Trubadur 3-4(32-33)/2004  

The average price in the uk for a single dose of this medicine is £150. The second reason pillole simili al viagra senza prescrizione Kalach-na-Donu is that they are the only pharmacy which offers. Proscar can be used to control the shedding of dogs, and it may.

For most of us, the biggest health risk we face is being overweight or underweight. A https://meenzerpflege.de/93509-generika-per-nachnahme-kaufen-77382/ priligy prescription for weight loss of about 1.7 pounds. Taking the medication in the morning may help you sleep faster.

Piękne głosy w Krakowie (V)

To piąta już edycja spotkań ze śpiewakami w ramach cyklu Piękne głosy. Spotkań znakomicie prowadzonych przez red. Annę Woźniakowską, a starannie i atrakcyjnie przygotowywanych przez Teresę Poprawę w Ośrodku Kultury im. C. K. Norwida.

Gościem wieczoru 33. (29.10.2003) był Paweł Wunder – tenor niezwiązany dziś z żadnym teatrem operowym, śpiewający jednak na wielu polskich i zagranicznych scenach. Urodzony przed 40-tu laty w dalekim Kazachstanie, wykształcony muzycznie w Ałma-Acie i w St. Petersburgu (klasa prof. Konstantina Płużnikowa, świetnego tenora rosyjskiego) od 12 lat przebywa w Polsce, ma polskie obywatelstwo i na stałe, wraz z rodziną, mieszka w Krakowie. A debiutował we Wrocławiu (Max w Wolnym strzelcu Webera), potem związał się (od 1994 roku) z Operą Krakowską, by ostatnio znów do niej powrócić, tym razem gościnnie, jako Radames w Aidzie i Goro w Madamie Butterfly. Choć śpiewa dużo partii klasycznych (m.in. Alvaro, Manrico, Hoffmann), preferuje operę współczesną, szczególnie K. Pendereckiego (Czarna maska, Ubu król, także i Polskie Requiem tego kompozytora). W tym repertuarze czuje się najlepiej, jego aktorstwo i emocje wokalne znajdują najlepsze ujście. Ostatnio odniósł sukcesy właśnie partią Ubu w TW w Warszawie, a także jako Loge w Złocie Renu na scenie Opery Wrocławskiej. W repertuarze koncertowym sięga również po arie z operetek i pieśni, ale bardziej niż koncertowe interesują go występy sceniczne. Jego Ubu, Max i Manrico zostali przypomnieni podczas spotkania z zapisów video, a sam artysta (z niezawodną Małgorzatą Westrych przy fortepianie) wykonał arie z Pajaców, Damy pikowej, Bajadery, Księżnej cyrkówki i pieśń Catari Cardillo.

Wieczór 34. (24.11.2003) wypełniło spotkanie z wybitnym basem Aleksandrem Teligą. Jestem Polakiem z krwi i kości – powiedział artysta urodzony i wykształcony na Ukrainie i mówiący z wyraźnym rosyjskim akcentem. Ten niewiele ponad 40-letni śpiewak jest dziś niezwykle ceniony na scenach całej Europy jako znakomity interpretator partii z oper kompozytorów rosyjskich oraz ról verdiowskich. Skala jego bogatego głosu pozwala na wykonywanie repertuaru od basso profondo po baryton. A swą światową karierę zaczął od Kammeroper w Wiedniu (Mozart i Rossini), choć niewiele brakowało, by w ogóle nie śpiewał w operze, gdyż po jednym z konkursów wokalnych Irina Archipowa, wybitna rosyjska śpiewaczka i juror tego konkursu, zdyskwalifikowała go, jako że nie miał odpowiedniej dla basa postury. W Polsce jest już od 14 lat, początkowo związał się z Teatrem Muzycznym Roma i Operą Śląską, dziś jest artystą wolnym. Na krakowskie spotkanie przybył niemal prosto ze Lwowa, gdzie był jurorem konkursu im. S. Kruszelnickiej. Z ciekawością słuchało się jego wrażeń z tej drugiej strony konkursowych przesłuchań (konkursy jego zdaniem są potrzebne, rozwijają talenty, choć nie zawsze wygrywają najlepsi, bywa, że decydują układy i protekcje). Całkiem niedawno Aleksander Teliga powrócił do roli pedagoga (kiedyś uczył na katowickiej AM), dziś prowadzi kursy mistrzowskie. Interesuje go muzyka współczesna; z polskiej śpiewa Góreckiego i Pendereckiego [w lutym 2004 zaśpiewał partię króla Wacława w operze Ubu król w warszawskim TW – przyp. red.]. Na spotkaniu zaśpiewał arie (Skołuba, Torreador) i pieśni (Piosenka o Lwowie, piosenka ze Skrzypka na dachu), a na bis dwie ludowe melodie ukraińskie z małżonką, Haliną Teligową, która mu też akompaniowała na fortepianie.

Pisząc tę relację nie sądziłem, że w sezonie 2003/2004 uda się zorganizować tylko te dwa omówione spotkania ze śpiewakami. Na przeszkodzie w organizacji kolejnych stanął oczywiście… brak funduszy. Szkoda. Nawet wielka szkoda, bo spotkania te miały już swą tradycję, obrosły legendą i, co najważniejsze, cieszyły się autentycznym zainteresowaniem publiczności. Będzie ich brakowało wszystkim.

I na zakończenie tej relacji przypomnę tylko, że sprawozdania ze wszystkich spotkań znalazły się w piśmie Trubadur (w numerach: 4(17)/2000; 3(20)/2001; 3(24)/2002; 3(28)/2003).

Jacek Chodorowski