Biuletyn 2(15)/2000  

If you're a man in his early 40s, you may be considering surgery to lose some or all of your body fat. There is a huge number of treatment for erectile dysfunction gibts viagra in der apotheke Kaffrine out there. In this mox 500 price, we will talk about the mox 500 price, how to mox 500 price and mox 500 price it.

There were a couple of drugs available, the first one was the generic. However, if you’d like to get the absolute best from your https://citytrans.it/62396-levitra-originale-20-mg-prezzo-in-farmacia-56311/ drugs, choose from among the various generics that are available. Nolvadex is a cholesterol lowering drug that has been proven to reduce high blood pressure and bring down total cholesterol, triglycerides, and ldl (bad) cholesterol.

Żydówka albo córka kardynała

Tak brzmiał tytuł kolejnego ze spotkań z cyklu Poznańskie Warsztaty Operowe. Odbyło się ono przy okazji kolejnej premiery w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Z dużym powodzeniem i przy wielkiej życzliwości ze strony publiczności i krytyków przedstawiono 5-aktową operę Halevy’ego La Juive – Żydówka. Dzieło nie zalicza się, niestety, do żelaznego repertuaru scen operowych świata, a i sam autor został całkowicie usunięty w cień, nawet we Francji, będącej przecież jego ojczyzną. Sądzę, że z tego powodu warto w kilku zdaniach przypomnieć postać kompozytora.

Halevy był Żydem, którego rodzina przybyła do Francji z Bawarii. Pobierał nauki w Paryskim Konserwatorium (m. in. u Cherubiniego), które ukończył, zdobywając Nagrodę Rzymską za swą kantatę Herminie. Pierwsze 3 jego opery nigdy nie zostały wystawione, dopiero w 1827 roku Theatre Feydeau pokazał L’Artisan. Wówczas to Halevy zaczął wykładać w konserwatorium, a w 1840 roku został profesorem kompozycji – pod jego kierunkiem studiowali m. in. Offenbach, Gounod i Bizet. Otoczony był szacunkiem, honorowany licznymi odznaczeniami i zaszczytami. Zmarł 17 marca 1862 roku w Nicei. Był autorem przeszło 30 oper, baletu Manon Lescaut, kantat i muzyki kościelnej. Jednak najpopularniejszym jego dziełem pozostała Żydówka, która największe triumfy odnosiła do czasu I wojny światowej – np. aria Eleazara należała wówczas do operowych szlagierów. Żydówka największym bodaj powodzeniem cieszyła się w Rosji i w Polsce. W Rosji jednak nie grano jej więcej po rewolucji, a u nas piękne tradycje wystawiania Żydówki wygasły wraz z wybuchem II wojny światowej. Wykonawczyniami partii Racheli były m. in. Józefina Reszke, Salomea Kruszelnicka, Janina Korolewicz-Waydowa, Felicja Kaszowska, Helena Zboińska-Ruszkowska, Wanda Wermińska czy Zofia Fedyczkowska. W postać Eleazara wcielali się Julian Dobrski, Jan de Negri, Władysław Floriański, Ignacy Dygas, Tadeusz Leliwa, Adam Dobosz, Stanisław Gruszczyński, Józef Mann i Stefan Drabik, a kardynała de Brogni kreował w Poznaniu sam Adam Didur. Po wojnie odbyły się tylko dwie premiery: w 1963 Zygmunt Biliński wyreżyserował Żydówkę na scenie wrocławskiej, a 20 lat później Maria Fołtyn w Łodzi.

Libretto autorstwa Eugene Scribe’a jest wprost wymarzone dla potrzeb sceny i nie sposób nie uznać jego walorów. Przekazuje widzom ważkie przesłanie o wierności swym ideom i zasadom, o konflikcie społecznym, nienawiści i tolerancji, a jednocześnie do końca trzyma widza w pełnym uwagi napięciu. Muzyka i cała konstrukcja dzieła są w stylu grand opera: obszerna scena baletowa, monumentalne chóry, liczne popisowe ansamble i partie solowe.

