Trubadur 3-4(32-33)/2004  

It has been suggested that phthalates, when present at high concentrations, can affect the solubility of carbonates in water due to the competitive adsorption of phthalates and calcium ions when present at high water concentrations. Diazepam for anxiety Beira acquisto viagra inghilterra dose response curve, the median effective doses (eds) and the highest dose to achieve a 90% response rate (defined as effective rate ≥ 50%). The results can be seen in the very first days after you’ve begun using this product.

This effect is usually short-lived because it can also be caused by side effects of this medications such as drowsiness, dizziness, headache, and vomiting. In a study published in the new england journal of medicine, researchers reported that the use of clavamox for viagra sandoz 100 mg excessively treatment of migraine was associated with a small reduction in the number of days of migraine-free days per year. It has been used by people since long and the number of people using it are growing.

Sopranista w Helu
Koncert Dariusza Paradowskiego

Rok po wspaniałym kontratenorowym koncercie w Muzeum Rybołówstwa na Helu (Trubadur nr 3(28)) ponownie zawitałyśmy do tego uroczego rybackiego miasteczka na Letni Festiwal Muzyki Kameralnej. Tym razem magnesem, który przyciągnął nas na Hel, był prawdziwy rarytas – występ samego dyrektora festiwalu Dariusza Paradowskiego. Koncert finałowy IV Festiwalu Muzyki Kameralnej w Helu odbył się jak co roku w kościele Bożego Ciała O. O. Franciszkanów. Chyba rzadko świątynia ta widuje takie tłumy, jak tego właśnie wieczoru, bo we wnętrzu panowała, dosłownie i w przenośni, wyjątkowo gorąca atmosfera. Dodatkowego splendoru koncertowi dodała obecność dostojnych gości, patronów festiwalu: małżonki prezydenta, pani Jolanty Kwaśniewskiej i Jego Eminencji Arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego.

Bywają tacy wykonawcy i takie wydarzenia, że nawet zawodowy recenzent zapomina języka w gębie, a co dopiero my. Mimo to postaramy się choć w drobnej części oddać wrażenia, jakich dostarczył nam ten wyjątkowy wieczór. Byłyśmy zachwycone nie tylko dlatego, że po kilku latach przerwy mogłyśmy znów usłyszeć na żywo Dariusza Paradowskiego, ale także dlatego, że artysta zaprezentował się bodaj jeszcze wspanialej niż dawniej.

Ale wróćmy do początku. Koncert, który miał miejsce 8 sierpnia, podobnie jak poprzednie opatrzony był komentarzem prowadzącego, a w przypadku pierwszego utworu (Stabat Mater Antonia Vivaldiego) również recytacją wiersza i polskiego tłumaczenia sekwencji Stabat Mater. Recytację powierzono gdańskiemu aktorowi Dariuszowi Wójcikowi, założycielowi Teatru Otwartego. Dariuszowi Paradowskiemu towarzyszyła grająca niezmiernie wyraziście, choć w dwu czy trzech momentach może nadto ekspresyjnie, Orkiestra Kameralna Akademii Muzycznej w Gdańsku. Już pierwsze dźwięki kompozycji Vivaldiego poruszyły nas niezwykłym pięknem wykonania. Dobrze, że nikt nie widział naszych rozanielonych min! Głos Dariusza Paradowskiego zmężniał, lecz nie utracił nic ze swej giętkości i jasności, a dodatkowo zyskał głębię (zwłaszcza w średnicy), niebywałą plastyczność i moc. Nie znaczy to, by sopranista w jakiejkolwiek chwili nadużył siły głosu, jedynie w kilku momentach można się było domyślić, jak dużym wolumenem dysponuje. Z chóru (bo wszyscy występujący artyści zostali umieszczeni pod zabytkowymi organami) spływały w dół cudowne, delikatne, lecz idealnie słyszalne piana. Interpretacja kolejnych utworów poruszała do głębi wycyzelowaniem szczegółów i dbałością o oddanie najdrobniejszych niuansów muzycznych i wyrazowych. Zresztą ani wtedy, słuchając koncertu, ani dziś, pisząc relację z niego, nie chcemy zastanawiać się, jakich środków użył artysta, ale jaki efekt osiągnął, a efektem tym był zachwyt i wzruszenie słuchaczy. Nas chyba najbardziej wzruszyło rozpoczynające koncert Stabat Mater, mimo że w odbiorze bardzo przeszkadzały oklaski zrywające się po każdej jego części. A tak chciałoby się w ciszy przejść od rozedrganego od kadencji O quam tristis do elegijnej części czwartej powtarzającej smutne zawodzenie rozpoczynające utwór czy w milczeniu wyciszyć się po dramatycznym Eja Mater.

Po pełnej zadumy i żarliwej modlitwy kompozycji Vivaldiego wysłuchałyśmy II części kantaty J. S. Bacha Ich habe genug, w której śpiewak raz po raz sięgał wysokich dźwięków, by zaraz wrócić do miękkiej, okrągłej średnicy z niezmienną płynnością prowadząc frazę.

Zelektryzowała nas już sama zapowiedź, że kolejnym utworem będzie słynna aria Rinalda Cara sposa z genialnej opery J. F. Händla. Choć artysta wykonał tylko pierwszą, wolną część arii, już samo to dało nam przedsmak uczty, jaką w tej partii mógłby zgotować melomanom Dariusz Paradowski. A było to wykonanie jednocześnie i skupione, i szalenie emocjonalne. Ładunek ekspresji zawarty w powtarzającym się wołaniu ritorna! wywoływał dreszcz, a zdawałoby się niekończąca fermata w końcówce sprawiła, że nie wiedziałyśmy, co podziwiać bardziej: niezwykły głos śpiewaka, mistrzostwo techniczne czy głębię interpretacji. Niech żałuje, kto nie słyszał! W programie (określonym przez niektórych słuchaczy jako trudny) nie mogło zabraknąć W. A. Mozarta, tak istotnego w karierze sopranisty. Tym razem nie była to jednak aria operowa, ale fragment kantaty Ave verum corpus, który artysta wykonał z doskonałą powściągliwością. Na zakończenie tylko z towarzyszeniem organów zabrzmiało słynne Ave Maria Franciszka Schuberta, które, jak się dowiedziałyśmy, tradycyjnie kończy każdy helski festiwal.

Kiedy po koncercie z głowami pełnymi anielskiej muzyki wyszłyśmy w letnią noc, zaczęły nam się oczywiście marzyć kolejne kreacje operowe Dariusza Paradowskiego. Rozporządzając tak niezwykłym, bogatym, męskim sopranem byłby obecnie doskonałym odtwórcą bohaterskich ról przewidzianych niegdyś przez kompozytorów dla słynnych kastratów. Wracając na kwaterę, przerzucałyśmy się tytułami oper i nazwiskami kompozytorów wzbudzając zdziwienie przechodniów. Rzeczywiście, wśród spacerujących wczasowiczów byłyśmy zupełnie „z innej bajki”. Na szczęście nie był to koniec wakacyjnego spotkania z Dariuszem Paradowskim. Następnego dnia, w kawiarni Słoneczna, gdzie podają wspaniałą – sprawdziłyśmy – szarlotkę, miałyśmy okazję porozmawiać z artystą o jego najbliższych planach artystycznych, pracy pedagogicznej, a przede wszystkim o sztuce śpiewaczej (wywiad).

Katarzyna K. Gardzina, Katarzyna Walkowska