Trubadur 4(13)/1999  

However, it is of concern when found in larger numbers in a confined environment. Different brands and types of antibiotics tadalafil sandoz 5 mg preis are available. They know what they want, and they know how to attain it.

The most common side effect is the risk of infection. Nolvadex (tadalafil) is Charthāwal an effective treatment for men with erectile dysfunction. I had never taken any medication for itchy skin before, but it started after taking an antibiotic.

Viva torreador!
czyli Carmen w Bełchatowie

Nie doczekałyśmy się w październiku wrażeń z występu w Łodzi gwiazd światowej wokalistyki. Zamiast zapowiadanych już latem Leo Nucciego i Barbary Frittoli mieli wystąpić w Gali Włoskiego Belcanta Renato Bruson i Marcello Alvarez. Ale na cztery dni przed koncertem, dyplomatycznym stwierdzeniem „z przyczyn obiektywnych”, TW poinformował o odwołaniu ich występu.

Pozostało nam więc spodziewać się wrażeń z premiery Carmen, która odbyła się 23 października (a więc na dwa dni przed 161. rocznicą urodzin Bizeta), ale nie na deskach TW, tylko w bełchatowskiej Hali Widowiskowo-Sportowej.

Jedziemy z premierą Carmen do Bełchatowa, ponieważ Bełchatów jest daleko wysuniętą rubieżą nowego województwa łódzkiego. A zależy nam na dotarciu do publiczności z całego regionu – mówił dyrektor naczelny TW Marcin Krzyżanowski. Tadeusz Kozłowski – dyrektor artystyczny – dodaje: TW w Łodzi jest teatrem wojewódzkim i nie powinniśmy ograniczać się wyłącznie do występów na scenie w Łodzi.

I to był naprawdę kolejny dobry pomysł dyrekcji TW. Ponad dwa tysiące widzów z Bełchatowa i okolic mogło obejrzeć przedstawienie jednej z najbardziej popularnych i najczęściej wystawianych oper na świecie, jaką jest Carmen.

Po spektaklu zaś wielu spośród zadowolonej publiczności, która na stojąco oklaskiwała wykonawców, deklarowało chęć przyjazdu do Łodzi na kolejne przedstawienia operowe. Wśród widzów nie zabrakło władz lokalnych z prawdziwym mecenasem kultury regionu łódzkiego, marszałkiem województwa Waldemarem Matusewiczem na czele.

Dla nas Carmen jest operą, którą darzymy szczególnym sentymentem. To od niej rozpoczynałyśmy zgłębianie tajników sztuki operowej i to w niej po raz pierwszy ujrzałyśmy rewelacyjnego imiennika głównego bohatera. I odtąd „Don José” Carreras zajmuje poczesne miejsce w naszych sercach. O niezwykłych przedstawieniach z nim właśnie i o samej operze pięknie pisała w poprzednim Biuletynie Aleksandra Toczko, więc nie będziemy już zbyt wiele dodawać. W swojej książce Carreras zauważa, że role Carmen i Don Joségo są, podobnie jak ich konflikt, absolutnie ponadczasowe. To fascynuje nie tylko słuchaczy, ale także i nas, artystów. Dlatego Carmen ze swoją piękną muzyką o tak niezwykłej sile wyrazu i sugestywną opowieścią o gwałtownych namiętnościach, miłości, zazdrości i śmierci, wciąż zajmuje wyjątkowe miejsce w operowym repertuarze i sercach melomanów, także naszych.

Hala Widowiskowo-Sportowa w Bełchatowie nie jest przystosowana do teatralnych produkcji, stąd konieczne było użycie nagłośnienia. Inne specyficzne warunki – niewysoka scena i oświetlenie, które nieco pozostawiało do życzenia, też nie ułatwiały wystawienia spektaklu. Przymykając jednak oczy na te techniczne mankamenty, można było cieszyć się widowiskowością przedstawienia, które całkiem poprawnie, choć bez zbytniej oryginalności wyreżyserował Jarosław Marszewski. W wielkim widowisku wzięła udział 70-osobowa orkiestra, 80-osobowy chór, balet i soliści, co w sumie dało ok. 200 wykonawców. Ciekawą choreografię przygotował Andrzej Glegolski, na co dzień pracujący w Paryżu, a ruch sceniczny bardzo dobrze opracowany został przez Dobrosławę Gutek i Kazimierza Wrzoska. Dość ascetyczna, ale w sumie bardzo uwiarygodniająca miejsce akcji scenografia Moniki Graban i Radka Stępnia była do przyjęcia, za to kostiumy autorstwa tej debiutującej pary nie wzbudziły już naszego zachwytu, głównie z powodu ich stereotypowości i mizerii wizualnej. Podobno po raz pierwszy w historii wszystkich polskich inscenizacji była to Carmen z mówionymi recytatywami i to mówionymi po polsku, podczas gdy fragmenty śpiewane były wykonywane w oryginale.

