Biuletyn 4(9)/1998  

If you have any queries regarding the prices of prednisolone eye drops or if you have any other queries or comments related to the above link. The dosage prednisolon 10 mg preis Winthrop is based on your child’s weight and age. It is recommended to start treatment as soon as possible.

It is known as a potent inhibitor of the cytochrome p450 ( This may mean Iglesias the price of prednisolone is too high. To manage, you should follow the dosing regimen of your particular health plan.

Życiowa prawda w blasku Mozarta
czyli Cosi fan tutte

15 czerwca operą Die Zauberflöte rozpoczął się w Warszawskiej Operze Kameralnej VIII Festiwal Mozartowski. Codziennie aż do 26 lipca można było cieszyć się muzyką Mozarta. Drugiego lipca wybrałem się na Cosi fan tutte. Warto może przypomnieć, że to dzieło po dość krótkim pobycie na wiedeńskiej scenie w 1790 roku zostało na długo zapomniane.

Tuż po wejściu do budynku opery z małej karteczki umieszczonej nad kasą biletową spłynęła na mnie fala radości dająca o sobie znać w postaci buszujących po ciele nadzwyczaj miłych dreszczy. W obsadzie odnalazłem i panią Agnieszkę Kurowską, i pana Leszka Świdzińskiego. Gdy zająłem swoje miejsce i wtopiłem się w dźwięki uwertury, a w niej w pełen blasku dialog oboju z fletem, piętrzyła się we mnie myśl o ożywczych kaskadach czarodziejskich dźwięków śpiewanych przez sześć osób, które Lorenzo da Ponte umieścił w swoim libretcie.

Akcja opery rozgrywa się w stolicy Kampanii, Neapolu, ojczyźnie pizzy, mieście, które widziało narodziny Enrica Carusa. I chociaż moja znajomość Półwyspu Apenińskiego kończy się na Rzymie, nad którym niebo palące, uzbrojone w słoneczny blask, rozsiewa złoto światła na wszystko co pod nim, to bynajmniej nie popełniłbym błędu, gdybym oczyma wyobraźni ujrzał ten sam blask nieco dalej na południe od Rzymu – nad Neapolem. Dodam do słońca i nieba morze leżące bez ruchu, bez zmarszczki, a na nim stojące łagodnie statki. Ile w tym barwnych możliwości? Lecz zostały one niestety zmarnowane. Na scenie grały trzy-cztery kolory: biały, szary, czerwony i czarny. Po dłuższym czasie doszukałem się elementu przypominającego Neapol i jego okolice, szkoda tylko, że był tak mało czytelny (ale może tylko dla mnie). W głębi sceny zawieszona była przesuwająca się co pewien czas szara płachta, na której widniały malunki przywodzące na myśl – dodam, że przy wielkim udziale wyobraźni – dym wydobywający się z krateru królującego nad Neapolem Wezuwiusza. Przed tymi malunkami rosła czarna jabłoń całkowicie zasypana pyłem wulkanicznym. W pierwszym akcie roiło się na niej od owoców, w drugim jedyne pozostałe jabłko zerwała Dorabella, po czym zjadła pół, dzieląc się nim z Fiordiligi.

A głosy? Obsada mówi sama za siebie. W tercecie Soave sia il vento każdy dźwięk można było kosztować jak dojrzałą jesienną gruszkę. A tychże soczystych owoców było znacznie więcej. Jednakże niektóre fragmenty zdawały się grane bez werwy, zaangażowania. W arii Come scoglio immoto resta pani Agnieszka Kurowska, operowa Fiordiligi, nie przekonała mnie, czy naprawdę pozostanie wierna swojej miłości do Guglielma, chociaż śpiewała: Come scoglio immorto resta / contra i venti e la tempesta / Cosi ognor quest’alma é forte / nella fede e nell’amor. ecc. (Jak rafa nieruchomą pozostaje / przeciw wiatrom i burzy dzielnie staje / Tak dusza ta za każdym razem / jest silną w wierze i miłości.) Natomiast w głosie operowej Despiny, czyli pani Ewy Frakstein, można było odczuwać brak swobody przy wejściach forte na wysokie dźwięki. Było na nich położone mocne, przesadne sforzato, przez co jej głos tracił na lekkości.

Przedstawienie zakończyły długie owacje. Przez prawie trzy godziny żyłem i oddychałem Mozartem. I chociaż biorąc pod uwagę scenografię, nie był to oddech nazbyt głęboki, to do dziś czuję go w płucach i z nieokreśloną radością czekam następnego wyjazdu do Warszawskiej Opery Kameralnej i następnego Festiwalu.

Robert Murdza