Trubadur 1(42)/2007  

Many people think that paying for provigil without insurance in california is a very expensive activity. It has a chemical structure similar Trento to that of a type of vitamin called folic acid. When you use your generic drug, you must take it as directed.

It was also observed to reduce the risk of bone fractures. If you see this, this http://iusevillaciudad.org/52238-can-you-get-paxlovid-in-the-uk-45712/ is because we use cookies to provide our services and show you personalized content. The drug is also used in the treatment of fibromyalgia, chronic pain, anxiety, migraine headaches, obsessive-compulsive disorder and parkinson's disease.

Ze sceny i estrady

21 i 22 stycznia 2007 r. – Don Pasquale Donizettiego w Operze Krakowskiej

Napisana w rekordowo krótkim czasie (11 dni!) opera stała się szybko jedną z najpopularniejszych w ogóle włoskich oper komicznych, prawdziwym klejnotem wdzięku, lekkości i beztroskiego humoru. Popularność jej wzmagają jeszcze znakomicie muzycznie skonstruowane partie solowe i sceny zespołowe, wartka akcja i autentyczna melodyjność.

Kolejna (trzecia) inscenizacja tego dzieła w Operze Krakowskiej została przygotowana we współpracy z holenderską Fundacją Międzynarodowe Produkcje Operowe oraz Agencją Artystyczną Supierz Artist Management. Było więc do przewidzenia „uwspółcześnienie” tej realizacji. Reżyser i scenograf zarazem, brazylijski artysta Walter Neiva przeniósł akcję z wieku XVIII w wiek XXI, a jednego z głównych bohaterów (inspiratora całej intrygi, dr. Malatestę) uczynił lekarzem rehabilitantem, uzupełniając umeblowanie mieszkania Don Pasquale w sprzęt i akcesoria fizykoterapeutyczne. Odpowiednie były też sceniczne kostiumy postaci opery. Na szczęście muzyka, wspaniała, bogata w niuanse, finezyjna i subtelna, nie dała się „uwspółcześnić” i nic na tych zabiegach nie ucierpiała. A i śpiewacy, mimo chwilami bardzo intensywnej współczesności (Ernesto jest np. zawodowym tenisistą), potrafili się też „obronić”.

W dwóch kolejnych spektaklach premierowych partię Noriny śpiewały Francuzka ormiańskiego pochodzenia Alice Goulipian oraz Karin Wiktor-Kałucka. Obie były na swój sposób atrakcyjne. Goulipian dysponuje mocnym i nośnym (może chwilami za ostrym) sopranem, wyjątkowo swobodnym i pewnym w górze, Kałucka jest bardziej powściągliwa, jej głos, równie swobodny, jest bardziej wyrównany. Aktorsko obie mogły zadowolić. W roli Ernesta wystąpili dwaj znani w Krakowie tenorzy: Adam Zdunikowski i Dariusz Pietrzykowski. To ładne, liryczne głosy. Adam Zdunikowski „bawił się” w pewnym sensie swą rolą, traktując ją z przymrużeniem oka. Dariusz Pietrzykowski był zdecydowanie bardziej poważny, jakby skupiony i skoncentrowany na stronie wokalnej. W partii Malatesty brylował Andrzej Biegun. Jego swoboda sceniczna i pewność wokalna mogą imponować. A i głos brzmiał bardzo ładnie. Drugi wykonawca tej partii, Michał Kutnik, musi wnieść do niej więcej temperamentu i humoru. Znakomitym i głosowo, i aktorsko Don Pasquale, był Przemysław Firek. Świetnie radził sobie z rodzajem partii buffo, brawurowo przy tym śpiewając, i demonstrując elastyczność swego ładnego głosu. Wykonujący tę partię w drugim przedstawieniu Jerzy Mahler, solista Warszawskiej Opery Kameralnej, aktorsko był bardzo przekonujący. Myślę, iż doskonale zdawał sobie sprawę, iż jest już za późno, by kosztować odkryte uroki życia wbrew naturze. Wokalnie nie do końca usatysfakcjonował.

Orkiestra Opery Krakowskiej pod batutą Piotra Sułkowskiego, który muzycznie przygotował tę premierę, nie zawsze potrafiła utrzymać właściwe tempa czy wydobywać owe niuanse brzmienia. Ale to przecież były dopiero pierwsze dwa przedstawienia.