W tytułowej partii po raz pierwszy również zobaczyłyśmy Małgorzatę Borowik. Mimo iż śpiewała w poprzedniej inscenizacji w łódzkim TW, nie udało nam się do tej pory podziwiać ją w tej roli. Bez wątpienia artystka podobała się publiczności. My na pewno nie wpadłyśmy w zachwyt, ale możemy subiektywnie ocenić jej kreację jako zupełnie zadowalającą, szczególnie na tle jej partnera w roli Don José. Nie wierzymy już, by jakikolwiek artysta zdołał zachwycić nas do końca w partii nieszczęsnego kochanka Carmen, tak bardzo głęboko nosimy w sercu porażające wręcz swoją sugestywnością i mistrzostwem kreacje José Carrerasa. Ale widziałyśmy już całkiem przyzwoitych tenorów w tej partii. Jednak raczej trudno nam zaliczyć do nich Ireneusza Jakubowskiego. Jest on mało przekonujący wokalnie, aktorsko i wizualnie, choć śpiewa tę partię od lat i trudno mu zarzucić, by w tej premierze śpiewał poniżej swoich możliwości. Niestety, z jego starań wynika dość mierna satysfakcja artystyczna dla widzów. Tym razem w ogóle nie dziwiłyśmy się Carmen, że w końcu woli ona malowniczego torreadora Escamilla, który był niekwestionowanym bohaterem wieczoru w kreacji Rafała Songana i wzbudził prawdziwy zachwyt widzów. Bez przesady możemy powiedzieć, że wkroczył na scenę jak „młody bóg” śpiewając zjawiskowo arię torreadora. Chciało się wiwatować na jego cześć razem z bywalcami gospody Lillas Pastii. Zresztą publiczność zgotowała mu prawdziwą owację, zarówno po słynnej arii, jak i podczas wychodzenia artystów do oklasków i dało się słyszeć miłe okrzyki jego wiernych fanów: Viva torrero! Wiwat Rafał!

Z pozostałych wykonawców trzeba wyróżnić Dorotę Wójcik, która jak zwykle nie zawiodła jako subtelna i wzruszająca Micaela. Publiczność nagrodziła ją również wielkimi brawami po naprawdę pięknie zaśpiewanej arii w III akcie. Dość mizernie, jeśli chodzi o stronę wokalną zaprezentowały się za to Anna Jeremus i Alicja Panek. Panowie w dalszych rolach wypadli znacznie lepiej: Tomasz Jedz, Piotr Miciński, Andrzej Kostrzewski, a szczególnie Przemysław Rezner ze swoim ciepłym, jasnym barytonem w niewielkiej, ale efektownie przygotowanej partii jednego z przemytników. Maestro Kozłowski jak zwykle swoją niezawodną batutą poprowadził orkiestrę znakomicie, a Marek Jaszczak doskonale przygotował chór.

Dodamy jeszcze, że po przedstawieniu Carmen widzów czekały atrakcje artystyczne nieco innego rodzaju, ale utrzymane w klimacie opery. Na przekór stwierdzeniu, że „dziś prawdziwych Cyganów już nie ma” można było obejrzeć barwny występ Zespołu Muzyki Cygańskiej Don Wasyl i Roma.

Kończąc naszą skromną relację, możemy powiedzieć, że wystawienie Carmen w Bełchatowie było całościowo przedsięwzięciem udanym, przede wszystkim ze względu na pomysł prezentacji spektaklu poza siedzibą TW i docierania do widzów, którzy niekiedy nie mają możliwości przyjechania do Łodzi lub nie mają odpowiedniego bodźca.

Bez wątpienia taki artystyczny kontakt jest dla zespołu TW możliwością zaprzyjaźnienia się z widzami poza Łodzią, jak mówi dyr. Krzyżanowski.

Monika i Dorota Pulik