Trubadur 1,2(38,39)/2006  

With e-cigarette use on the rise, the cdc has reported that deaths related to e-cigarettes have increased by over 70 percent since april 2016. He didn't go out of his way to hide his drug usage (he was a heavy user), but it was very easy to find out https://gladsaxejudoklub.dk/45294-doxycyclin-ohne-rezept-kaufen-83757/ about it since he kept everything. Amoxicillin is used in the treatment of acute bronchitis, bronchitis in children, bronchitis in infants and children, bronchitis caused by infectious agents (including influenza, rsv, parainfluenza), acute sinusitis, and acute otitis media.

I did not look at the comments i was reading, and if my memory is correct, they weren't even that recent. There are Anjangaon cialis auf rechnung kaufen many benefits that can be gained by using this drug. A generic drugstore is sold by prescription only, as a substitute for the original brand-name drug.

Wznowienie Rigoletta w Mediolanie

Rigolletto jest bez wątpienia jedną z najbardziej lubianych, a co za tym idzie, najczęściej grywanych oper Verdiego. W Mediolanie została wystawiona po raz pierwszy w styczniu 1853, a więc niespełna dwa lata po weneckiej prapremierze i, jak obliczyłem, jej kolejne inscenizacje były obecne w repertuarze La Scali łącznie przez 40 sezonów. Obecnie, po ponad dwuletniej przerwie, dzieło to pojawiło się ponownie na afiszu. Jest to wznowienie przedstawienia, które mediolańska publiczność po raz pierwszy ujrzała 15 maja 1994. Uderza w nim doskonała reżyseria, bardzo piękna scenografia i takież kostiumy. Ktoś, kto oglądał warszawską inscenizację, tę z 1997 r., z pewnością doszuka się bardzo wyraźnych podobieństw i nic w tym dziwnego, gdyż zrobili ją ci sami autorzy. Reżyserował Belg – Gilbert Deflo, który nie miał zamiaru uwspółcześniać dzieła, ani też w żaden inny sposób nie starał się doszukiwać w nim dodatkowych znaczeń. Główny nacisk położył na poprowadzenie śpiewaków-aktorów i zrobił to doskonale. Oglądane przez widza sytuacje tchną prawdą i dramatyzmem. Scenografię zaprojektował Włoch – Ezio Frigerio. Niewielkie różnice między tym, co widziałem w Warszawie i Mediolanie, wynikały, jak sądzę, bardziej z rozmiarów i innych właściwości obu scen, niż z chęci stworzenia czegoś nowego. Autorką kostiumów jest Włoszka Franca Squarciapino.

Wspaniałe, urządzone z ogromnym smakiem wnętrze pałacu księcia Mantui, bogactwo strojów jego dworzan, wszystko to wywiera niezatarte wrażenie, ale żeby szczęście widzów i słuchaczy było pełne, potrzebni są jeszcze śpiewacy na odpowiednim poziomie i oczywiście orkiestra. Trzeba powiedzieć, że poziom wykonania większości partii był wysoki i mam tu na myśli tak stronę wokalną, jak i aktorstwo. W roli tytułowej wystąpił Leo Nucci i uważam, że jest to jedno z najlepszych wykonań tej partii. Ostatnio dla porównania wysłuchałem kilku różnych nagrań Rigoletta. Trudno zaprzeczyć, że byli i są śpiewacy dysponujący potężniejszym głosem. To wielka przyjemność słuchać, jak np. Rolando Panerai śpiewa: Ah! Veglia, o donna, questo fiore., jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że śpiewak ów dba przede wszystkim o piękne brzmienie głosu, zaś w mniejszym stopniu o wiarygodność psychologiczną. Widziałem w telewizji występ Nucciego w partii Rigoletta zarejestrowany w Weronie w 2001 r. Ta kreacja bardzo mnie poruszyła i dlatego wiele sobie obiecywałem przed wyjazdem do Mediolanu, to jednak, co zobaczyłem i usłyszałem, przekroczyło moje oczekiwania. Bezpośredni kontakt z Rigolettem Nucciego poraża. Ten biedny garbus, na ugiętych, cienkich nóżkach, z załamującym się, momentami nawet zachrypniętym (przy całkowitej kontroli śpiewaka) głosem musi wstrząsnąć słuchaczem. Jestem przekonany, że gdyby Nucci nie był tak muzykalny, mógłby z powodzeniem grać w teatrze dramatycznym, gdyż jest aktorem doskonałym. W roli Gildy wystąpiła Andrea Rost. Od premiery obecnej inscenizacji w 1994 r., gdzie śpiewała partię Gildy wymiennie z Kathleen Cassello, Rost regularnie pojawia się w kolejnych wznowieniach i być może dlatego mediolańczycy tęsknią do kogoś innego w tej roli. W mojej ocenie jej występ byłby udany, gdyby nie dwa momenty. Szczególnie pod koniec II aktu, podczas duetu znanego jako „vendetta” najzwyczajniej zapiszczała. To się zdarza najlepszym śpiewakom i w najlepszych teatrach, niemniej publiczność nie puściła tego płazem i obok skąpych oklasków dało się słyszeć niezbyt głośne, ale wyraźne „buu! ” W pozostałych rolach wystąpili: Marcello Alvarez (Książę), Marco Spotti (Sparafucile), Mariana Pentchewa (Maddalena), Ernesto Panariello (Monterone). Wszyscy ci śpiewacy wykonali swe partie bezbłędnie, prezentując nie tylko piękne głosy, ale też umiejętności aktorskie. Wreszcie słów kilka o orkiestrze, którą poprowadził Riccardo Chailly. Można śmiało powiedzieć, że po odejściu Riccarda Mutiego mediolańscy muzycy dostali się w bardzo dobre ręce. Być może jest to zasługą świetnych warunków akustycznych, ale ja byłem wprost zdumiony, jak selektywnie każdy dźwięk docierał do mych uszu. Jak wspaniale pojawiały się pierwsze pomruki burzy w III akcie, zrazu bardzo jeszcze odległej i stopniowo potężniejącej. W tym momencie trzeba też wspomnieć o pięknie brzmiącym chórze prowadzonym przez maestro Bruno Casoniego. Liczyłem na to, że po skończonym przedstawieniu będę miał okazję nagrodzić gromkim krzykiem tych artystów, którzy podobali mi się szczególnie. I tu zawód. Być może z powodu wspomnianego wcześniej „koguta” Andrei Rost wszyscy wykonawcy wspólnie kłaniali się publiczności. Szkoda, bo pod adresem niefortunnej śpiewaczki i tak ktoś krzyknął, że już pora, aby zmieniła zawód, a z drugiej strony zarówno Leo Nucci, jak też Riccardo Chailly zasłużyli, aby gardła dla nich nie żałować. W tej sytuacji nie pozostało nic innego, jak poczekać mimo późnej pory (przedstawienie zaczęło się o 20-tej), aż artyści będą opuszczać teatr. Warto było, bo Leo Nucci mile zaskoczony faktem, że melomani specjalnie po to, żeby go posłuchać, przyjeżdżają aż z Warszawy, chętnie napisał dedykację dla naszego Klubu.

Henryk Sypniewski