Trubadur 4(29)/2003  

Mari kita cari apa yang berarti dalam hal tersebut. The typical gabapentin dosage used in dispersedly clinical trials are based on patients with a mild to moderate clinical form of a neuropathic pain. I ordered my kamagra jelly and its was ready in 2 hours.

This is not an exhaustive list of all possible interactions. The medicine will be used as a preventative measure and is usually given Fountain to you in combination with a short course of antibiotic. It is not necessary to have your eye drops refilled.

Gioconda
Amilcare Ponchiellego

Sztuka Victora Hugo Angelo, tyran Padwy dwukrotnie została wykorzystana w operze. W 1837 r. na jej podstawie oparto libretto mało dziś znanego dzieła Mercadantego Il Giuramento (Przysięga), a prawie 40 lat później dramat Hugo zainspirował Amilcare Ponchiellego do skomponowania Giocondy. Libretto opracował sam Arrigo Boito, który jednak najwyraźniej nie docenił utworu, bo ukrył nazwisko pod anagramem Tobia Gorio; zapewne nie przypuszczał, że Gioconda odniesie od razu wielki sukces. Główne partie podczas premiery w La Scali (8 kwietnia 1876) kreowali: Julian Gayarre (Enzo Grimaldi) i Maddalena Marini-Masi (Gioconda). Kompozytor nie był jednak do końca zadowolony ze swego dzieła i już kilka miesięcy później, 18 października 1876 roku, w weneckim Teatro Rossini pokazano zmodyfikowaną wersję opery, a ostateczny kształt otrzymała ona dopiero w La Scali 12 lutego 1880 r. Gioconda stała się najsłynniejszym dziełem Ponchiellego i rozsławiła go jako kompozytora – w 1883 r. powierzono mu profesurę mediolańskiego konserwatorium, gdzie jego studentami byli m.in. Pietro Mascagni i Giacomo Puccini. Choć wystawiana do dziś, Gioconda przynależy właściwie do minionego okresu historii opery, epoki supremacji na scenach operowych dzieł końca XIX wieku, epoki słynnych głosów, La Scali Ghiringhellego, Karajanowskiej Staatsoper, Met Rudolfa Binga. Wykonawcami tej opery byli najwięksi śpiewacy ubiegłego stulecia, od Callas czy Milanov do Caballé, od Giglego do Pavarottiego, od Warrena do Milnesa, od Stignani do Cossotto i od Siepiego do Rameya. Kontynuatorem i jednym z ostatnich aktywnych jeszcze reprezentantów tejże epoki, o której myśli się dzisiaj z lekką nostalgią, jest Plácido Domingo. Wpisał się on już w galerię świetnych rejestracji Giocondy, jego Enza z wiedeńskiej Staatsoper z 1986 r. można było słuchać i oglądać na kasetach VHS, a obecnie na DVD, ale u końca swej przeszło 40-letniej kariery zapragnął dokonać nagrania studyjnego. Gioconda ukazała się w maju 2003 r., w tym samym roku, w którym EMI ogłosiła zaprzestanie nagrywania całych oper na CD; podobno ostatnią studyjną rejestracją firmy ma być Tristan i Izolda pod Pappanem, z Domingiem i Christine Brewer w rolach głównych.

