Trubadur 2(35)/2005  

This drug is used as an antidepressant to relieve symptoms of depression. We are committed to doing the work we say we will do, and have the experience to pillole per dimagrire xenical Botshabelo prove it. Our products have a good reputation and excellent quality, so you will not regret buying tamoxifen pct for sale in mexico, tamoxifen pct for sale in mexico or tamoxifen pct for sale in mexico online.

It has high levels of natural components that help with the management of the symptoms. If you take it too soon, the medicine can have echtes viagra kaufen harmful side effects. These are all the questions that you'll find here.

„Nakaz miłości” Richarda Wagnera

Na zakończenie sezonu 2003/2004 Staatsoper Stuttgart przedstawiła nową realizację sceniczną dramatu muzycznego Richarda Wagnera Tristan und Isolde (premiera 4.07.2004). To spójny koncepcyjnie i wyważony stylistycznie spektakl. Kryje w sobie przekaz wzruszająco prosty i czysty, choć kontrowersyjny. Sugestywnie naturalistyczna inscenizacja jest dziełem Luka Percevala, dla którego teatr jest poszukiwaniem klasycznie rozumianego katharsis. Ciemność i mrok dominują nad wyrazistością kształtów i barw. Kostium czy rekwizyt jest wyłącznie umownym znakiem, podkreślającym, że rzecz cała ma wymowę uniwersalną. Klimat emocjonalny spektaklu utrzymany jest w poetyce tzw. późnej nowoczesności. Zjawiska piękna, brzydoty, wzniosłości, tragizmu absorbują uwagę ze względu na ukazanie człowieka jako istoty zmysłowej i duchowej, biernie doznającej dominacji świata, ale też potrafiącej czynnie ów świat kształtować.

Kurtyna idzie w górę, gdy zaczynają rozbrzmiewać pierwsze dźwięki Tristana. Na scenie pojawiają się wszyscy wykonawcy: odtwórcy głównych ról, członkowie chóru, statyści. Odgrywają rodzaj pantomimy, sugerując w ten sposób widzowi koncepcję odtwarzanej postaci i ukierunkowując rozwój tego, co ma nastąpić. Akcja dramatu rozgrywa się w niemal pustym kwadracie sceny. Wrażenie ogromu przestrzeni jest przytłaczające. Symboliczna scenografia, a właściwie aranżacja przestrzeni, wykorzystująca również proscenium oraz kilka niezbędnych rekwizytów, została obmyślona przez Annette Kurz. Jednocześnie sami aktorzy dramatu stanowią ruchome tło; ich sylwetki (kształty bez formy, cienie bez barwy, gesty bez ruchu) dopełniają scenografię poprzez poruszanie się i nieruchomienie. Raz po raz jakby zapadali w sen, zamierają na scenie, podczas gdy inni budzą się do gry. Resztę dopowiada światło, dyskretnie moderowane przez cały spektakl. Proste w kroju, niczym szczególnym nie wyróżniające się kostiumy zostały zaprojektowane przez Ursulę Renzenbrink. Wszyscy, z wyjątkiem dwóch postaci, są ubrani na czarno. Jedna z nich nosi ciemnoczerwoną sukienkę (Brangena), a druga ubrana jest w jasnobeżowy garnitur (Król Marke). Aby osiągnąć efekt autentyzmu czy realizmu, reżyser obnaża protagonistów. Zupełny brak związku z erotyką (gruby, łysy i murszejący Tristan…) sprawia jednak, że mamy tutaj do czynienia raczej z pewnego rodzaju dokumentem.

Słusznym posunięciem, podkreślającym swobodną grę z czasem, okazało się umieszczenie na scenie, w III akcie, muzyka grającego na rożku angielskim. Wykonując swoją partię „zabiera czas” akcji, nadając mu jednocześnie niezwykłą realność. Projekcje video ograniczały się do wyświetlania, na elementach scenografii, wybranych fragmentów tekstu libretta. Powodując zbytnią koncentrację uwagi na słowie (pisanym), ułatwiały dotarcie do znaczeń dookreślających muzykę, zakłócały jednak odbiór tego aspektu spektaklu, który można nazwać teatralnością. Taka oto dosyć przygnębiająca sceneria stanowi zaledwie tło głównego dramatu, który toczy się na zupełnie innej płaszczyźnie.

Pod względem muzycznym przedstawienie to okazało się nadzwyczaj udane. Kierownictwo muzyczne sprawował Lothar Zagrosek. Każde jego pojawienie się w kanale orkiestrowym wywoływało długotrwałą, ciepłą owację publiczności. Zaprezentowana przez niego interpretacja tekstu muzycznego, intensywnie emocjonalna, zaprawiona osobistą treścią, od samego początku nie przestawała być poruszająca. Wszak najwyższe wzloty w tym dziele są zarazem kulminacjami symfonicznymi. Niemała w tym zasługa Staatsorchester Stuttgart, która grą pełną piękna i siły prezentowała prawdziwie wagnerowskie brzmienie, co dodatkowo jeszcze podkreślała wspaniała akustyka sali Staatsoper. Wykonawcy głównych partii znakomicie wczuwali się w swoje role i wywarli na mnie naprawdę duże wrażenie. Kreowane przez nich postaci obdarzone są wyrazistą osobowością i niezłomną wolą. Uzmysławiają, że miłość jest jedyną rzeczywistością, reszta to tylko złudzenie. Gabriel Sadé (Tristan) bardzo umiejętnie rozłożył siły i chociaż w końcowych scenach III aktu jego głos nieco osłabł, pod względem aktorskim okazał się bardzo przekonujący. Lisa Gasteen (Izolda) uwiodła mnie siłą i pięknem swojego ciemnego dramatycznego sopranu. We fragmencie Mild und leise cierpienie i pragnienie, rozpacz i ekstaza znalazły swój przejmujący wyraz. Zupełnie zachwyciła Michaela Schuster (Brangena), obdarzona przepięknym w barwie i wagnerowskim z ducha sopranem. W II akcie jej dyskretna, wykonywana z oddali, interwencja w duet miłosny była niezwykle czarowna. Reszta obsady poprawna, Atilla Jun (Król Marke) i Wolfgang Schöne (Kurwenal) nawet bardzo dobrzy. W zakończeniu przedstawienia Lothar Zagrosek wytworzył tak ogromne napięcie dramatyczne, które wywołało głębokie, niczym niezmącone, niemal metafizyczne wzruszenie u publiczności, że po wybrzmieniu ostatniego dźwięku dzieła na widowni zapadła, tak pożądana w tym momencie, długa cisza…, potem rozległy się brawa. (2 przedstawienie, 7.07.2004)

Zbigniew Gapiński