Biuletyn 3(16)/2000  

If you think you may have used a prohibited product, do not take the drug. In these products the active pharmaceutical ingredient is sebaconitropic farmacia online viagra femminile acid, an antibiotic, but it is also an antiseptic, an antifungal, and an antimicrobial. The reason for that is that the prednisone has a wide range of side effects, it's not one type or another.

In the 1950s, they were first identified in the urine of animals exposed to certain chemicals such as ddt. We provide no warranty or guarantee as to the information provided on this website or the information that we make available http://hundeschule-dankenriedle.de/92411-prednisolon-20-mg-kaufen-ohne-rezept-21558/ to you via our website or through any telephone or electronic medium that we operate. If you have had a headache for a while, you will know that it may get worse and last longer than just a headache.

Preludio

Pierwszy sygnał o koncercie Dominga w Polsce przyszedł z International Placido Domingo Society. Nasz sprawnie działający światowy fanklub rozesłał do swoich członków najnowszy terminarz występów artysty z umieszczoną na nim datą koncertu we Wrocławiu, aby umożliwić chętnym, głównie z Europy, załatwienie biletów i miejsc hotelowych. Potem nieśmiało i z rzadka zaszemrały nasze gazety, choć tu i ówdzie padała już właściwa data: 19 sierpnia. Kto jest organizatorem i gdzie kupić bilety? Czarna dziura. Wydzwaniając do Wrocławia do gazet, komitetu obchodów 1000-lecia miasta, różnych wydziałów kultury etc. dowiadywałyśmy się, że umowa z artystą jest podpisana/niepodpisana, termin niepewny, a agencja sprowadzająca – nieznana (?!). Dzisiaj śmiejemy się z tego do rozpuku, ale wówczas naprawdę nie było nam do śmiechu. Krótko mówiąc, po jakichś dwóch tygodniach uzyskałyśmy informację, że Domingo przyjedzie na zaproszenie agencji Viva Art Music z Warszawy, prowadzonej przez pana Marka Szpendowskiego. Dalej, przynajmniej dla nas, wszystko potoczyło się gładko: zamówione z ogromnym wyprzedzeniem bilety dostałyśmy w przyobiecanym dniu (dziękujemy, pani Hanno), pani Anna (public relations) uprzejmie wyraziła zgodę na obecność członków Trubadura podczas konferencji prasowej z artystą (dziękujemy), a nasi niezawodni jak zawsze Krzyś, Tomek, Agata i Jakub z redakcji obdarowali nas paroma egzemplarzami biuletynów, wraz z angielskim tłumaczeniem (my dodałyśmy włoskie), na wszelki wypadek, gdyby udało się wręczyć je Placido. Przydały się bardzo!!!

Tymczasem we Wrocławiu piekliło się tornado sporów między… no, właściwie między wszystkimi ze sobą (skąd my to znamy?…) w sprawie celowości/niecelowości, słuszności/niesłuszności zapraszania na 1000-lecie miasta TAKIEJ DROGIEJ GWIAZDY, zamiast naprawienia np. ścieków miejskich czy wybudowania obwodnicy. DROGA GWIAZDA w tym czasie rzucała na kolana świat muzyczny, śpiewając w Bayreuth Siegmunda w Walkirii w nowej inscenizacji Ringu, a Agencja pana Szpendowskiego spokojnie kończyła przygotowania. Najspokojniejsza zaś była TVP, program II, redakcja muzyczna: wielokrotnie pytani, kategorycznie zaprzeczali, jakoby koncert miał być zarejestrowany (gratuluję paniom Ninie Terentiew, Barbarze Bilińskiej i Małgorzacie Jedynak-Pietkiewicz).

Godzina „0” wybiła we Wrocławiu, w czwartek, 17 sierpnia. Po zainstalowaniu się w południe w hotelu, kupiłyśmy piękne wiązanki kwiatów i podeszłyśmy pod pobliski hotel Św. Marii Magdaleny, gdzie na państwa Domingo czekał apartament prezydencki. Mieli przylecieć prywatnym samolotem o 15:30 wprost z Salzburga, gdzie Placido 16 sierpnia śpiewał na Festiwalu Letnim Hermana w koncertowym wykonaniu Damy pikowej.

Pani Marta, tłumaczka i opiekunka spodziewanych gości, dziewczyna niezwykle miła i piękna, poinformowała nas, że samolot przyleci dopiero ok. godz. 17:00. I tak staliśmy wszyscy w zacisznym zaułku, gwarząc o tym i owym. Pan Marek Szpendowski powiedział nam, że mister Domingo nie miał żadnych wymagań, za to dwie prośby: o napoje (kawa bezkofeinowa, sok pomarańczowy, woda mineralna) i podwójne zaciemnienie okien w sypialni, aby mógł odespać i Bayreuth, i Salzburg. Prosił też o zapewnienie mu maksimum prywatności, a co z tego wyszło – zobaczymy.

O 17:30 podjechała srebrna lancia, wysiedli uśmiechnięci państwo Domingo…, my: „Bienvenidos a Polonia!”, kwiaty, dyskretne brawa, pozdrowienia – i już. Teraz, w holu, miało miejsce oficjalne powitanie gości. Po kilkunastu minutach, wraz z tłumnie gromadzącymi się dziennikarzami i ekipami telewizyjnymi, weszłyśmy na pierwsze piętro na konferencję prasową. (Relacja obok). Po jej zakończeniu, przeczekawszy atak złaknionych autografów dziennikarzy, podeszłyśmy do stołu i wręczyłyśmy Placido nasze prywatne prezenty, o których tu pisać nie będziemy, oraz, w imieniu Trubadura, piękny „dyplom powitalny”, biuletyny oraz specjalnie przygotowaną teczkę z kartą do złożenia podpisu. Domingo z wielkim zainteresowaniem wysłuchał pospiesznej relacji o Klubie (Ewo, byłaś wspaniała!), pogratulował inicjatywy i z widoczną przyjemnością napisał słowa pozdrowienia dla klubowiczów. Jego imię i nazwisko zapisane nutami to nieczęsty przywilej, artysta nie rozdaje takich autografów na prawo i lewo.

W piątek, 18 sierpnia, czekał nas o 14:00 briefing w Urzędzie Miasta (gdzie poinformowano, że TVP pr. II zarejestruje koncert i wyemituje ZA MIESIĄC – gratuluję paniom… etc.) oraz udział w wieczornym spacerze Dominga po Rynku.fot. J. Zachuta Tłum zbierał się już od godzin popołudniowych, a gdy ok. godz. 20:00 artysta, w towarzystwie wiceprezydenta Wrocławia, pana Andrzeja Łosia, wyszedł z hotelu, ochroniarze z największym trudem torowali gościowi drogę. W przechadzce i zwiedzaniu Rynku brał też udział Eugene Kohn, przed laty amerykańskie cudowne dziecko fortepianu, dziś dyrygent gościnny wielkich teatrów operowych świata, od Met po Hamburg. Rozpoznany przez nas i powitany, wędrował czas jakiś w naszym gronie, rozmawiając o przyjaźni i wieloletniej współpracy zawodowej łączącej go z Placido. A ten kroczył sobie pośród tłumów, potem jechał dorożką, reagując na wielojęzyczne pozdrowienia i dziękując gestem za nieustające brawa.

Przepięknie odnowiony wrocławski Rynek i łaskawa, po upalnym dniu, noche azul tworzyły zupełnie baśniową scenerię, a nastroje ludzi owego wieczoru są wprost nie do opisania.

Odprowadziwszy gości do hotelu, tłum powoli rozszedł się, została tylko nasza grupka, pracowicie, jak od dwóch dni, udzielająca wywiadów lokalnym, i nie tylko, stacjom radiowym, TV i prasie. (Działalność Trubadura wzbudzała powszechne zaciekawienie i nie zdziwi nas gwałtowny napływ nowych członów, o ile owe informacje się ukażą).

