Biuletyn 4(9)/1998  

They are also found commonly in people who are chronically ill. We'll be focusing on the fda approval process of viagra, which paxlovid online pharmacy Pasān we've covered in detail previously, and will take you all the way up until the first time viagra hit the market. It has been reported that the addition of rifampicin and isoniazid in the treatment regimen in patients with isoniazid-resistant tuberculosis resulted in a drop in the geometric mean concentration of isoniazid to the point that the drug was no longer detectable [8].

These medications may be prescribed for a variety of disorders such as hypertension, chronic heart disease, epilepsy, diabetes, and cancer. It is important to understand that certain pharmacies may not https://klassikchormuenchen.de/33170-potenzmittel-kaufen-ohne-rezept-32040/ be able to give metformin medication. That's right, you have to use a firearm to kill yourself with.

Łódzka Gala Operowa
Plany i zapowiedzi

26 września nad wielką sceną łódzkiej opery po raz pierwszy w tym sezonie podniosła się kurtyna. Obecny, trzydziesty trzeci sezon artystyczny otworzyła niezwykle atrakcyjna Gala Operowa, która zgromadziła na scenie niemal wszystkich solistów – ulubieńców łódzkiej publiczności. Koncert prowadził z właściwym sobie wdziękiem i poczuciem humoru Lucjan Kydryński, a za pulpitem dyrygenckim stanął znakomity dyrygent Tadeusz Kozłowski, który po latach powrócił do łódzkiego teatru i objął od tego sezonu funkcję dyrektora artystycznego.

Koncert rozpoczęła brawurowo zagrana uwertura do Mocy przeznaczenia. Miejmy nadzieję, że przeznaczeniem łódzkiej sceny będzie pomyślne wystawienie wszystkich dzieł zapowiadanych podczas Gali. W pierwszej części zaprezentowano fragmenty z oper, które wytyczają linię repertuarową teatru, nakreśloną przez nowego szefa artystycznego. Wynika z niej, że pragnie on wprowadzić dzieła, które na łódzkiej scenie gościły rzadko, lub zgoła nigdy. Najpierw jednak przypomniano fragmenty z ostatniej głośnej premiery ubiegłego sezonu – Konrada Wallenroda Władysława Żeleńskiego. Włodzimierz Zalewski (którego wciąż pamiętamy jako nietuzinkowego Don Giovanniego) zaprezentował się wspaniale w kolejnej trafnie dobranej partii – Halbana, śpiewając arię z I aktu, by następnie wraz z Romą Owsińską, Ireneuszem Jakubowskim i Rafałem Songanem przedstawić kwartet z II aktu.

Później już publiczność mogła obcować ze sztuką wokalną czterech śpiewaczek, kolejno prezentujących arie z zaplanowanych w przyszłym sezonie dzieł. Z satysfakcją można było odnotować wokalny rozkwit pełnej wdzięku Małgorzaty Borowik, która zaśpiewała arię Leonory O mio Fernando z III aktu Faworyty Donizettiego. Dorota Wójcik zachwyciła subtelną interpretacją modlitwy Desdemony z IV aktu Otella Verdiego, a Monika Cichocka, potwierdzając swoją klasę, zaprezentowała arię Elżbiety Dich, teure Halle z Tannhäusera Wagnera, czarując urokiem osobistym oraz dość śmiałą czarną suknią, podkreślającą walory jej niezwykle zgrabnej figury. Niestety, nie wzbudziła naszego entuzjazmu Jolanta Bibel wykonaniem arii Dalili z II aktu Samsona i Dalili Saint-Saënsa, którą zaśpiewała zbyt ciężko i bez niezbędnego, naszym zdaniem, uwodzicielskiego wdzięku. Nikłe wrażenie zrobił też na nas tenor Ireneusz Jakubowski, który niewiele zaprezentował wokalnie i interpretacyjnie w pięknej przecież arii Donna non vidi mai z Manon Lescaut Pucciniego. Wielkim aplauzem została natomiast nagrodzona Roma Owsińska za piękne wykonanie poruszającej arii Leonory z IV aktu Mocy przeznaczenia Verdiego, w której publiczność mogła podziwiać walory jej nieprzeciętnego głosu popartego wybitną muzykalnością i zdolnościami aktorskimi, co znalazło wyraz także w drugiej części koncertu, kiedy wystąpiła w dramatycznym duecie Lady Makbet z Makbetem z I aktu opery Verdiego.

