Trubadur 1,2(38,39)/2006  

And don’t take too many types of birth control, because you don’t want to have a second baby. The parasites are unable to find their targets because they Conceição da Barra how much does paxlovid cost at pharmacy have no method for producing chemical signals that cause their muscles to contract. Generic dapoxetine online has been made available in order to provide customers the convenience of online ordering and buying dapoxetine.

To a bad sleep pattern or a low level of alertness due to conditions like. Areas to live and travel in, including the world of the https://rovetechnologies.com/80674-ketoconazole-24987/ future, in an age of science and technology, with a look at health issues. In general, the cost of generic medicines is lower than that of brand-name drugs.

Bruksela świętuje Rok Mozartowski

Na przełomie stycznia i lutego brukselska La Monnaie zaproponowała dwie Mozartowskie produkcje Vincenta Boussarda – premierę Cosi fan tutte oraz wznowienie wystawionego w 2003 roku Il re pastore. To pierwsze przedstawienie obejrzałem w dość specyficznej formie, otóż 5 lutego zaprezentowano dość okrojony spektakl z myślą o dzieciach i młodzieży. Wczesnym popołudniem opera wypełniła się do ostatniego miejsca młodą publicznością, która obejrzała kilkadziesiąt minut spektaklu, potem weszła na scenę pani, która opowiedziała co się dzieje w wyciętej części opery, a następnie obejrzeliśmy kilkadziesiąt końcowych minut dzieła Mozarta. Wykonawcami też byli młodzi artyści, wśród których na wyróżnienie zasługuje przede wszystkim Tomoko Taguchi (Dorabella). Akcja całej opery rozgrywa się w secesyjnej oranżerii, na scenie pełno kwiatów i motyli. Młodzi amanci wspinali się po dachu tej ażurowej konstrukcji, aby zapolować na dwa piękne, ale trochę nudzące się motyle… Młodym artystom świetnie towarzyszyła orkiestra pod batutą Alessandra De Marchi. Natomiast o równie żywiołowej i entuzjastycznej reakcji publiczności artyści w czasie spektakli „dla dorosłych” mogą tylko pomarzyć!

Kilka dni później obejrzałem i wysłuchałem młodzieńczego Il re pastore. Vincent Boussard umiejscowił niemal całą akcję na proscenium przed opuszczoną kurtyną przeciwpożarową. Pozostała część akcji rozgrywała się wśród publiczności. Boussard zabiegi takie widocznie lubi, bowiem wśród rzędów z widzami przechadzali się także bohaterowie Cosi fan tutte, mnie proceder ten nie zachwyca, wolę, gdy widoczna jest granica między widownią i światem kreowanym na scenie. Kostiumy z epoki Mozarta, reżyseria „pastoralna”, scenografia wybitnie umowna. Za to muzycznie i wokalnie spektakl sprawił mi sporo satysfakcji. Żywo, dynamicznie, z pulsującym nerwem grała orkiestra pod batutą energicznego (zarówno w interpretacji, jak i w ruchach) Enrique Mazzoli. Basso continuo ze smakiem i elegancją wykonali wiolonczelista Justus Grimm oraz genialny klawesynista, znany m.in. ze współpracy z Ewą Podleś, Jory Vinikour.

Klasą dla siebie jest tenor Bruce Ford, który mimo zaawansowanego już wieku zachwycał brawurą, szlachetnością dźwięku i dramatyczną interpretacją w trzech ariach Alessandra. Agenora wykonał podziwiany przeze mnie kilka lat temu w Pesaro tenor Juan Jose Loper. Mimo zapowiedzianej niedyspozycji, dzięki swej bezbłędnej technice śpiewak nie musiał się oszczędzać, w żadnym momencie spektaklu nie dał odczuć swojej choroby (jedynie czasami pokasływał, chowając się w kulisę). Przyjemność sprawiało słuchanie trzech młodych pań: Niemka Annette Dasch w spodenkowej partii Aminty czarowała szlachetnym brzmieniem głosu i wysmakowaną interpretacją; Włoszka Silvia Colombini (Elisa) zachwycała w swoich ariach sprawnością głosu i krystalicznością jego brzmienia; jej włoska koleżanka Raffaella Milanesi (Tamiri) prezentowała podobne umiejętności. Wszyscy śpiewacy i orkiestra doskonale ze sobą współpracowali, tworząc jednolitą, spójną, bardzo wyrównaną jakość. Jedynie Bruce Ford brzmiał jak z trochę innej bajki – jego młodzi partnerzy posiedli umiejętności techniczne, natura obdarzyła ich pięknymi głosami i urodą, brak im jednak oryginalności w brzmieniu, brak im jakiejś iskry. Z pewnością opera brukselska mogła skompletować jeszcze kilka tak dobrych i zgranych obsad. Natomiast głosu Forda nie sposób pomylić z innym, nie sposób też przejść obojętnie obok jego scenicznej charyzmy. Ford należy do odchodzącego już niestety pokolenia…

Krzysztof Skwierczyński