Biuletyn 3(8)/1998  

Tamoxifen citrate for sale is not a contraceptive drug, so it should not be used during pregnancy, nor should it be used in women who are breast-feeding. If you have a child of 12 or more years of age, then he or dapoxetin 30 mg kaufen Itu she can be given amoxicillin tablets. It is very important to keep a pulse rate under 160.

We have a strong, co-ordinated approach across government.”. Grisham writes his books with a lawyer's perspective and he uses real cases and real legal documents as https://lapiedra.it/20191-pillola-naturale-che-sostituisce-viagra-33845/ his source material for his novels. Some medications like nexium may increase the risk for bleeding if you do not properly use it.

Spojrzenie w przyszłość, cz. 2
Kilka osobistych refleksji o muzyce żałobnej

W pierwszej części artykułu, zamieszczonej w numerze 1/98 Biuletynu, przedstawiłem kilka żałobnych utworów instrumentalnych oraz operowych. Nie bez powodu wymieniłem wśród tych ostatnich Requiem Verdiego, uważane za jego najlepszą operę. Refleksja na temat tego dzieła stanowi przejście do głównego przedmiotu artykułu: do mszy żałobnych.

  • Pierwszą, którą trzeba tu wymienić, jest Requiem gregoriańskie, śpiewane monodycznie, bez powtórzeń. Najczystsze w swej diatonicznej prostocie i głębi duchowości. Temat sekwencji Dies irae cytowało wielu późniejszych kompozytorów, np. Liszt w Danse Macabre, Berlioz w finale Symfonii fantastycznej. Z tego Requiem czerpał też pełnymi garściami – dosłownie cytując Sanctus, Libera me i wiele innych motywów – Maurice Duruflé, którego dzieło, niespełna czterdziestominutowe, jest w stylu impresjonistyczne, w Sanctus jasne jak Dafnis i Chloe Ravela i dynamiczne, w innych częściach – nastrojowe, spokojne (nie bardzo żałobne). Nie zawiera sekwencji, za to po Libera me następuje przepiękna – jako muzyka i jako modlitwa – antyfona In paradisum, utrzymana w nastroju nadziemskiej, niebiańsko-rajskiej, pozaczasowej kołysanki, tak pięknej, że aż chce się umierać.
  • Identyczne w układzie i podobne długością jest Requiem Gabriela Fauré, skomponowane w roku 1900. In paradisum z ostinatowym akompaniamentem pojedynczego, ciepłego głosu organów, opartym na ośmiodźwiękowym motywie wznosząco-opadającym. Pie Jesu przepojone miłością Dziewicy Matki wstawiającej się za zmarłymi u Syna, na sopran z orkiestrą, wreszcie Sanctus, które uważam za jeden z najgenialniejszych przejawów żałoby w muzyce: tekst Święty, święty, święty Pan, Bóg zastępów. Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej. Hosanna na wysokości, sam w sobie pełen radosnego i triumfalnego uwielbienia, śpiewany jest przez chór z orkiestrą i organami w tonacji przejmująco mollowej i w tempie largo, przez co nieodparcie kojarzy się ze słowami Hioba: Bóg dał, Bóg wziął, niech imię Jego będzie pochwalone. Jest to głos głębokiej wiary, wiary, która poddana ciężkiej próbie bólu, mimo bólu pozostaje jeszcze mocniejsza, świadoma powinności, nie usiłująca odsuwać się od cierpienia, ale je także łączyć w „pieśń chwały”; o ileż dojrzalsza od wiary tych grup czy sekt, które ogłupiają się euforią wesołych piosenek i klaskania w ręce; tu, przeciwnie, pozwala się żywym przeżyć do głębi stratę bliskich, stanąć z tym ciężkim doświadczeniem twarzą w twarz.
