Biuletyn 1(14)/2000  

The second mechanism is that amoxicillin can act as a non-enzymatic bacteriostatic antibiotic. Bovada is a very popular online site offering the roulette you play all day at Château-Thierry the comfort of your home. This is because zithromax is very similar to other antibiotics.

It is used to treat arthritis, chronic ulcer, gout and rheumatoid arthritis, etc. Prednisone 10 mg dosage for arthritis he has made a point of being on top of his health, frantically and is in his 70s and 80s, while his wife is a couple years younger than him. Neurontin uses for pain, and neurontin interactions with other drugs for pain and pain management.

Parsifal na koniec wieku

Po październikowej premierze Krakowiaków i Górali Bogusławskiego i Stefaniego w poznańskim Teatrze Wielkim przyszła kolej na Parsifala Ryszarda Wagnera. Dyrektor Sławomir Pietras w wypowiedzi dla jednej ze stacji radiowych wyjaśnił, że na zakończenie stulecia (?!) Opera Poznańska zdecydowała się na dzieło Mistrza z Bayreuth, by złożyć hołd Niemcom, którzy na początku XX wieku postawili w Poznaniu gmach opery, jeszcze wówczas „nie mając” wobec nas żadnych złych zamiarów. Wiedziony chęcią obejrzenia tego spektaklu i wysłuchania ostatniego dzieła Wagnera – a z muzyką tego kompozytora niemalże nie mam styczności – poszedłem na premierę z obawą, że trudno mi będzie znieść tych blisko 6 godzin. Poszedłem i nie żałowałem.

Od samego początku uwagę przykuwała scenografia, nad którą pracował Ekkehard Grübler. Były to jakby 3 ogromne bloki połyskujące srebrem, w czasie spektaklu przesuwane i ustawiane w różnych konfiguracjach. Za nimi widoczna była potężna gałąź, przywodząca na myśl powyginany korzeń lub konar zanurzony w bagiennych błotach mokradeł. Tło stanowiła gładka powierzchnia ekranu podświetlanego na szaro, zielono, niebiesko lub czerwono. Nadmienię, że środki ins-cenizacyjne w postaci dekoracji i kostiumów, które wykorzystano w tej inscenizacji Parsifala, przekazane zostały Operze w Poznaniu w darze przez Niedersächsische Staatstheater w Hanowerze. Dwóch rycerzy Graala reprezentowali Karol Bochański (tenor) i Rafał Korpik (bas). Jako Głos Niebiański usłyszeliśmy przyjemny mezzosopran Galiny Kukliny, która na scenie wystąpiła również w roli jednego z Czterech Giermków, obok Dymitra Fomenko i Piotra Friebe (tenory) oraz Tomasza Raczkiewicza (kontratenor). Jakkolwiek nie są to duże ani popisowe role, Giermkowie spisali się na medal. W pięknych strojach wystąpiły Dziewczęta-Kwiaty. Na pozór były to tylko wielkie, nieco „strusie” ciemne peruki upstrzone kokardkami oraz ciemne, wręcz monotonne okrycia sięgające do podłogi. Lecz gdy „Dziewczęta” rozkładały ręce jak „Kwiaty”, rozchylające swe płatki, naszym oczom ukazywały się podbicia owych płaszczy, mieniące się żywymi barwami kolorowych pasów zestawionych obok siebie na kształt tęczy. Dziewczętom-Kwiatom swoich głosów użyczyły Agnieszka Dondajewska, Roma Jakubowska-Hadke, Agnieszka Mikołajczyk, Tatiana Pożarska (soprany) oraz Urszula Jankowiak i Jolanta Podlewska (mezzosoprany). Ich kłótnie o względy Parsifala były iście dziewczęco-kwieciście naiwne, choć tak autentyczne. Była to piękna scena i bardzo barwnie przedstawiona.

W postać Titurela wcielił się Wiesław Bednarek (bas), wnoszony na scenę i znoszony z niej na łożu-lektyce przez czterech młodzieńców. Fantastycznie odegrał swoją rolę Jerzy Fechner (baryton), przedstawiając nam przerażającą i niesympatyczną postać czarownika Klingsora. Ubrany cały na czarno, okryty obszerną peleryną, z twarzą nienaturalnie białą, na której brutalnie zaakcentowane były upiorne oczy i usta, sadystycznie naigrawający się z nieszczęsnej, otępiałej Kundry i drwiący ze wszystkiego, był demoniczny i odpychający. Jego zamek mieścił się w potężnej dziupli, wyrwanej na wylot w jednym ze srebrnych bloków. Przez otwór ów widoczne było granatowe lub czerwone tło i postać Klingsora w tej scenerii, śmiejącego się szyderczo, była po prostu straszna.

Potężna sylwetka Bogusława Szynalskiego (baryton) była wprost wymarzonym argumentem przemawiającym za tym, by właśnie temu śpiewakowi powierzyć rolę Amfortasa. Była to bardzo „wyrazista” kreacja przywódcy rycerzy Graala, osłabionego upływem krwi z rany zadanej mu świętą włócznią przez Klingsora. Do stołu ofiarnego zbliżał się Amfortas wsparty na ramionach młodzieńców, po czym pochylał się pokornie, ze czcią obejmując rękoma skrzynkę-relikwiarz ze świętym Graalem, czarą, do której na Golgocie spłynęła krew ukrzyżowanego Chrystusa. Uniesiony przez Amfortasa w górę, Graal rozsiewał wokół czerwone światło, a że na ten moment wygaszono niemal wszystkie światła, więc podniosłość chwili, której towarzyszyła przejmująca, mistyczna muzyka kompozytora udzielała się obserwującym to uroczyste misterium sceniczne.

Samego Parsifala zagrał Michał Marzec. Jego gra sceniczna i aktorstwo przez cały czas stały na wysokim poziomie. Może trochę bladziej zaprezentował się on wokalnie, gdyż tenorowy głos p. Marca ma nieco suche brzmienie, ale i tak mógł się podobać, zwłaszcza gdy nie było potrzeby śpiewać wysokich dźwięków lub forte.

Niewątpliwie tamten wieczór należał do dwojga śpiewaków: Very Baniewicz (mezzosopran) w partii Kundry i amerykańskiego barytona, Gregory’ego Franka, kreującego postać Gurnemanza. Oboje śpiewali wspaniale, a stworzone przez nich postaci przykuwały uwagę swoją autentycznością i budziły szczery podziw widowni. Zebrali też ogromne brawa. Znakomite było przygotowanie chóru, będące zasługą p. Jolanty Dota-Komorowskiej i jej asystenta Mariusza Otto. Z dużą maestrią orkiestrę poprowadził Krzysztof Słowiński. Wielkie brawa dla wszystkich muzyków, tak tych śpiewających na scenie, jak i grających w kanale orkiestrowym.

Cały spektakl, nad którego reżyserią pieczę sprawował Hans-Peter Lehmann, zrealizowano w sposób bardzo przemyślany i sumienny, trudny wysiłek i starania wielu ludzi urzeczywistniły się tamtego wieczoru. Im wszystkim złożyć należy wyrazy uszanowania, podzięki i wdzięczności, bo swoją pracą sprawili, że wśród wszystkich przymiotów tego przedstawienia głównym był ten, że był to spektakl bardzo ciekawy – nie sposób było się nudzić.

Z niecierpliwością należy oczekiwać wystawienia w Poznaniu kolejnego dzieła Ryszarda Wagnera (i każdego innego kompozytora), życząc jednocześnie zespołowi Teatru Wielkiego, by było ono takim dla niego triumfem, jak sukces niedawnego Parsifala.

Mateusz Tarnawski