Biuletyn 1(14)/2000  

Prednisone can cause blood pressure and heart problems, especially if used for long periods or at high doses. The use of clomid without prescription and canada in the treatment, Gabon cialis 20 mg con ricetta or recovery from, low levels of the hormone progesterone has been the subject of some controversy during the last several years. In people with psoriasis, it can help with itching and irritation and may also help to relieve joint pain.

Doxycycline has been used for the treatment of acne since the late 1930s. A prescription Naldurg betablocker propranolol kaufen for this drug is required and should be obtained from the manufacturer, or one of its representatives, and be kept on file in case of a drug recall. In this section, you can find detailed information about.

Tomasz Fitas

czołowy bas łódzkiej sceny

Tomasz Fitas – znakomity bas i legenda łódzkiej sceny operowej, obchodził w ubiegłym roku 35-lecie kariery wokalnej. Z tej okazji i z powodu naszej wielkiej sympatii dla artysty chcemy nieco przybliżyć jego sylwetkę.

Szukać prawdy – dawać radość – tak najkrócej można by ująć motto, które przyświeca działalności artystycznej śpiewaka. Tomasz Fitas obdarzony jest potężnym głosem o szlachetnym brzmieniu i ciemnym, głębokim zabarwieniu. Zachwyca bezbłędną stylowością interpretacji, znakomitą dykcją i wysoką kulturą muzyczną, a także urokiem osobistym. Jego kreacje sceniczne niezwykle sugestywnie przemawiają do widzów i pozostają na długo w pamięci. Dzięki walorom swego warsztatu wokalnego jest artystą wszechstronnym, który równie mistrzowsko interpretuje np. utwory sakralno-oratoryjne, jak i musicalowe przeboje. Podziwiałyśmy go zarówno na koncertach i recitalach, jak i na łódzkiej scenie w różnych, bardzo udanych rolach. Najbardziej chyba zapadły nam w pamięć kreacje: malowniczego Kończaka w Kniaziu Igorze, stylowego Zachariasza w Nabucco, fenomenalnego Don Basilia w Cyruliku sewilskim, a ostatnio szlachetnego Banka w Makbecie. Oczywiście nie możemy tu pominąć rewelacyjnego w jego wykonaniu Skołuby, którego Tomasz Fitas śpiewał ponad 600 razy i który nierozerwalnie jest związany z potężnym głosem i potężną sylwetką śpiewaka. Warto również odnotować jego udział w spektaklu eksperymentalnej Sceny X w TW opartym na Genezis z Ducha J. Słowackiego. Zamknięty w klatce podświetlonej na czerwono, niczym w rakiecie, która za chwilę wystartuje, stworzył postać najbardziej wyrazistą i robiącą wrażenie w tym spektaklu. Melodeklamacji tekstów Słowackiego w jego interpretacji nie zapomina się szybko.

O dramatycznej potędze głosu pana Tomasza świadczy też anegdota, jak to „Fitas pokonał helikopter”. Graliśmy „Manru” w Sopocie, w Operze Leśnej – wspomina śpiewak. – Śpiewałem wodza Cyganów. I nadleciał helikopter. Wszystko dudniło, a ja nie mogłem przecież tego przeczekać. I potem pan Dzieduszycki napisał, że Fitasowi to nawet helikopter nie przeszkadza.

Pan Tomasz wspomina, że jego ojciec był zdecydowanie przeciwny decyzji syna o wyborze zawodu śpiewaka. Chciał, żeby został inżynierem. Niepokorny syn skończył w Radomiu równolegle Liceum Techniczne i Szkołę Muzyczną. W Warszawie uczył się prywatnie u prof. Fedyczkowskiej. Wreszcie znalazł się w Centralnym Zespole Wojska Polskiego, a stamtąd przyjechał w 1976 do Łodzi. Pan Tomasz podkreśla, że dużo zawdzięcza ówczesnemu konsultantowi Alfredowi Ordzie, który nauczył go posługiwać się głosem i że „nie jest najważniejsze, by jego siła obrywała żyrandole”. Wśród osób, które miały wpływ na kształtowanie się jego osobowości artystycznej, pan Tomasz wymienia Antoniego Majaka – wspaniałego basa i reżysera (inscenizował m.in. Straszny dwór w 1967, Toskę w 1968, Fausta w 1969) i znakomitego barytona Władysława Malczewskiego. W tym czasie w TW pracowali artyści tej miary, co Delfina Ambroziak, Teresa Wojtaszek-Kubiak, Tadeusz Kopacki. Było więc od kogo uczyć się zawodu artysty operowego.

Tworzyliśmy rodzinę – wspomina śpiewak. – Z prawdziwą satysfakcją mogę powiedzieć, że teraz w naszym teatrze zebrał się zespół młodych, utalentowanych artystów, z pasją do pracy. I nie jest to okazjonalna laurka, ale z najgłębszym przekonaniem powtarzam: nie jest największym sukcesem, że zaśpiewałem ponad 2.500 przedstawień, wystąpiłem w 107 premierach. Największe zadowolenie daje mi świadomość, że mogę się poszczycić sympatią, szacunkiem młodych kolegów i starszych pracowników teatru.

