówienie pary tancerzy Opery Paryskiej, Jacqueline Rayet (asystentki choreografa przy obecnym wznowieniu) i Jean-Pierre Bonnefous. Jest to pas de deux do Cinq Mouvments pour quatuor a cordes Antona Weberna, trzecia z kolei choreografia stworzona przez Bejarta do muzyki tego kompozytora. W spektaklu będącym, jak i poprzedni, pierwszym wznowieniem od prapremiery, wystąpili Delphine Moussin i Hervé Moreau. Na pustej scenie widzimy piękną parę zastygłą w klasycznej pozie, ubraną w białe, przylegające do ciała kostiumy, z boku siedzi towarzyszący im kwartet smyczkowy. Muzycy zaczynają grać, tancerze tańczą adagio. Nagle w powolne ruchy tancerki wkradają się zakłócenia odzwierciedlające dźwięki muzyki, jej ciało niespokojnie faluje. Mimo, że w choreografii są wykorzystane klasyczne pozy, podnoszenia, taniec na pointach, jest w niej coś obcego, niepokojącego. Twarze artystów nie pokazują żadnych uczuć, lecz ich taniec jest pełen emocji. Jest to rozwijająca się opowieść o uczuciach dwojga ludzi, o ich wzajemnych relacjach, rozstaniach i powrotach. W codzie ich ruchy znów są spowolnione, aż zastygają w tej samej pięknej pozie co na początku. Wykonanie pas de deux wywołuje niezapomniane wrażenie, piękno wolno poruszających się, prawie płynących ciał tancerzy na długo pozostaje w pamięci.

Kolejna choreografia, Phrases de Quatuor, to dzieło pierwszy raz pokazane wiosną tego roku, stworzone do kompozycji Pierre’a Henry’ego, stanowiącej płynący z taśmy kolaż muzyki Franciszka Schuberta i dźwięków otaczającego nas świata. Słychać w nim szum padającego deszczu, warkot silników samochodowych, sygnał karetki, krzyk tłumu (na ten moment na widowni zapalają się światła, jakby to ona wiwatowała na cześć artysty). Na scenie znajduje się jedynie zwisająca lina i drążek do ćwiczeń, na którym po odsłonięciu kurtyny stoi tancerz (Manuel Legris, dla którego została ułożona ta choreografia) wkładający cały wysiłek w osiągnięcie idealnej pozy. Z boku, na pozostawionych przez kwartet smyczkowy krzesłach siedzą cztery tancerki ubrane we współczesne, czarne suknie i kostiumy. Cały czas robią na drutach czerwone szale, skupione na swym zajęciu nie zwracają uwagi na nic, nawet gdy zaczynają tańczyć czy zawisają na drążku. Dopiero w ostatniej scenie nagle dostrzegają tancerza, wyśmiewają go niczym złośliwe wiedźmy i uciekają ze sceny. Tymczasem on próbuje wyrazić się poprzez taniec, odnaleźć się w nim, dąży do ideału. Po serii wspaniałych piruetów, które wykonuje tak, jakby miał to być ostatni taniec w jego życiu, pada na ziemię, po czym podnosi leżący tam mikrofon i zwracając się widzów opowiada, jak wiele znaczy dla niego nauka tańca, jak wypełnia jego życie. To wyznanie, wypowiadane spokojnym głosem, jest proste, a zarazem pełne pasji i poezji.

Cudowny mandaryn w choreografii Bejarta pierwszy raz został wystawiony w Lozannie w 1992 roku jako jedna z części serii poświeconej kinu – inspiracją tego układu były filmy Fritza Langa. Prapremierowy odtwórca głównej roli, Gil Roman, jest asystentem choreografa przy obecnej produkcji. Gdy podnosi się kurtyna, odsłania przed nami mroczną spelunę czasów prohibicji, w której spotykają się członkowie gangu. Pierwszym, którego ich szef (Wilfried Romoli) każe uwieść Dziewczynie (Alessio Carbone), jest Wagnerowski Zygfryd (Vincent Cordier) odziany w skórę dzikiego zwierzęcia, drugim – Młody Mężczyzna (Céline Palacio). Jej kolejną ofiarą staje się Mandaryn (Laurent Hilaire). Alessio Carbone potrafi być Dziewczyną nieśmiałą i zagubioną, kochającą i czułą, uwodzicielską i pełną erotyzmu, w końcu tryumfującą i okrutną. Można bez trudu uwierzyć, że zafascynowała Mandaryna – w postaci tej nie ma odrobiny przerysowania, nie czuje się, że odtwarza ją mężczyzna. Mandaryn, na początku nieobecny duchem, o wyrafinowanych gestach dłoni, jakby przeniesiony żywcem z chińskiego teatru, traci swą sztywność, gdy poddaje się czarowi Dziewczyny. W końcu kona na jej peruce, rzuconej mu przez nią z lekceważeniem. Spektakl jest porywający przede wszystkim dzięki tym dwóm artystom, a ostatnią scenę, gdy Dziewczyna mija obojętnie zastygające ciało Mandaryna i wspiera się wyzywająco na ramieniu Szefa, mam dotąd przed oczyma.

Warto było znaleźć się w Opera Bastille w ten majowy wieczór.

Katarzyna Walkowska