Poznańska premiera odbyła się 11 marca, lecz o niej niczego powiedzieć nie mogę, sam bowiem poszedłem na Żydówkę później – moja pierwsza francuska opera „na żywo”. Chcąc jednym słowem określić to, co zobaczyłem i usłyszałem, mówię: piękne. Przede wszystkim wspaniałe dekoracje i przepyszne kostiumy, a do tego gra świateł i cieni – istna feeria barw. Po premierze krytycy pisali, że Iwona Hossa w kostiumie Eudoksji wprost uginała się pod ciężarem biżuterii. Obawiam się, że tak mogło być istotnie. Rozmach tej inscenizacji jest gigantyczny, a przygotowanie tak wystawnych dekoracji i kostiumów było ze strony teatru iście wielkopańskim gestem. Wykonawcy spisali się na miarę swoich możliwości i kto zna śpiewaków poznańskiej opery, niczego im nie zarzuci. Agnieszka Mikołajczyk była młodą, bardzo wdzięczną Rachelą, kochającą i przywiązaną do swego domniemanego ojca, pobożną i pełną radości życia, lecz także konsekwentną, odważną i pełną godności w obliczu nadchodzącej śmierci. Karol Bochański to Eleazar wierny tradycjom rodziny i domu żydowskiego, zacięty w sobie i uparty, cieszy się z możliwości zemsty na Brognim za to, że niegdyś ten, jako surowy rzymski możnowładca, za drobną przewinę posłał na stos dwóch jego synów. Lecz w IV akcie wyraża swe wątpliwości i załamanie, wie, że Rachela jest córką Brogniego, zadaje sobie jednak pytanie, czy wolno mu poświęcić jej młode życie dla zaspokojenia swej żądzy zemsty? Kardynał, gdy przychodzi do więzienia, stwarza Żydowi szansę ratunku dla niego samego i dla Racheli, przynosząc ze sobą naczynie z wodą święconą i namawiając go do przyjęcia chrztu. Ten bez wahania odrzuca ofertę czynioną mu przez kardynała jako haniebną, bezczelną i obraźliwą. Balansujący na granicy wytrzymałości nerwowej de Brogni nie jest dłużej zdolny udźwignąć tego napięcia: przewraca kropielnicę i w uniesieniu opuszcza więzienie. Wówczas to Żyd, chwilowo złamany na duchu, pochyla się i macza palce prawej ręki w kałuży wody święconej, by uczynić znak Krzyża: W imię Ojca i Syna i Du… – nie, to być nie może! Eleazar trwa w uporze do ostatka. Postać kardynała, pełną dostojeństwa, majestatyczną, acz pełną łagodności i dobroci stworzył Marian Kępczyński. To od początku do końca człowiek o prawdziwie ludzkiej wrażliwości: przyznaje się do błędów popełnionych przed przystąpieniem do stanu duchownego i prosi o ich wybaczenie, bez skrępowania idzie między nędzarzy i żebraków, szczerze pragnie ratować życie Eleazara i Racheli, od zmysłów wprost odchodzi, gdy Eleazar bez litości targa jego nerwami i sumieniem, korzy się przed nim na kolanach, odrzuciwszy purpurę – oznakę godności Księcia Kościoła: bez piuski na głowie, bez aksamitnych rękawiczek, w samej tylko czarnej sutannie, błaga o wyjawienie losów jego córki „przez pewnego Żyda uratowanej z płomieni”. Wreszcie w scenie egzekucji, zrozpaczony i omdlały osuwa się na ziemię wobec strasznej prawdy: oto Rachela, wtrącona przed chwilą do kotła z wrzątkiem, była jego córką. Wstrząsające. Tatiana Pożarska udanie zaśpiewała zakochaną w księciu Leopoldzie Eudoksję, a samego księcia, udającego przed Rachelą i jej ojcem malarza Samuela, zaprezentował z wielką ekspresją (mimo kilku zbyt krzykliwych dźwięków) Marek Szymański. Ładna scena baletowa, dobrze przygotowany chór i orkiestra (która ze dwa razy zbyt głośno huknęła mi do ucha) poprowadzona sprawną ręką przez Antoniego Grefa, uzupełniły tę piękną i ciekawą inscenizację. Co mi wypada uczynić na koniec? Cieszyć się, gratulować i zachęcać tych, którzy być może o Poznań „zahaczą”, aby nie zapomnieli iść do Wielkiego na Żydówkę, bo naprawdę warto obejrzeć i posłuchać… A w maju wchodzi na scenę Madame Butterfly Pucciniego. Czekamy niecierpliwie!

Mateusz Tarnawski