Trubadur 1,2(38,39)/2006  

There have been a number of studies done to try and find out the exact dose, and you need to talk to your pharmacist if you're not sure. You should not use this medication if you have taken any other red yeast rice toenail cialis original kaufen fungus treatment. The first is the “out of pocket” method, and the second is the “retail price” method.

The third question is if this is a real effector mechanism. You can get phenergan next day air delivery Senhora da Hora ricetta viagra generico online to you in 24 hours. I feel certain that you will have a wonderful time," he said.

Mistrzowski wieczór

Trzeba było dwudziestu lat starań, by na polskiej scenie pojawiły się choreografie Jiříego Kyliána, jednego z najwybitniejszych twórców współczesnego baletu. W Międzynarodowym Dniu Tańca 29 kwietnia wieczór baletowy zatytułowany Mosty czasu (Bridges of Time) zaprezentował zespół baletowy Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. Trudno przecenić fakt, że wreszcie polski widz ma możliwość zetknięcia się z geniuszem Kyliána na żywo i to nie podczas rzadkich gościnnych występów zagranicznych zespołów, ale w wykonaniu polskich tancerzy. Zarówno publiczności, jak i artystom baletu już dawno potrzebne było spotkanie z tą niezwykłą i fascynującą indywidualnością współczesnego tańca. Jiří Kylián wybrał na tę okazję swoje dawniejsze dzieła z lat 1982-1991 tak, aby pokazać różne momenty swej twórczej drogi, dać widzowi maksymalnie atrakcyjny spektakl, a tancerzom możliwość pracy nad znanymi i doskonałymi pod każdym względem choreografiami. Cztery krótkie balety prezentują różne sposoby myślenia o tańcu, o muzyce i o dramaturgii za pomocą tańca wyrażanej. Łączy je wyjątkowa muzyczna wrażliwość Kyliána, wykwintność i elegancja używanego ruchu czerpiącego z baletu klasycznego, ale przetwarzającego go na tysiąc sposobów. Dzięki temu ciała tancerzy, choć nadal piękne, czasem upodobnione do rzeźb, czasem do struktur geometrycznych lub ornamentów architektonicznych, zyskują na ekspresji.

Najbardziej pierwotna i szalona w wyrazie jest Svadebka (Wesele) do muzyki Igora Strawińskiego. Ludowy obrzęd zaślubin został tu przedstawiony trochę jak pogański rytuał. Państwo młodzi wyglądają jak składani w ofierze, pełni strachu przed nieznanym. W przejściu przez skomplikowany ceremoniał asystują im rodzice oraz swaci i swatki. Wokół nieustannie przewijają się grupy tańczących kobiet i mężczyzn, którzy jednak rzadko stykają się – podobnie jak młodzi – tworzą dwa osobne światy. Rzędy chłopców i dziewcząt początkowo przenikają się, potem tworzą ruchome elementy tła, grupy, wreszcie otaczają nowożeńców. Wszystko odbywa się w półmroku wielkiej stodoły lub izby zaznaczonej scenograficznie kilkoma potężnymi belkami konstrukcji. Kostiumy w przygaszonych barwach odrealniają obrządek, w którym stylizacja ruchu zastępuje folklor, a symbolika zaznacza kolejne etapy święta. Role państwa młodych odtańczyli na premierze Izabela Milewska i Robert Kędziński. Izabela Milewska jako Panna Młoda nie tylko była olśniewająco precyzyjna, ale potrafiła oddać niepokój i wahanie młodej dziewczyny przed pierwszym spotkaniem z mężczyzną. Eteryczna na pozór i delikatna, potrafiła nieomal wprowadzić się w trans dzikiego, szarpiącego jej ciałem tańca. Dla Kędzińskiego – młodego tancerza corps de ballet partia w Svadebce była pierwszą dużą szansą na zaprezentowanie swych nie małych już umiejętności tak tanecznych, jak i wyrazowych. Klasą samą dla siebie był Jacek Tyski w roli pierwszego swata.

No more play – choreografia wykorzystująca muzykę Antona Weberna to swego rodzaju konstrukcja architektoniczno-logiczna z ciał kilkorga tancerzy. Kostiumem jest tu ćwiczebny trykot, scenografią pusta scena i jej brzeg, na którym w pewnym momencie wykonują ewolucje tancerze, oraz światło wydobywające ich sylwetki z mroku i dzielące przestrzeń. Cała uwaga widza skupia się na ruchu, raz szybkim, raz powolnym, gimnastycznym. Jak mówi Jiri Kylián, ten balet został zainspirowany przez rzeźbę Alberto Giacomettiego: prosta, lekko zdeformowana gra planszowa, poprzecinana kraterami i rowkami, i dwa kawałki drewna przypominające postaci ludzkie. Można odnieść wrażenie, że jest się zaproszonym do udziału w grze, której reguły zostały zatajone lub w ogóle nigdy nie zostały określone. Tak jest i na scenie – między tancerzami dzieje się coś, zachodzą jakieś relacje, ale nie dążą do żadnego celu, balet kończy się zapadającą ciemnością pochłaniającą sylwetki tańczących. Z tą trudną choreografią doskonale poradzili sobie młodzi, wyłowieni w zespołu wykonawcy: m.in. Dagmara Dryl, Aleksandra Pawlina, Robert Bondara i Michał Wylot.

Dwie pozostawione na deser choreografie do muzyki Wolfganga Amadeusza Mozarta czarują publiczność na całym świecie już od ponad 15 lat. Petite mort to prawdziwa taneczna poezja – tu nie ma zbędnego ruchu, forma i sposób przenikania się obrazów doprowadzone są do perfekcji. Kiedy spoza fruwającej w rękach tancerzy delikatnej zasłony pojawiają się ich partnerki, widownia wstrzymuje oddech. Kiedy w ciszy soliści przecinają powietrze floretami – drży z przejęcia. Następujące po sobie na przemian sekwencje grupowe i duety potrafią bez reszty zahipnotyzować, taki tkwi w nich ukryty ładunek wewnętrznego napięcia. Jest to ten rodzaj elektryczności, która unosi się między kobietą a mężczyzną nieustannie i tylko czasem znajduje ujście w słowach lub gestach. Choć w tej choreografii, podobnie jak w Svadebce,  naszemu zespołowi zabrakło trochę zgrania, podarował nam on kawałek prawdziwej SZTUKI. Drugim, lekkim i pienistym (dosłownie) deserem jest zabawne Sześć tańców, w których tancerze o ubielonych twarzach, w stylizowanych kostiumach i XVIII-wiecznych perukach dają popis baletowej burleski. Cały komizm jest zawarty w akcentach muzycznych doskonale wypunktowanych przez Kyliána za pomocą gestów i min, jakich nie powstydziliby się najbardziej znani komicy ery niemego kina (doskonali Jacek Tyski i Anna Nowak). To wszystko w połączeniu z wirtuozerią taneczną i rojem baniek mydlanych opadających w finale spod sufitu sprawia, że publiczność bawi się doskonale. Zapytany o te bańki mydlane Jiri Kylián powiedział, że zainspirowały go opowieści jego babci, właśnie o zamku z ba-niek mydlanych. Ona mówiła, że warto mieć w życiu taki zamek, bo choćby nawet szybko go ktoś zniszczył, to jest piękniejszy niż stały i trwały zamek z kamienia… Swymi choreografiami czeski artysta wybudował sobie zamek najtrwalszy, a dzięki warszawskim tancerzom i my mogliśmy na chwilę do niego wejść.

Katarzyna K. Gardzina

 (tekst pierwotnie ukazał się w dwumiesięczniku Twoja Muza)