  • Inaczej potraktował tekst mszy za zmarłych Andrew Lloyd Webber: musicalowo-bigbandowe rytmy i z lekka jazzowa harmonia nadają jego utworowi rys pogański, zwłaszcza gwałtowne kollapsy w Dies irae, fałszywie brzmiące motywy walca w Confutatis, dionizyjskie w Sanctus, u szczytu tanecznego uniesienia złamane, przecięte dysonansowym solo organów i powtórzeniem przez sopran, jak Mane tekel fares, słów Dies irae, dies illa, po których następuje najpiękniejsze, najsłodsze, najdelikatniejsze, kojące jak miód z oliwą na ranę Pie Jesu, na sopran z orkiestrą – jak u Faurégo – attacca przechodzące w odpowiedź chóru: Agnus Dei z tą samą melodią. Zakończenie jest niezwykle dramatyczne (obrazowe): cichnące końcowe słowa Libera me: Requiem aeternam dona eis Domine, śpiewane sopranem chłopięcym, powtórzenie frazy rozpoczynającej utwór, zostaje, jakby w ostatecznym zawaleniu się świata, zmiażdżone przez fortissimo possibile orkiestry i organów, jednak po tej kosmicznej katastrofie powtarza się dalej aż do granicy słyszalności.
  • Antonín Dworzak – Requiem, skomponowane w 1890 r., rozmiarami i obsadą podobne do Requiem Verdiego, jest jednak bardziej stonowane i bardziej chrześcijańskie. Tu bardziej eksponowana jest nieuchronność Dnia Gniewu niż przerażenie, jakie budzi. Ten Dzień u Dworzaka nie uderza znienacka, ale nadchodzi jak tyraliera spychaczy, które przejadą tylko raz i wyrównają wszystko na swej drodze – Równajcie drogę przed Tym, który zbliża się cwałując na chmurze, jak mówi Psalmista. Podobnie Confutatis jest tutaj marszem skazanych, pochodem tych, którzy wiedzą, że nie ma już nadziei. Jakże z tą częścią kontrastuje utrzymane w tym samym metrum i tempie Domine Jesu Christe, karnawałowo-triumfalny korowód zbawionych, których prowadzi sanctus signifer Michael. Tak oddaje Dworzak prawdę wiary chrześcijańskiej: zmartwychwstaną wszyscy, jedni ku zbawieniu, drudzy – na potępienie wieczne, przy tym muzyka daje nadzieję, że mimo naszych niedoskonałości znajdziemy się wśród tych pierwszych.
  • Zboża dojrzewające na polach przypominają o słowach Psalmisty: Denn alles Fleisch es ist wie Gras und alle Herrlichkeit des Menschen wie des Grases Blumen. Das Gras ist verdorret und die Blume abgefallen (Bo wszelkie ciało jest jak trawa, a moc człowieka jak kwiat trawy: zwiędła trawa, a kwiat jej opadł). Słowa te, w tempie marcia funebre, śpiewane przez chór z orkiestrą, otwierają drugą z siedmiu części Ein Deutsches Requiem Johannesa Brahmsa. Jest to dzieło głębokiej religijności luterańskiej. Nad żałobą i medytacją o nieuniknionej przyszłości przeważa ufundowana na Słowie Bożym duchowa radość i wielki pokój, który daje wiara: Die mit Tränen säen, werden mit Freuden ernten (Ci, którzy we łzach sieją, żąć będą w radości – Psalm 126).
  • Roman Maciejewski, Requiem. Kupiłem nagranie zachęcony wyłącznie tytułem, nie wiedząc nic o kompozytorze ani o utworze. Od pierwszego słyszenia zachwyciłem się spokojem i kontemplacyjnym charakterem tego wielkiego dzieła, które, poświęcone ofiarom wszelkich wojen i prześladowań, jest jednak bardziej medytacyjne niż żałobne. Tekst, który zwykle wypełnia trzydzieści-czterdzieści minut: Introitus, Kyrie, Graduale i sekwencja – Maciejewski rozważa przez dwie i pół godziny, a samo końcowe Amen fuguje ponad sześć minut. I słucha się tego wszystkiego z pełną uwagą i z ciszą w sercu. Zaprzyjaźnieni mistycy porównywali to Requiem do rozgwieżdżonego nieba i twierdzili, że kompozytor jest zintegrowany na wszystkich poziomach jaźni, aż do najwyższej, siódmej, białej czakry. Może nie są to pochwały najbardziej chrześcijańskie, są jednak trafne.

  • Celowo pominąłem w tym artykule Requiem Mozarta, które wszyscy, nie tylko miłośnicy muzyki żałobnej, znają bardzo dobrze i wychwalają jednogłośnie. Nie siliłem się ani na obiektywizm, ani na pełność zestawienia. Celem było przedstawienie moich ulubionych utworów i zachęcenie w ten sposób do spojrzenia w przyszłość każdego z nas: Memento mori.

    Edmund Szarzyński


    Patrz też: