Biuletyn 3(16)/2000  

The most common side effects of kamagra jelly are sexual side effects such as abnormal penile curvature, which may lead to penile dysfunctions and difficulty having sex. I'm looking for an experienced, responsible buyer who has good credit and who understands the difference between hungrily mifepriston und misoprostol online kaufen buying drugs online and in stores. There are different types of packaging for capsules and a blister pack is the most common type.

If the data are out of whack, then you have to wonder about the value of your data model. Priligy cost of the drug varies with the manufacturer https://fplawoffice.com/42838-cialis-28cp-da-5-mg-generico-59967/ and with the price of the medicine. It is safe for use by anyone irrespective of age, gender and any other characteristics.

Miłość do Rosji – to siła potężna

Galina Wiszniewska

W Rosji jeżeli biją – to do śmierci,
a jeżeli wychwalają – to bez umiaru.
Wszystko od serca…

G. Wiszniewska

SIŁA WYDARZEŃ

Samotna, zmarznięta i spuchnięta z głodu dziewczynka zapada w śpiączkę. W stygnącej wyobraźni przemykają jakieś bajeczne obrazy: szlachetny książę zakochuje się w niej, prosi o rękę, a uszczęśliwiona dziewczynka idzie przez park i śpiewa. Właśnie ten śpiew, jeszcze nie wydobyty na zewnątrz, mógł stać się śpiewem łabędzim, gdyby nie nadejście wiosny 1942 roku. Dziewczynkę przypadkowo odnaleziono w pustym zimnym mieszkaniu i uratowano. Działo się to podczas oblężenia Leningradu.

Samotna piękna kobieta stoi na pustej scenie Teatru Bolszoj. Nie ma nikogo – okres urlopów. Przerażająca cisza. W wyobraźni kobiety tłoczą się dźwięki, głosy, arie – ilu wspaniałych bohaterów obdarowywało ją swoją miłością: Radames, Alfred, książę Bołkoński, Eugeniusz Oniegin! A ona od dawna kocha się tylko w jednym. Zaraz wyzna mu swe najskrytsze i najgorętsze uczucia. Przez dwadzieścia dwa lata był dla niej wszystkim – kochankiem, mężem, bratem, synem. Lecz za późno. Największa miłość – Teatr Bolszoj – wyrzekł się jej.I zdawałoby się, że tym razem już naprawdę nie ma ratunku. Tutaj brzmiał jej ostatni śpiew, śpiew jak krzyk. Bynajmniej nie łabędzi.

Umierająca z zimna i głodu dziewczynka, a później wielka primadonna Teatru Bolszoj przeżyła dzięki sile śpiewu. A także dzięki niezłomnemu charakterowi. Tę wspaniałą artystkę uznano za największą śpiewaczkę świata. Najbardziej prestiżowe teatry ofiarowały jej swoje sceny. Nagrała niezliczoną ilość płyt. Tym razem prawdziwi królowie i prezydenci składali jej swe hołdy. Została gwiazdą nie tylko na ziemi, ale i na niebie. Planetę nr 4919 w Układzie Słonecznym nazwano na jej cześć – Galiną.

Galina – to też nazwa autobiograficznej powieści Galiny Wiszniewskiej. Książka po raz pierwszy ujrzała światło dzienne w 1984 roku. Była pisana po rosyjsku, przez cztery lata 1980-1984, pierwsze wydanie wydrukowano w Stanach Zjednoczonych po angielsku. A dalej – „marsz triumfalny” po świecie. Przetłumaczona na wiele języków, przez dłuższy czas znajdowała się na liście światowych bestsellerów. Otrzymała wiele nagród literackich, m. in. nagrodę Francuskiej Akademii Sztuk Pięknych. Czytelnik rosyjski mógł podziwiać pisarski talent Galiny Wiszniewskiej dopiero w roku 1991 roku, mimo że już od dawna istniało rosyjskojęzyczne „paryskie wydanie”, zakazane w ZSRR.

Gdy w 1992 roku kompozytor Marcel Landowski przeczytał francuski przekład książki Galina zjawił się u Wiszniewskiej. Był oszołomiony i wstrząśnięty. Powiadomił, że napisze operę. Myślałam wówczas, że minie i zapomniałam o tym – wspominała Wiszniewska. Jednak spotkania się mnożyły. Konsultowali się przez cztery lata, bo tyle czasu Landowski pisał operę. Najpierw powstawało libretto, później poszczególne fragmenty muzyki, wreszcie cała partytura. Wiszniewska traktowała wszystkie przygotowania jak „ciało obce”, aż do pewnego momentu…

Na parę tygodni przed premierą przyjechała do Lyonu na próby. Weszła niezauważalnie na widownię i zobaczyła ostatnią scenę „Pożegnania Artystki z Teatrem Bolszoj”. Wydawało mi się, że umarłam i z zaświatów patrzę na siebie, a Ona tam powtarza moje słowa, śpiewa moje melodie, żegna się z teatrem. Prawie zaczęłam krzyczeć. Prawie straciłam przytomność, tak bardzo nieoczekiwane było to odczucie. Myślałam, że przyjdę, będę patrzeć, pracować, pomagać, objaśniać sytuacje. Ale gdy nagle to zobaczyłam, o mało nie krzyknęłam. Rozpłakałam się. Przez kilka dni nie mogłam przychodzić na próby. O swoim wstrząsającym prze??yciu powiedziała słowami rosyjskiego poety Tiutczewa: Tak dusze patrzą z wysokości na porzucone przez nie ciała.

Uroczysta premiera Galiny odbyła się w Operze Liońskiej 17 marca 1996 roku. Po tryumfie w Lyonie opera doczekała się polskiej wersji wystawionej w poznańskim Teatrze Wielkim 30 maja 1999 roku.

SIŁA ŚPIEWU

Śpiew miała we krwi. Matka – na pół Cyganka, na pół Polka – śpiewała cygańskie romanse, akompaniując sobie na gitarze. Ojciec miał wspaniały dramatyczny tenor. Dziewczynka od dzieciństwa kochała śpiew i publiczność. Jak wspominała, już w wieku 4 lat tworzyła, jak umiała, własną dramaturgię romansu Oczy czarne. Gorący aplauz słuchaczy wywoływał w niej słodkie wrażenie i popisom artystycznym nie było końca. Śpiew stał się jej pasją. W szkole nikt nie odzywał się do niej inaczej jak „Galka-artystka”. Swoją pierwszą nagrodę „artystyczną” otrzymała w szkole – trzymetrowy kupon kretonu. „Oficjalny” repertuar szkolny – to piosenki typu: Stalin – nasza chwała bojowa, Stalin – młodości naszej lot!. Nie uległa transowi bojowych marszów, które ze strachem w oczach śpiewał „lud pracujący miast i wsi”, z uroczystych defilad idąc prosto w tryby stalinowskiej machiny i do piekła Gułagu.

Piękno zbawi świat – powiedział Dostojewski. W wieku 10 lat „Galka-artystka” odkryła dla siebie czystość muzyki Czajkowskiego, zanurzyła się we wspaniałym świecie operowym. Na urodziny otrzymała w prezencie od matki patefon i komplet płyt z Eugeniuszem Onieginem. To całkowicie odmieniło jej życie. Dokonała się metamorfoza – bajeczny świat muzyki urzeczywistnił się. Zatopiła się w nim i już nie potrafiła bez niego żyć.

Oniegin stał się jej inicjacją miłosną. Była zaledwie podlotkiem, ale już poznawała ars amandi, przewodnikami po nim byli Puszkin i Czajkowski i czy można postarać się o lepszych mistrzów? Oni uczyli ją wrażliwości na świat, tłumaczyli, że obok zdrady i obłudy istnieje też wielka odwaga, wierność i miłość. I kim innym mogła stać się po takiej „szkole”, jeżeli nie Artystką?

Piętnaście lat później sama zaśpiewa partię Tatiany na scenie Teatru Bolszoj. Wówczas debiutowała w operze rosyjskiej, a jej partner, baryton Norcow – ukochany Oniegin z dziecięcych lat – opuszczał teatr. Gdy w 1982 roku przyszła i na nią kolej pożegnać się ze sceną operową, zaśpiewała wtedy swoją ulubioną Tatianę po raz ostatni w paryskiej Grand Opera. Żegnała się ze sceną, mimo że głos wciąż brzmiał wspaniale, a sukces jak zwykle był oszołamiający. Ujawnił się niezłomny charakter: Koniec. Lepiej odejść parę lat wcześniej, niż tydzień później.

SIŁA GŁOSU

Wiszniewska uwielbiała śpiewać arię Liu z opery Turandot. Podczas przygotowań do występów w La Scali koncertmistrz teatru poradził, żeby rozwinęła głos w końcówce arii na si-bemol drugiej oktawy od piano do mocnego forte. Wiszniewska odmówiła – zależało jej na tym, by zachować wierność ideom kompozytora i utrzymać do końca charakter delikatnej i kruchej Liu. Przecież była to ostatnia aria miłosna, napisana przez kompozytora – Liu umarła, wkrótce zmarł kompozytor nie dokończywszy opery. Koncertmistrz wzruszył ramionami: To tak, jakby Pani trzymała w ręku wielki diament i umyślnie wrzuciła go do kubła pomyj.

To, co się działo podczas spektaklu, Wiszniewska opisuje w swoich pamiętnikach. Scena La Scali przypominała bardziej teren działań bojowych. Wszyscy wykonawcy zebrali się na proscenium gotowi „do walki wręcz”. I każdy dał z siebie wszystko, co potrafił. Umyślnie długo trzymałam na pianissimo przeklęty si-bemol na końcu arii, żeby dać do zrozumienia publiczności, że to wszystko, ale w ostatniej chwili zrobiłam takie crescendo do fortissimo, iż zdawało się, jak później powiedział Geringelli, że z tunelu z hukiem wyleciał parowóz. I, gdy rzucając nutę, runęłam do nóg Kalafa, sala wybuchła takim rykiem, że na długo wstrzymano przedstawienie.

SIŁA CHARAKTERU

W roku 1973 Wiszniewska, jako solistka Teatru Bolszoj, gościnnie występowała na scenie Opery Wiedeńskiej w Tosce Pucciniego wraz z Domingo i Pascalisem. Wydarzył się tragiczny epizod, który mógł kosztować ją życie. Ale opatrzność czuwała nad nią, przecież żyła w zaczarowanym świecie opery według jego tajemniczych zasad. W scenie zabójstwa Tosca (Wiszniewska) „w afekcie” uderza Scarpię nożem, całym ciałem odchyla się do tyłu i opiera się o stół z zapalonym świecznikiem. Dotknęła ognia i wielka nylonowa peruka zapaliła się jak pochodnia. „Zabity” Scarpia z wołaniem o pomoc rzucił się do niej. Wiszniewska zrywała z siebie płonącą perukę wraz z włosami. Kurtyna poszła w dół, zamilkła muzyka… Po dziesięciu minutach Wiszniewska znowu jest na scenie w nowej peruce, jej ręce są zabandażowane, i ona po raz drugi „zabija” Scarpię. Można wyobrazić sobie co działo się z publicznością?! W trzecim akcie Plácido Domingo śpiewał O dolce mani i zalewał się prawdziwymi łzami. Oparzenia były groźne, miała spalone paznokcie. Obolałe dłonie oglądała dopiero nazajutrz. W trakcie spektaklu nie potrafiła przerwać życia swojej bohaterki, wyskoczyć „jak oparzona” z najprawdziwszego świata fikcji na zewnątrz. Ten świat istniał równolegle ze światem zewnętrznym i był dla niej bardziej łaskawy.

O tym dramatycznym wydarzeniu pisały gazety całego „rzeczywistego” świata. Znajomi i obcy ludzie telefonowali do niej, cieszyli się, że żyje. Tylko przedstawiciele dyplomacji radzieckiej zachowywali chłodne milczenie. Dla oficjalnych władz radzieckich Wiszniewska była „wyrzutkiem”.

SIŁA BUNTU

Co spowodowało, że ludowa artystka ZSRR – tytuł najwyższego uznania władz komunistycznych – była szykanowana?

Swego czasu Rostropowicz zaproponował Aleksandrowi Sołżenicynowi, by zamieszkał w jego podmoskiewskiej daczy, gdy ten miał kłopoty mieszkaniowe. Kiedy pisarzowi przyznano nagrodę Nobla, władze rozpoczęły otwartą nagonkę. Scenariusz „szczucia” był dobrze opracowany, swego czasu przetestowany na Szostakowiczu i Prokofiewie. Wówczas żaden działacz społeczny nie stanął w ich obronie. Teraz Rostropowicz wystosował sprzeciw. Walczył nie tylko o godność swojego przyjaciela, walczył o prawo człowieka i artysty do wypowiadania Prawdy. Napisał otwarty list do redakcji najważniejszych pism w ZSRR i odpowiedź nadeszła niebawem. Postanowiono więc skazać Rostropowicza na powolną śmierć artystyczną. Zakazano mu dyrygować w Teatrze Bolszoj, zabroniono występów za granicą. Nie mógł też pracować w konserwatorium, ponieważ zakwestionowano jego poziom zawodowy jako instrumentalisty – akurat wtedy, gdy najwspanialsze estrady świata zabiegały o jego przyjazd. Koncertowanie na prowincji nie dawało satysfakcji. Czyniono przeróżne prowokacje, by nie doszło do jego występów. Wszystko wiodło ku tragicznemu rozwiązaniu.

W Związku Radzieckim nie poprzestawano na ukaraniu „winnego”, odpowiedzialność ponosili członkowie całej rodziny. Uderzono w Wiszniewską. Mimo że wciąż należała do zespołu Teatru Bolszoj i występowała na scenie, już zaprzestano wydawać jej płyty. I chociaż jej głos jeszcze brzmiał w eterze, nie wspominano już jej imienia. Była odtwórczynią wspaniałej roli Katarzyny Izmajłowej w muzycznym filmie do muzyki Szostakowicza Lady Makbet mceńskiego powiatu, tylko widz nie mógł się o tym dowiedzieć. W napisach końcowych obok roli Izmajłowej postawiono… kropki. I w takim stanie kopie filmu kolportowano za granicę. A film ten był wspaniały. Herbert von Karajan powiedział, że była to najlepsza ekranizacja opery, którą wówczas widział. To bolało, poniżało mnie, ale od tego się nie umiera. A może się umiera? Ja nie umarłam, ale czy na długo by mi wystarczyło hartu? Cieszę się, że znalazłam w sobie siły, żeby postawić nad wszystkim kropkę i wyjechać – wyznawała po kilku latach.

Zwrócili się do władz, by pozwolono im wyjechać za granicę. Pozwolenie na wyjazd wyglądało na wydalenie z kraju – bez grosza, mieli tylko walizki z ubraniami. Zaczynali wszystko od zera. Na nowo stworzyli dom, wysłali córki do szkoły i pracowali do nieprzytomności.

Gdy nadarzała się okazja, co wieczór wychodziła na scenę. Nie miała już czasu i możliwości, by stworzyć swój teatr, własny repertuar. Podróżowała między jednym teatrem i drugim, co pozwalało prowadzić dostatnie życie, lecz nie miała tej twórczej satysfakcji, którą dawał jej Teatr Bolszoj. Wykreowała wówczas wiele wspaniałych postaci, ale ceni jedynie rolę Lady Makbet w operze Verdiego w Edynburgu. Wystąpiła w różnych rolach, ale nie dane jej było zaśpiewać Carmen i Medei, które były, jak uważa, stworzone specjalnie dla niej.

Pisała książkę, by stłumić w sercu ból i wściekłość, gdyż nie pozwalały żyć i oddychać. Prowadziła dom, wydała córki za mąż i teraz cieszy się wnukami. Jest to najcenniejszy nabytek naszego życia na Zachodzie.

SIŁA CIOSU

15 marca 1978 roku Rostropowiczowie przypadkowo dowiadują się, że odebrano im obywatelstwo radzieckie na mocy dekretu Prezydium Rady Najwyższej ZSRR. Urzędnicy radzieccy nawet nie raczyli poinformować ich osobiście. Za co odebrano? Główny zarzut – działalność antyradziecka.

W tych samych dniach na konferencji prasowej w Paryżu Rostropowiczowie wygłosili odezwę „Do opinii publicznej”: Zwracamy się do naszych przyjaciół, miłośników muzyki, do wszystkich ludzi dobrej woli w tej ciężkiej dla nas chwili z prośbą o określenie swojego stanowiska w stosunku do nieludzkiego i bezprawnego czynu pozbawiającego nas prawa do mieszkania i umierania na własnej ziemi. Nie zajmowaliśmy się i nie zajmujemy się polityką, wszystkie swoje siły oddajemy muzyce, żeby jej piękno zagrzało świat. […] Czy można uznać za winę naszą zagraniczną działalność artystyczną i jednym dyktatorskim pociągnięciem pióra pozbawić nas naszej Ojczyzny, nawet nie dając należytego prawa do obrony?[…].

Dekret nie dotyczył córek Rostropowiczów. Powiało czasami pańszczyzny i niewolnictwa XVIII-wiecznej Rosji, kiedy wszechmocny władca mógł bezkarnie rozdzielać rodzinę, odbierać dach nad głową. Zirytowana Wiszniewska w „Otwartej wypowiedzi dla TASS” pisała: Pod Leningradem w zbiorowych mogiłach leży moja rodzina, zmarła z głodu podczas oblężenia. Oddałam swemu narodowi większą część mojego życia, urodziłam i wychowałam dwójkę dzieci. Nie pozwolę, żeby rozporządzano moją rodziną jak niewolnikami.

Wygnaniec Sołżenicyn nie ukrywał swego oburzenia, pisał, że to partia komunistyczna nie ma prawa do rosyjskiej ziemi, częścią której są wielcy artyści Mścisław Rostropowicz i Galina Wiszniewska.

SIŁA PRZYCIĄGANIA

Poznała Mścisława Rostropowicza na festiwalu „Praska Wiosna”, gdzie skierowano delegację artystów, by wychwalali radziecką sztukę za granicą. Młody i ambitny wiolonczelista, asystent Moskiewskiego Konserwatorium, gdy ją zobaczył – zakochał się od pierwszego wejrzenia. I wcale nie był onieśmielony faktem, że ona jest „wschodzącą” gwiazdą Teatru Bolszoj. Nawet nie wiedział o tym. Była dla niego piękną i atrakcyjną kobietą, wokół której roztaczał swoje „męskie czary”. Potraktował sprawę z całą powagą: wziął ze sobą do Pragi komplet garniturów, tuzin krawatów, które zmieniał na każde spotkanie, sypał wesołymi anegdotami, robił miłe dowcipy. Kiedyś wspomniała mu, że uwielbia kiszone ogórki. Jeszcze tego samego wieczoru otwierając nocną szafkę, zanurzyła rękę w kryształowym wazonie wypełnionym po brzegi konwaliami i… kiszonymi ogórkami. Kwiaty kupował koszami. Zapraszał na romantyczne spacery po parku, a gdy jednego razu zgubili drogę i musieli skakać przez mur, on – jak średniowieczny rycerz – rzucił swój płaszcz w kałużę, by ona nie zabrudziła stóp.

Miała wówczas już dwadzieścia osiem lat, a zakochała się w nim jak nastolatka. Jakaś ponadludzka siła popychała ich ku sobie. Po czterech dniach znajomości przyrzekli sobie, że się pobiorą. Wrócili do Moskwy.

On wynajmuje taksówkę, zdobi ją bukiecikami konwalii i porywa ukochaną na łono natury. Ona go kocha, ale boi się wyjść za niego za mąż, by nie zniszczyć mu wspaniałej kariery – jej ojciec jest osądzony na mocy artykułu numer 58 za tzw. działalność „polityczną” – opowiedział jakiś kawał o przywódcach, a koledzy donieśli, gdzie należy. W tamtych czasach rodziny „przestępców politycznych” znajdowały się pod pilną obserwacją. Żeby dostać się do Teatru Bolszoj, Wiszniewska, mimo że wygrała konkurs młodych śpiewaków i zaprezentowała nadzwyczajny talent, musiała wypełnić kwestionariusz o sobie i o członkach rodziny. Sprawę ojca przemilczała i ciągle bała się, że wszystko wyjdzie na jaw i wtedy – „żegnaj kariero operowa”. Na Rostropowiczu wyznanie tej tajemnicy nie zrobiło żadnego wrażenia. Kochał ją i wciąż kocha z całego serca.

Są razem ponad 45 lat i tworzą niezwykły tandem skrajnych indywidualności – wybuchowych, pełnych temperamentu. Często są w rozłące – Rostropowicz bez przerwy koncertuje po świecie. Gdy są razem – trzymają się za rękę, jak w latach młodości.

SIŁA ŻYCIA

W grudniu 1964 roku Wiszniewską zaproszono wraz z Teatrem Bolszoj na występy do La Scali. Zespół Bolszoj wrócił do Moskwy, Wiszniewska pozostała w Mediolanie. Zła, deszczowa pogoda, zimno i wilgoć spowodowały ostre zapalenie korzonków. Bólu nie dało się uśmierzyć żadnymi środkami. Po kilku dniach niekończącej się męki straciła kontrolę nad rzeczywistością. Pewnej nocy ogarnęło ją straszne, lodowate zimno, zdrętwiała od koniuszków palców aż do serca. Właśnie tak ludzie umierają – pomyślała. Nagle, jakby z wysokości innego wymiaru popatrzyła na siebie znieruchomiałą na łóżku. Po jakimś czasie drzwi się otworzyły i do pokoju weszła kobieta w chustce na głowie, jak postać Śmierci z obrazów Jacka Malczewskiego. Tak pojawiła się śmierć. Wiszniewska poprosiła, by przyszła za trzydzieści lat, gdyż jeszcze nie pora, że jeszcze musi żyć. Ledwo się zamknęły za nią drzwi, natychmiast dodałam trzydzieści lat do moich trzydziestu siedmiu – otrzymałam sześćdziesiąt siedem lat… Za trzydzieści lat… jak to jeszcze daleko!…

Obecnie ma siedemdziesiąt trzy lata i wciąż jest piękną i fascynującą kobietą, pełną energii i twórczych planów. Na czym polega jej fenomen? Co nie pozwala jej się zestarzeć? Może głęboka miłość do Rosji?

SIŁA ROSJI

Uwielbia swój kraj i swój naród. Jest częścią jego historii. Przeżyła wraz z nim piekło – 900 dni oblężenia Leningradu podczas II wojny światowej. Dlatego medal „Za obronę Leningradu” ceni wyżej od wszystkich nagród. Występując na wielkich scenach świata wychwalała wspaniałą rosyjską szkołę operową. Była pierwszą radziecką artystką, która odniosła oszałamiający sukces w najlepszych teatrach świata: Metropolitan, La Scala, Covent Garden, Grand Opera. Po jej pierwszym tournée w Stanach Zjednoczonych w 1959 roku zachwycona krytyka pisała: Wiszniewska – to cios w oczy i uszy!

Częścią wielkiej miłości do Teatru Bolszoj była jej własna publiczność. Grono miłośników było stałe. Lecieli z zakątków Rosji, by wesprzeć ją podczas premiery; oddawali ostatnie pieniądze, by kupić bilet na jej występy. W Rosji zawsze istniał zwyczaj wręczania kwiatów ukochanemu artyście prosto z sali – do rąk własnych, bez oficjalnych pośredników. Ważny był kontakt wzrokowy i dotyk. A oczy jej wielbicieli świeciły z zachwytu, słowa wdzięczności płynęły prosto z serca. Ona też ich kochała.

Rosjanin jest istotą nieodgadnioną… Zapamiętała z dzieciństwa, jak do ich domu przychodził skończony pijak Iwan. Był nędzarzem i babcia zawsze go dokarmiała. Po jego śmierci w skrzyneczce znaleziono tylko jeden dokument – ubezpieczenie na 1000 rubli na imię Galiny. Wpłacał pieniądze, by pozostawić je obcej dziewczynce! A była to duża kwota, zarobki miesięczne wynosiły wówczas czterdzieści rubli. Te pieniądze pozwoliły wtedy przeżyć.

Po odzyskaniu w sierpniu 1990 roku obywatelstwa rosyjskiego Rostropowiczowie przyjechali do Rosji. Powrót był tryumfalny. W 1992 roku zorganizowano obchody 45-lecia działalności artystycznej Wiszniewskiej. Była szczęśliwa, że znowu wyszła na scenę ukochanego Bolszoj. Po latach rozłąki znów przeżywała wspaniałe uczucia miłości, zachwytu i upojenia.

Zorganizowała Emerytalny Fundusz Galiny Wiszniewskiej dla pomocy byłym solistom opery i artystom Teatru Bolszoj. Wraz z mężem otworzyli Medyczny Fundusz Pomocy na rzecz chorych dzieci. W Moskwie powstaje Szkoła Operowego Śpiewu Galiny Wiszniewskiej, gdzie mogą kontynuować naukę śpiewu absolwenci konserwatorium. O takiej szkole swego czasu marzył Fiodor Szalapin. Wiszniewska poprowadzi tam master class, by przekazywać tajemnice śpiewu młodym śpiewakom rosyjskim.

SIŁA NIEPRZEMIJALNOŚCI

Na pytanie – co jest najważniejsze w jej życiu? – odpowiedziała, że dzieci, które zostawi po sobie i wnukowie (najmłodszy został nazwany na cześć dziadka Mścisława – Sławą).

A jej wspaniała sztuka, której podporządkowała całe swoje życie? Śpiewaczka twierdzi, że wraz ze śmiercią artysty powoli umiera też jego sztuka. Twórczość zapisana na płytach nie jest w stanie przekazać pełnej gamy odczuć artysty – jego triumfów i łez, ekstazy i bólu – żywej tkanki natury nieobecnego już artysty. I kogóż w przyszłości może zainteresować, na czym polegał fenomen jej wspaniałego głosu?

Myliła się. Potęgę i czar jej śpiewu „uwieczniło” słowo poetyckie. Anna Achmatowa, największa poetka Rosji, oczarowana jej wykonaniem Bachianas Brasileiras Hectora Villa-Lobosa, przekazała swoje wrażenia w wierszu Słuchając śpiewu:

Głos kobiecy jak wiatr sięga wszędzie,
Nocnym zda się, wilgotnym i ciemnym,
W jednej chwili pod jego muśnięciem
Wszystko staje się inne, odmienne.

Brylantową roztacza poświatę,
Coś gdzieś srebrzy, piękniejszym coś czyni,
W zagadkową spowija się szatę
Jedwabiami szeleszcz??c dziwnymi.

I tak wielka porywa go siła,
Takie moce nim rządzą wezbrane,
Jakby kresem była nie mogiła,
Lecz wzlot szczebli tajemnych w nieznane.
(tłum. M. Jagiełło)

Olga Deszko