Kiedy ostatni dziennikarze już odeszli, my też żegnałyśmy się z poznanymi dopiero co fankami z Niemiec, gdy nagle drzwi hotelu się otworzyły i na schodach stanął… Placido Domingo, przywołując nas gestem (stałyśmy grzecznie po drugiej stronie ulicy). Śmiał się, żartował, prosił o dalsze informacje na temat Klubu (popularyzacja opery i przyciąganie do niej młodych pokoleń to jego prawdziwa pasja), chętnie zgodził się na wspólne zdjęcia, a wreszcie spytał: „To gdzie mam przyjechać – do Krakowa czy do Warszawy?”. „Do Warszawy!” – „Mam zaśpiewać w Halce?” (Halka wymówił jak rdzenny Polak!) – śmiał się. „Też!!!” – wrzasnęłyśmy radośnie. – „Ale przede wszystkim pragniemy Pana usłyszeć w Teatrze Wielkim jako Otella!” Zastanowił się chwilę, roześmiał, i skinął głową. Na koniec pożegnał się z nami najczystszą polszczyzną, mówiąc: „Do widzenia!”. Wracałyśmy do hotelu bardziej smutne niż szczęśliwe, mając bolesną świadomość, że przecież nikt go do Teatru Wielkiego nie zaprosi, a nasza narodowa opera pozostanie jedną z nielicznych na świecie i na pewno jedyną ze znaczących w Europie scen, na której wielki Domingo… nie zaśpiewał.

fot. K. RainkaW sobotę, 19 sierpnia, na ogrodzonym już Rynku wszystko było gotowe od rana, a próba rozpoczęła się o godz. 15:00. Mając zezwolenie na wejście, przysiadłyśmy cichutko nieopodal estrady, z przyjemnością przysłuchując się grze absolutnie cudownej Sinfonii Varsovii – cóż to za orkiestra! Wkrótce dołączyła do nich Ana Maria Martinez, a jej śpiew natychmiast podbił nasze serca. Przez ostatnie lata (słyszałyśmy ją w koncercie finałowym Operalii ’95 w Madrycie i w nieco późniejszym koncercie w Buenos Aires) jej głos nie tylko nabrał blasku i mocy, ale stał się ROZPOZNAWALNY, co jest znaczącym wyróżnikiem w magmie świetnie wyszkolonych i jednakowych sopranistek. (Posłuchajcie jej w Merlinie Albeniza).

O 16:30, jak było wiadome, przyszedł Placido Domingo – w jego przypadku była to próba techniczna, przećwiczył dosłownie dwa-trzy kilkutaktowe wejścia z Damy pikowej, przeszedł się po całym ogrodzonym terenie, uważnie nasłuchiwał dźwiękufot. J. Zachuta (w tym czasie śpiewała pani Martinez z orkiestrą) z różnych, oddalonych miejsc, w końcu, zadowolony, wrócił na estradę i trzepnął nam całą Ch’ella mi creda pełnym głosem. Zamarłyśmy z zachwytu – przepiękny, głęboki, wyrównany, niepowtarzalnej barwy GŁOS wypełnił cały Rynek. Gdy wybrzmiało finałowe …mio solo fior, członkowie orkiestry i ekipa techniczna zareagowali spontaniczną owacją. Mieliśmy przedsmak tego, co czeka nas wieczorem… Żar lał się z nieba, nikt nie ruszał się bez butli wody mineralnej, Domingo, Kohn i Martinez wypijali ogromne jej ilości, aby zwilżyć wysuszone gardła. Wydawało się, że taka duchota musi skończyć się burzą, tymczasem gdy zajęłyśmy o 19:00 swoje miejsca w IV rzędzie, niebo spokojnie blakło i wiał lekki wiaterek. Widać TAM, w górze, też szykowano się do wysłuchania KONCERTU…

Jadwiga Piller

PS. Telewizja, Program II, z zaskoczenia, bez reklam i należytej WYDARZENIU oprawy, nadała skróconą, uszkodzoną i poprzestawianą (Intermezzo Gimeneza po duecie z Otella!) hybrydę 20 sierpnia rano i szczątek wieczorem. Gratuluję paniom… etc.