Podsumowując swoją karierę, Tomasz Fitas uważa, że do pozycji najbardziej znaczących w jego artystycznych dokonaniach należy partia króla Filipa w Don Carlosie. Słuchał tej partii w wykonaniu Bernarda Ładysza, podczas swojej pierwszej wizyty w operze warszawskiej i pod wpływem tej opery zaczął nawet studiować historię Wielkiej Inkwizycji. Zresztą zawsze przygotowania do roli zaczyna od literatury. Za swój życiowy sukces uważa też partię Kacpra w Wolnym strzelcu w realizacji Wodiczki, Dejmka i Fankiewicza. O sobie pan Tomasz mówi, że jest estetą i pedantem. Za życiowe mądrości ceni pisarstwo Kisiela. Jest też gorącym fanem poezji i ciekawi go historia. Współpracuje z organistą Robertem Grudniem, organizatorem festiwali w Leżajsku i Radomiu. Podczas takich koncertów stara się śpiewać repertuar, który go najbardziej interesuje. Wraz z kolegami zaczął robić programy wypełnione wierszami i muzyką, z którymi jeżdżą po różnych ośrodkach. Sprawia mu przyjemność to, że może dostarczyć tymi koncertami przeżyć i radości ludziom, dla których – tak rzadki przecież – kontakt z kulturą jest bardzo cenny.

Choć rodzaj głosu predestynuje go do poważnych ról i na pierwszy rzut oka wydaje się być człowiekiem zasadniczym, lubi robić dowcipy i prowokować zabawne sytuacje. Uważa, że człowiek musi mieć trochę luzu psychicznego, tym bardziej, że każdy spektakl to przecież obciążenie psychiczne. – W końcu XX wieku widz chce w sztuce znaleźć prawdę. A ja chcę jeszcze wprowadzić coś nowego, by się samemu nie nudzić. W „Krakowiakach i góralach”, ku uciesze kolegów, ale i widzów, zawsze wygłaszałem aktualne uwagi polityczne.

Pan Tomasz bardzo lubi prowadzić swój samochód Renault 19, ale relaksuje się także jeżdżąc na rowerze. Potrafi i lubi gotować. Słynął kiedyś wśród kolegów ze wspaniałych ciast. Jak sam mówi: Teraz ze słodyczy uwielbiam tylko kobiety! Dzięki zastosowanej na sobie „diecie optymalnej” od marca do czerwca ub. r. schudł niemal 40 kg. Przedtem ważył 137 kg, teraz 98 kg. Dla zdrowia i lepszej kondycji, także wokalnej trzeba było ponieść te straty – mówi – Krawcy nieźle na mnie zarobili. Ale kiedy wychodzi teraz odchudzony do roli Skołuby, podobno nawet dyrektor Krzyżanowski powtarza: Co ty zrobiłeś?

Mimo wielkiego dorobku artystycznego, pan Tomasz wciąż ma marzenie zawodowe: chciałby zaśpiewać Falstaffa. Póki mam jeszcze głos i sylwetkę, chciałbym go zaśpiewać. My mamy nadzieję, że i to marzenie Tomasza Fitasa spełni się. Niezawodnie byłby rewelacyjnym Falstaffem! Należy tylko ubolewać, że Benefis znakomitego śpiewaka przypadł na taki „reżyserski zakalec”, jakim była nieudana premiera Zemsty nietoperza 27 listopada. Od czasów Johanna Straussa jest zwyczajem, że w scenie balu u księcia Orłowskiego pojawiają się specjalni goście. Tak było i tym razem. Gdy Jubilat śpiewał swym szlachetnym głosem słynną pieśń Don Kichota Śnić sen, a my wsłuchiwałyśmy się w te wyznania prawego rycerza, co wierzył, że można uczynić lepszym ten świat, naszła nas refleksja, że tacy właśnie artyści, jak pan Tomasz, czynią ten świat choć na chwilę trochę lepszym.

Na zakończenie prezentacji sylwetki artysty przytoczmy jeszcze jego odpowiedź na pytanie, jakie cechy charakteru procentują w stresującym, artystycznym zawodzie: Prawość. Trzeba być wolnym od zawiści i zazdrości. Należy szanować ludzi za to, co zrobili, a nie szukać okazji do potępiania ich słabych stron. Myślimy, że warto się czasem zastanowić nad tymi pełnymi życiowej mądrości słowami, nie tylko zresztą w kontekście artystycznych zawodów.

(cytowane wypowiedzi pochodzą z rozmowy z artystą przeprowadzonej przez redaktor Renatę Sas)

Dorota i Monika Pulik