Gioconda oferuje sześć atrakcyjnych dużych ról dla różnych rodzajów głosu, ale bywa wystawiana i nagrywana przede wszystkim dla kreujących tytułową rolę śpiewaczek. To rola dla sopranu z preferencją ku spinto, bogatego, cięższego niż dla partii verdiowskich, takich jak Aida czy Leonora, sopranu ze względu na tessiturę najbardziej, obok Turandot, dramatycznego w repertuarze włoskim. Pamiętajmy, że Maria Callas w 1948 r. śpiewała Giocondę równolegle z Kundry i Brunhildą; że Tebaldi odważyła się wykonać tę partię pod koniec kariery, a ostatnia znakomita Gioconda, Eva Marton, była zarazem cenioną Turandot swego pokolenia. Oczywiście, wspaniale sprawdzały się też w partii Giocondy soprany bardziej liryczne, jak Martina Arroyo, Montserrat Caballé, Renata Scotto czy Leyla Gencer. Czy Violeta Urmana, którą obecnie wybrała EMI, wykorzystała tę szansę? Wydaje się, że tak. Jest to śpiewaczka mezzosopranowa, która bardzo szybko i z powodzeniem przeszła do ról sopranowych, dysponująca głosem dużym, ciepłym w brzmieniu. Jej Gioconda jest inna od tych, jakich słuchałyśmy dotąd, bardziej miękka, świadomie bardziej dziewczęca. Co ciekawe, połączone rejestry mezzo- i sopranowy, jakimi dysponuje Urmana, ujęły, a nie dodały dramatyzmu jej głosowi, może dlatego, że nie musi ona (nie chce?) stosować rejestru piersiowego. Jeśli ktoś oczekuje wstrząsającego zawołania E un anatema! lub Suicidio! – zawiedzie się, ale zarazem powinien się zastanowić, jak te frazy mają się do całości stworzonego przez Urmanę wokalnego wizerunku postaci. A jest w nim wiele miejsc, które na długo zostają w pamięci, jak następujące po scenie Voce di donna wysokie b wzięte zachwycającym piano na słowie t’amo! i filujące aż do momentu wtopienia się w płynną frazę smyczków, jak uśmiech przez łzy w Mi chiaman… La Gioconda, jak wreszcie cała aria Suicidio! bez zwyczajowej drapieżności przy del mio cammin i fra le tenebre, prowadzona ze spokojną świadomością bliskiej śmierci. Podoba nam się nowa jakość wokalna, jaką tworzy w tej roli Urmana, osiągająca znakomity efekt dramatyczny mniej ogranymi środkami, które dla osłuchanych z innymi rejestracjami opery Ponchiellego mogą oznaczać nawet brak charyzmy. Taka Gioconda przypomina nam paralelną rolę Elaisy z Il Giuramento, śpiewaną 9.10.1979 r. przez debiutującą w Staatsoper w Wiedniu Marę Zampieri o subtelnie pięknym sopranie. Jako Bianca (odpowiedniczka Laury, ukochana Viscarda – w tej roli Plácido Domingo) wystąpiła nieokiełznana Agnes Baltsa, a duet tych pań to był istny taniec dwóch żywiołów. Takiej odmienności zabrakło na omawianej płycie EMI. Luciana d’Intino (Laura) niekiedy łudząco przypomina barwą głos Urmany, w duecie z 2 aktu są miejscami tak podobne, że tylko znający już tę operę odróżnią np. L’amo come il fulgor del creato! Laury od Ed io l’amo siccome il leone! Giocondy. I tylko to może stanowić małe zastrzeżenie co do decyzji obsadowej. Ale trudno się dziwić, że EMI zaangażowała d’Intino, śpiewaczkę, z którą już współpracowała, wysoko cenioną we Włoszech i mającą opinię spadkobierczyni najlepszej linii mezzosopranów verdiowskich. W tym nagraniu warto posłuchać, jak frazuje w Stella del marinar, jak brawurowo kończy tę arię, i jak współbrzmi z tenorem Enza, zwłaszcza w duecie miłosnym Laggiu nelle nebbie remote… (od którego radzimy zacząć przesłuchiwanie płyty w sklepie), gdzie ich głosy to lgną ku sobie, to odbiegają w nieustającej przeplatance rytmów, dynamiki i barw.