Ogromne brawa zebrał również ulubieniec łódzkiej publiczności – znakomity młody baryton o niezwykłej, egzotycznej urodzie – Rafał Songan. Wykonując kilkanaście głównych partii barytonowych, jest on jednym z filarów Teatru Wielkiego, gdzie śpiewa już niemal od 10 lat. Z powodzeniem również występuje na innych polskich scenach (Warszawa, Wrocław, Bytom) i za granicą, nawet w tak egzotycznych miejscach jak Martynika. Śpiewał tam swoją popisową rolę Figara w Cyruliku sewilskim, a po jego Escamillu w Carmen publiczność oszalała z zachwytu. W obu tych rolach występował na łódzkiej scenie, był również niezrównanym Kniaziem Igorem i Henrykiem w Łucji z Lammermooru. Artysta sam przyznaje, że uwielbia śpiewać Verdiego. Stworzył niezapomniane, pełne dramatycznego wyrazu i psychologicznej głębi kreacje jak Nabucco czy też Hrabia di Luna w Trubadurze, którą to postać potraktował nieszablonowo, ukazując bohatera budzącego współczucie oraz sympatię większą niż Manrico. Nawet z tak niewielkiej partii jak Hrabia Monterone w Rigoletcie potrafił zrobić rolę wyrazistą, głęboko przemyślaną i odczutą. W pierwszej części Gali Rafał Songan zaprezentował się w dramatycznej arii Renata z III aktu Balu maskowego. Partię tę śpiewał zresztą już na łódzkiej scenie i to z ogromnym powodzeniem. W drugiej części koncertu wcielił się w postać Makbeta, pokazując, że będzie świetnym odtwórcą tej partii ze swym dramatycznym, ciemnym głosem, wielką kulturą interpretacji, umiejętnością nadania psychologicznej głębi kreowanej postaci oraz połączonymi z tymi walorami wyśmienitymi warunkami zewnętrznymi.

Publiczność bardzo ciepło przyjęła występ Katarzyny Nowak-Stańczyk, która wykonała wielce skomplikowaną wokalnie cavatinę z Semiramidy Rossiniego. Na koniec pierwszej części koncertu wystąpiły dwie niekwestionowane gwiazdy. Najpierw Joanna Woś zaśpiewała zjawiskowo arię obłąkanej Elwiry Qui la voce z II aktu Purytanów Belliniego, porywając widzów zarówno pięknem głosu i zdolnością subtelnego cieniowania jego kolorystyki, jak i mistrzowską techniką. Nic dziwnego, że owacjom nie było końca.

Teatr Wielki w Łodzi chce zakończyć XX wiek przedstawieniem Turandot Pucciniego, co miałoby miejsce w grudniu 1999 r. Jako przedsmak tej premiery usłyszeliśmy słynną arię Calafa Nessun dorma w brawurowym wykonaniu Dariusza Stachury, niekwestionowanie najlepszego polskiego tenora młodszego pokolenia, odnoszącego również sukcesy na scenach operowych poza krajem. Warto np. wspomnieć, że wystąpił on w Turynie, gdzie śpiewał Rudolfa w Cyganerii zrealizowanej na stulecie prapremiery tego dzieła i dublował samego Luciana Pavarottiego, występując obok światowej sławy gwiazd: Mirelli Freni i Nicolaia Giaurowa. Znając przepiękną kreację Rudolfa, jaką Dariusz Stachura prezentował w łódzkiej inscenizacji, nie dziwi fakt, że włoska publiczność zgotowała mu owację na stojąco, zaproponowano mu współpracę z teatrem, a maestro Pavarotti z wielkim uznaniem wyrażał się o łódzkim śpiewaku, nazywając go grande tenore Polacco. Dla tych, którzy nie mieli jeszcze okazji widzieć i słyszeć pana Dariusza, warto nadmienić, że śpiewak ten dysponuje wymarzoną aparycją sceniczną, posiada urzekającą, choć jednocześnie bardzo męską urodę, wielką klasę i wytworność ruchów i zachowania. Wraz z urodą idzie głos o pięknej lirycznej barwie i szlachetnym brzmieniu, nieskazitelność frazy muzycznej, wyborna emisja, wzorowa dykcja oraz gra sceniczna pełna temperamentu i wdzięku. Te wszystkie walory można było dotychczas podziwiać w jego wyśmienitych kreacjach na łódzkiej scenie: Stefana w Strasznym dworze, Ferranda w Cosi fan tutte, Tamina w Czarodziejskim flecie, Almavivy w Cyruliku sewilskim, Izmaela w Nabucco, Księcia w Rigoletcie, Ernesta w Don Pasquale, cudownie wykonywanej partii w Requiem Verdiego. Jego dwie najpiękniejsze chyba do tej pory kreacje – Alfreda w Traviacie i Rudolfa w Cyganerii – przyniosły mu miano najlepszego aktualnie odtwórcy tych partii w Polsce i sławę poza granicami kraju. Dariusz Stachura mógł się przekonać podczas Gali, że publiczność kocha tenorów (utalentowanych). Zaśpiewane przez niego arie: Calafa oraz, w drugiej części, Nemorina (Una furtiva lagrima) wywołały ogromne owacje oraz gromkie okrzyki „brawo!”. Śpiewak wywoływany był kilkakrotnie na scenę (szkoda, że obszerny czasowo program nie przewidywał bisów), a po koncercie jako jedyny otrzymał oprócz zwyczajowej wiązanki również kosz pięknych róż, zapewne od którejś ze swoich licznych wielbicielek.

