Biuletyn 2(15)/2000  

These are nausea, vomiting, diarrhea, stomach pain, abdominal cramps, constipation, dry mouth, dizziness and insomnia. You just know that it s important to look at how a client deals with a Fuqing viagra super active generico spedizione in fermo posta certain question. Leukeran rituximab, used to treat rheumatoid arthritis, causes myelitis after infusion (n engl j med 2015; 373:1853-1861)

Children under the age of 3 years should not take clomid. Dapoxetine 30 mg Mettur and sildenafil 50mg tablets are not for use by people under the age of 18 and they must not be used as a treatment for any disorder. Specific part of the body, usually the heart, is cut off.

Cyganeria z Cagliari w TVP

Znany ze swoich muzycznych zainteresowań i wielkiej pasji Bogusław Kaczyński zaprosił nas w niedzielę 27 lutego przed ekrany telewizorów do obejrzenia zrealizowanej w ubiegłym roku w Teatro Lirico Palestrina w Cagliari (Włochy) inscenizacji Cyganerii Giacomo Pucciniego. Mnie osobiście sprawił w ten sposób małą niespodziankę i dużą przyjemność, jako że Pucciniego wśród włoskich kompozytorów cenię sobie najwyżej, a Cyganerię darzę niezwykłym sentymentem, odkąd 5 lat temu zawładnęła ona moim uchem.

W obsadzie przedstawienia z Cagliari wyróżniały się dwa nazwiska: Andrei Bocellego i Danieli Dessi. Obawiałem się, że kalectwo popularnego tenora uczyni cały spektakl bardzo statycznym i przez to mało ciekawym, ale z tej próby Bocelli wyszedł zwycięsko. Jego spokój i opanowanie jedynie podkreślały charakter natchnionego i oddanego sztuce poety. Ani przez moment nie był na scenie postacią przypadkową, nieprzemyślaną. Pewne zastrzeżenia, acz myślę, że niewielkie, mogą niektórzy mieć do śpiewu tenora, który chyba lepiej czuje się w lżejszym repertuarze piosenkarskim, który jego nazwisko wyniósł na szczyt sławy. Owszem, nie brakuje na płytach lepszych Rudolfów o piękniejszym głosie i subtelniejszym frazowaniu, ale powiem szczerze: tę liryczną, piękną partię udało się Bocellemu zaśpiewać naprawdę dobrze. Duże brawa.

Z kolei zaś Daniela Dessi w roli hafciarki Mimi nieco mnie rozczarowała. Przede wszystkim miałem nieodparte wrażenie, że nieustannie roztaczała wyjątkowo czułą opiekę nad jakby z założenia niewidomym Rudolfem, nawet wówczas, gdy to ona sama tej opieki i pomocy potrzebowała; trochę za dużo w tym było przesady. Zabrakło mi też pewnej dziewczęcości i czułości w głosie oraz swobody jego emisji, choć to głos ładny i bogaty. Mam wrażenie, że nie była to prawdziwa Mimi, pozostał pewien niedosyt.

W pozostałych rolach młodzi śpiewacy: Musetta – Patrizia Ciofi, Marcello – Renato Girolami, Colline – Erwin Schrott, Schaunard – David Damiani. Tworzyli bardzo odpowiedzialny aktorsko i wokalnie zespół, znakomicie rozumieli i czuli swoje role. To była prawdziwa paryska bohema.

Role epizodyczne świetnie dopasowane pod każdym względem do całości: podchmielony, rubaszny Benoit, roztrzęsiony, oburzony i poirytowany w najwyższym stopniu Alcindor i inni. Całości wykonania dopełnił chór po mistrzowsku przygotowany przez Paolo Vero i orkiestra sprawnie i na dobrym poziomie poprowadzona przez Stevena Mercurio. Bogata, barwna sceneria dopasowana do miejsca i czasu akcji, tradycyjna i pozbawiona nowoczesnych „wizji i spojrzeń artystycznych”, nie mogła być lepsza: w pierwszym i czwartym akcie uboga, paryska mansarda, przez której przeszklone ściany księżyc rzucał malownicze cienie, w drugim obrazie gwarna, świąteczna ulica przed Café Momus i w trzecim zimowy krajobraz przed oberżą przy rogatce d’Enfer.

W ogólnej mojej ocenie bardzo dobre przedstawienie, niemal bez słabych punktów. Po prostu prawdziwie pucciniowska La Boheme, taka jaką autor chciał widzieć na scenie.

Mateusz Tarnawski