  • Opera Krakowska, Donizetti, Don Pasquale, reż. i scenogr. Walter Neiva, kier. muz. Piotr Sułkowski, przyg. chóru M. Kluza, premiera: 21 i 22.01.2007 r.

    18 lutego 2007 r. – Kraina uśmiechu Lehára w Gliwickim Teatrze Muzycznym

    Z końcem stycznia br. GTM zaprezentował premierę operetki Kraina uśmiechu. To trzecia inscenizacja tego dzieła na gliwickiej scenie (poprzednie: 1952 i 1983). I od razu można stwierdzić, iż jest to inscenizacja udana.

    Kraina uśmiechu to dziś klasyka operetki wiedeńskiej, pełna pięknych, łatwo zapamiętywanych melodii (wręcz operetkowych przebojów!), lirycznych, wzruszających, sentymentalnych. Mało kto jednak wie, iż operetka ta jest przeróbką, po 6 latach, Żółtego kaftana, którego premiera zakończyła się porażką. Lehár, niezwykle przywiązany do swych nieudanych dzieł, zlecił więc opracowanie nowego libretta, dokonał zmian i uzupełnień muzycznych, a partię głównego bohatera, chińskiego księcia Su Czonga powierzył swemu przyjacielowi, znakomitemu tenorowi austriackiemu Richardowi Tauberowi. I tak powstało jedno z najznakomitszych dzieł Lehára. I te dzieje romansu z życia chińsko-wiedeńskich wyższych sfer publiczność przyjęła wprost entuzjastycznie, od światowej prapremiery w 1929 roku.

    Gliwicka inscenizacja jest skromna i, powiedziałbym, dyskretna zwłaszcza od strony reżyserskiej (Marcin Sławiński). W warstwie muzycznej wszystko pozostaje bez zmian w stosunku do pierwowzoru, znakomicie przygotowane i wykonywane są zwłaszcza (wzbogacone) sceny baletowe (wielkie brawa dla choreografa, Henryka Konwińskiego). Chór, jak zwykle w tym teatrze, śpiewa bezbłędnie, i co ważniejsze – gra (przygotowanie chóru: Barbara Stanisz). Natomiast soliści, zwłaszcza para czołowych bohaterów, nic nie ujmując ich pięknemu śpiewowi, zostali w pewnym sensie „unieruchomieni” na scenie. Są bardzo statyczni. Wychodzą, śpiewają i znikają. I mówią, chyba bardzo mocno zwidowany, tekst słowny. A szkoda, bo ten zabieg osłabia zamierzony przez kompozytora efekt sentymentalizmu i nastroju (pamiętajmy, iż to właśnie Lehár wprowadził łzy do operetki, to właśnie on nie wszystkie swe dzieła kończył „operetkowym” happy-endem).

    Jolanta Kremer jako Liza ujawniła wszystkie swe znane i cenione możliwości wokalne. Śpiewała bardzo ładnie, demonstrując szczególne piękno i swobodę góry skali swego sopranu. Dysponuje ona przy tym dobrą aparycją i wygląda dostojnie. Witold Wrona, tenor o wrodzonych predyspozycjach amanta operetkowego, imponował nie tylko dobrze prowadzonym głosem, ale i powściągliwością i wytwornością gestu i ruchu, właściwym ludziom Dalekiego Wschodu. Swą partię wokalną interpretował wzruszająco, głosem o zmieniającej się barwie, lirycznie i z odpowiednio kształtowaną dozą sentymentalizmu. Drugą parę amantów stanowili Anita Maszczyk (księżniczka Mi) i Michał Musioł (hrabia Gustaw). Anita Maszczyk, obok urody i wdzięku, ma jeszcze piękny głos, którym potrafi również czarować i uwodzić. Swoboda sceniczna Michała Musioła jest już znana, choć w swej interpretacji był bardziej bywalcem kabaretów niż salonów. Ale śpiewał zupełnie dobrze.

    Orkiestrą Gliwickiego TM w omawianym przedstawieniu dyrygował gościnnie Antoni Duda (choć premierę muzycznie przygotował Ruben Silva), który może ten spektakl swobodnie uznać za kolejny swój sukces artystyczny.

    Dodajmy, iż scenografię zaprojektował Ryszard Melliwa, a kostiumy Małgorzata Słoniowska.