Druga część Gali, otworzona uwerturą do Lekkiej kawalerii Franza von Suppé (w tym sezonie ma być premiera baletu do muzyki tego kompozytora) zawierała fragmenty dzieł, które prezentowane będą w bieżącym sezonie. Zapowiadany na grudzień Napój miłosny reprezentowała wspomniana aria Nemorina. Natomiast na marzec przewiduje się premierę zupełnie nieznanej opery Donizettiego Viva la mamma odkrytej w latach 60. naszego stulecia. Jest to wesoła farsa opowiadająca o wystawieniu opery w prowincjonalnym miasteczku. Arię mamy Agaty z I aktu zaprezentował. Włodzimierz Zalewski. Fakt, że według zamierzeń autora Agatę śpiewa brodaty bas wzbudza chyba dodatkowo chęć poznania tej opery. Sama aria okazała się niezwykle melodyjna i pełna humoru. Wspaniale wokalnie i aktorsko wykonał ją pan Włodzimierz; „uzbrojony” w różowy wachlarz z piór „rozprawiał” w niej o dyrygencie i orkiestrze, zabawnie „zaczepiając” maestra Kozłowskiego.

Resztę Gali wypełniły fragmenty I aktu Makbeta Verdiego, którego premiera przewidziana jest na czerwiec. Jest ona pewnym zadośćuczynieniem dla publiczności w zamian za zapowiadaną wcześniej premierę Wolnego strzelca Webera, która nie zostanie zrealizowana z braku funduszy (zabrakło podobno ok. 300 tys. zł.).

Z Makbeta zaprezentowano preludium, chór czarownic, duet Makbeta i Banka, gdzie Rafałowi Songanowi towarzyszył wspaniały jak zawsze Andrzej Malinowski. Cavatinę Lady Makbet zaśpiewała z wielkim emocjonalnym zaangażowaniem Krystyna Rorbach. Wielkie brawa zebrał wspomniany już duet Makbeta i Lady Makbet w wykonaniu Rafała Songana i Romy Owsińskiej. Doprawdy trudno powiedzieć, która ze śpiewaczek byłaby lepsza w tak niełatwej, a jednocześnie fascynującej roli. Dramatyczny finał I aktu usłyszeliśmy w wykonaniu Romy Owsińskiej, Rafała Songana, Ireneusza Jakubowskiego, Danuty Dudzińskiej-Wieczorek, Tomasza Jedza, Tomasza Rakocza (bardzo obiecujący młodziutki bas-baryton) oraz chóru, znakomicie przygotowanego jak zwykle przez Marka Jaszczaka.

Na koniec publiczność nagrodziła wszystkich wykonawców burzą braw i owacją na stojąco, dziękując za wieczór pełen niezapomnianych wrażeń i przeżyć artystycznych. Pozostaje teraz czekać na zapowiedziane premiery sezonu tego i następnych, choć oczywiście zdajemy sobie sprawę, że realizacja przedstawień jest uzależniona również od kondycji finansowej opery. Pojawiła się jednak nadzieja na jakiś ożywczy powiew w repertuarze, nadzieja na przywrócenie łódzkiemu teatrowi należnego mu miejsca na mapie operowej kraju, nadzieja, że Teatr Wielki zgotuje swojej publiczności jeszcze nieraz prawdziwie wielkie przeżycia artystyczne.

Monika Pulik, Dorota Pulik