Domingo śpiewał na scenie partię Enza Grimaldi tylko 17 razy, ostatni raz w Wiedniu w 1986 r., a miał wówczas 45 lat. W nagraniu EMI ma 16 lat więcej. Ale jego głos nie ma wieku. W czasie nagrywania Domingo miał 61 lat, choć słuchacz nie domyśliłby się tego, tak pełny jest jego głos, swobodny, bez cienia wysiłku (The Guardian, 4.4.2003). 61-letni Domingo brzmi kilkadziesiąt lat młodziej – czyżby opera pt. Portret Doriana Graya była w jego przyszłych planach? (New Jersey Star Ledger, 25.6.2003). Doprawdy, warto było poczekać na nagranie jego Enza (Gramophone, kwiecień 2003). I warto się w nie wsłuchać, w ową masterclasse „wielkiego śpiewania”, kwintesencję, z jednej strony, całej pokory Dominga wobec kompozytora, i, z drugiej, jego szczodrobliwości w dzieleniu się pasją, wiedzą o muzyce i umiejętnością zarażania zachwytem nad tym, co sam podziwia. Rolę Enza uważa Domingo za ważną i atrakcyjną przede wszystkim ze względów czysto wokalnych, lubi ją, bo w niej właśnie jako 29-latek zadebiutował w 1970 r. w rodzinnym Madrycie: Gdy publiczność mego miasta zaczęła mnie oklaskiwać po Cielo e mar, nie byłem w stanie śpiewać dalej, na próżno starałem się powstrzymać łzy. Nie wiem, jak w końcu udało mi się przebrnąć przez następujący zaraz po arii duet z Laurą, jeden z najtrudniejszych fragmentów w tej operze*. Cały Domingo – konkretny i wrażliwy, bezwzględnie logiczny i emocjonalny. I właśnie dzięki tej (dobrze kontrolowanej) Emocjonalności przez duże E, 61-letni Enzo jawi się jako młodzieniec, któremu wierzymy, bardziej Zakochany Kapitan niż Książę di Santafior. Domingo pokazuje rozlewność i malarskość Cielo e mar, arii, w której zaklęta jest prośba człowieka szczęśliwego: „Chwilo, trwaj! „, aby tuż potem płynnie, bez częstej w tym miejscu nadmiernej ekscytacji i „zdyszenia”, wejść w recytatyw poprzedzający przybycie ukochanej. U początku duetu z Laurą, Deh! Non turbare con ree paure. do E il cielo, o cara, che schiudi a me! udowadnia, czym jest bezmiar legata, aby dalej, przywołując styl pieśni Tostiego, z pełną czułości prostotą odmalować świat „między morzem i niebem”, Vedrem fra poco tramontar la luna… A potem jest rozpacz i determinacja w duecie z Giocondą kończącym 2 akt, ból w Tu sei morta! po rzekomej śmierci Laury, furia i pragnienie zemsty w scenie z Giocondą w 4 akcie – i na koniec radość przyciemniona żalem nad tą, która się poświęciła, Fanciulla santa!... W Giocondzie, jak w klasycznym melodramacie, romansowa akcja służy przecież ukazaniu różnorodności i intensywności uczuć, jakich mogą doświadczać ludzie – od najwznioślejszych do najbardziej podłych. Taka jest funkcja sztukimówił Yehudi Menuhinzwłaszcza muzyki, dramatu i opery: uczyć nas przeżywania emocji i radzenia sobie z nimi. Szkoda, że Lado Ataneli nie miał odwagi wyraźniejszego ukazania szkaradzieństwa Barnaby, w tej roli histrionizm nie razi. Dwie wspaniałe arie, duet z Enzem, przywilej kończenia opery czynią rolę Barnaby muzycznie bardzo bogatą. Gdyby do pięknego głosu Ataneli dodał więcej wyrazu dramaturgicznego, byłby doskonały. Żadnego wyrazu dramaturgicznego nie ma natomiast Roberto Scandiuzzi, a jego głos, przykro rozwibrowany, pozbawia nas w jakiejś części radości słuchania tej płyty. Elisabetta Fiorillo jako La Cieca pozostawia bardzo dobre wrażenie, na szczęście, ponieważ ma do wyśpiewania taką perełkę jak Voce di donna o angelo. To znakomita śpiewaczka, od lat 20 wykonująca głównie mezzosopranowe role verdiowskie. W pełni natomiast zachwyca Marcello Viotti, godny następca znanych z prowadzenia Giocondy takich dyrygentów, jak Gavazzeni, Bartoletti, Votto czy Previtali. Uważnie postępując za zwrotami akcji, ale bez brutalnego przyspieszania temp, Viotti uwypukla instrumentalne, melodyczne i rytmiczne bogactwo partytury, z mistrzostwem czyni orkiestrę „solistą” (np. pełen świeżości, a zarazem dyscypliny niezbędnej w muzyce baletowej Taniec godzin) lub współtowarzyszem (nie akompaniatorem) solistów (te rubata w duecie Laury i Giocondy!). Nie wstydzi się charakterystycznego dla tej muzyki ładunku uczuciowości, czasem mylonej dziś z banalnością, albowiem źródło pomysłów Ponchiellego czy Pucciniego spospolitowali hollywoodzcy wyrobnicy muzyki filmowej, czerpiąc z niego na użytek kulturalnych supermarketów. Nagranie Giocondy EMI przypomina, że źródło jest nadal prawdziwe i czyste. Polecamy.

Jadwiga Piller, Jolanta Bukowińska

* H. Matheopoulos, My Operatic Roles.

  • Amilcare Ponchielli La Gioconda. Violeta Urmana (Gioconda), Luciana d’Intino (Laura), Plácido Domingo (Enzo Grimaldo), Roberto Scandiuzzi (Alvise Badoero), Elisabetta Fiorillo (La Cieca), Lado Ataneli (Barnaba) i in. Munchner Rundfunkorchester, dyr. Marcello Viotti; EMI 2003.