  • Gliwicki Teatr Muzyczny, Lehár, Kraina uśmiechu, premiera: 20.01.2007 r.

    25 lutego 2007 r. – Faust Gounoda w Operze Krakowskiej

    W lipcu 2006 roku Opera Krakowska wznowiła swą inscenizację Fausta z 1994 roku. Tym razem kierownictwo muzyczne powierzono Piotrowi Sułkowskiemu (premierę przed laty przygotowała Ewa Michnik), a choreografię opracowała Izadora Weiss (poprzednio Emil Wesołowski). Zmiany te nie miały istotnego wpływu na jakość wznowienia. Piotr Sułkowski świetnie prowadził orkiestrę, gdy trzeba z rozmachem, subtelnością, wirtuozerią. Z przyjemnością słuchało się czystego, wyrównanego brzmienia zespołu. Wydaje się, iż wszystko było muzycznie dopracowane.

    Reżyser (Marek Weiss-Grzesiński) i scenograf (Paweł Dobrzycki) zachowali, na szczęście, tradycyjną konwencję, nie próbując „na siłę” niczego uwspółcześniać. Powiedziałbym tylko, iż postaci opery zostały „pogłębione” w swych motywacjach psychologicznych, na czym zyskała interpretacja. Faust Gounoda w warstwie treściowej niewiele ma wspólnego z Faustem Goethego. Libreciści opery nie podeszli z należytym szacunkiem do tekstu poety, sprowadzili go do miłosnej historii Fausta i Małgorzaty. Ale nie miało to i nadal nie ma żadnego wpływu na nieustającą popularność tej najbardziej melodyjnej z oper. I ową „melodyjność” w krakowskiej inscenizacji uzyskano. Zasługa to także i wykonawców. Tytułową partię odtwarzają Imeri Kawsadze (Stary Faust) i Adam Zdunikowski (Młody Faust). Kawsadze, śpiewak doświadczony, jest autentyczny, bardzo przekonujący w swej scenie w Prologu. I wciąż znakomicie śpiewa. To wielki i zasłużony sukces tego artysty (chyba najlepsza, po tytułowej w Pajacach, jego rola na krakowskiej scenie!). Adam Zdunikowski śpiewa pięknym, bardzo wyrównanym, o bogatej barwie, głosem. Górę skali (wysokie „c” w cavatinie Salut! Demeure chaste et pure) osiąga całkowicie swobodnie. Wszystkie jego arie, duety i sceny są wokalnie dopracowane i satysfakcjonujące. A i aktorsko potrafi oddać zmienność natury swego bohatera. Sugestywną postać Mefista tworzy Przemysław Firek. Cyniczny, szyderczy i bezwzględny staje się momentami główną postacią opery. Swym ładnym, szczególnie w górze skali, głosem, walczy o duszę Fausta gierkami, magicznymi sztuczkami, kłamstwem, podstępem. Śpiewa przejmująco. Bardzo dobrą postać Małgorzaty stworzyła Ewa Biegas. Jej bohaterka to bodaj jedna z najbardziej wzruszających postaci kobiecych w całej literaturze operowej. I śpiewaczce udało się wniknąć w tę postać i zgłębić jej rozterki, wahania i głębię przeżyć. Ewa Biegas dysponuje nośnym sopranem, ciepłym i ładnym w brzmieniu. Ballada i aria z klejnotami w jej wykonaniu pozostają w pamięci. Z pozostałych wykonawców wymienić i pochwalić należy Andrzeja Bieguna (Walentyn) i Agnieszkę Cząstkę (Siebel). Dobrze śpiewający chór Opery Krakowskiej przygotowała Ewa Bator.

    Udane przedstawienie i ważna pozycja w bieżącym repertuarze Krakowskiej Opery.

    Warto dodać, iż obecna inscenizacja Fausta w Operze Krakowskiej poświęcona jest pamięci Ireny Biegańskiej, wybitnej i cenionej scenografki, projektantki kostiumów tej realizacji.

    Oglądany spektakl natomiast dedykowany był pamięci Romana Mackiewicza (1917-1999), wieloletniego dyrygenta i kierownika muzycznego spektakli Opery Krakowskiej. Postać artysty przypomniano w specjalnej wkładce do programu i w słowie wstępnym przed spektaklem.

  • Opera Krakowska, Gounod: Faust, wznowienie: 9 i 10.07.2006 r.

    Jacek Chodorowski