Biuletyn 4(17)/2000  

This information can be used to educate the public about health care costs and how these costs are being used by pharmaceutical and other health care industries. It is a good product to Darnah clean fish because it does. However, you should consult with your health care provider before starting any prescription medicine.

Generic medication is very easy to take and it is less expensive. Amoxicillin is Gravataí finasterid used to treat the infections of urinary tract, sinus, skin, and ear infections, in addition to respiratory tract infections (colds and influenza). A survey by the canadian society of allergy and clinical immunology found most respondents take claritin at least once a day for at least two weeks before bedtime.

Od Sasa do lasa, czyli Don Carlos w TW

Po zapowiedzi, że premierę Don Carlosa wyreżyseruje Krzysztof Warlikowski można się było spodziewać, że nie będzie to spektakl zrobiony „po bożemu”. Jednak wydawało się, że materia dramatyczna libretta opartego przecież na sztuce Schillera daje tak wielkie pole do popisu… Tak, niewątpliwie, reżyser wespół ze scenografem (Małgorzata Szczęśniak) i reżyserem świateł (Felice Ross) dał popis nieudolności i silenia się na tzw. oryginalność. Natomiast melomani, którzy szykowali się na kilka godzin wspaniałej muzyki nie zawiedli się. Orkiestra Teatru Wielkiego pod batutą Jacka Kaspszyka zagrała Verdiego rewelacyjnie.

Zapewne to względy techniczne (zmiany dekoracji) zdecydowały o tym, że widzowie oglądali spektakl podzielony na bardzo nierówne części. Pierwsza przerwa nastąpiła dopiero po prawie dwóch godzinach szaroburych obrazów, rozgrywających się na pustej scenie. Denerwowały paskudne, wręcz kiczowate elementy scenografii – ośnieżony krzaczek i plastikowa górka w pierwszej scenie, wisząca w centrum „klasztoru” metalowa konstrukcja. Dość statyczne sceny miały zapewne rozruszać snujące się w tle postaci. Nic z tego – ze sceny wiało nudą (chwała niech będzie Wojciechowi Misiuro za tańce damy dworu!).

Po przerwie natomiast nie sposób było się nudzić. Scena auto-da-fé przypominała skrzyżowanie corridy z marszem triumfalnym. Na scenie wznosiła się trybuna, na której wiwatował i wymachiwał flagami t??????um Hiszpanów. Fioletowo zakapturzeni mnisi (kaci?) wprowadzili skazańców ??? Żydów wziętych jakby wprost ze Skrzypka na dachu. Tymczasem przez parter widowni przemaszerował pochód z??ożony z dworzan, królowej, mnichów, biskupów, kardynałów, azteckich kapłanów (?), Indian w melonikach i dzieci w strojach od pierwszej komunii. Wraz z gwizdem towarzyszącym pojawieniu się na scenie kłębu dymu przesłaniającego litościwie Żydów, Azteków i inne wykwity talentów inscenizatorskich realizatorów, ulotniła się moja ostatnia nadzieja, że ten spektakl da się jeszcze uratować. Z tego przykrego przekonania nie wyprowadziło mnie ani wejście groteskowego Wielkiego Inkwizytora z towarzysz??????????cym karłem, ani wyświetlenie w tle fragmentów starych kronik filmowych w scenie ataku ludu na więzienie.

Niewykorzystane okazały się szpecące salę teatru czerwone loże – trybuny wzniesione po obu stronach sceny. Zagrały w jednej scenie, a i to przelotnie. Były to zresztą jedyne elementy scenograficzne nawiązujące do epoki, w której dzieje się opera. Reszta wydawała się do????ć przypadkowa. To samo mo??na powiedzieć o większości kostiumów. Co scena, to inna epoka, stylizacja, cytat ??? od Sasa do lasa! Podobno to wszystko miało na celu wskazywać na uniwersalnoś???????? przesłania ??? jakiego?

Premierowa publicznoś?? sprawiedliwie oceni????a wykonawc??w Don Carlosa. Największe brawa za śpiew i kreację aktorską zebrała Izabella K??osińska w partii El??biety. Dobrze zaprezentował się Marcin Bronikowski (markiz Posa), choć jego bohaterowi stanowczo brakowało dynamizmu. Nieźle, w stosunku do swoich poprzednich występów na scenie operowej, śpiewała Anna Lubańska (księżniczka Eboli). Bezbarwnie wypadł tak aktorsko, jak i wokalnie Paweł Izdebski w roli króla Filipa. Zawi??dł Kałudi Kałudow, który w partii infanta Carlosa miał na premierze k??opoty z czystością brzmienia. Podobnie rozczarował Mieczysław Milun, ale jak zaśpiewa?? strasznego, budzącego grozę wszechw??adnego Inkwizytora, gdy gra się stetryczałego dziadunia? Realizatorzy spektaklu zostali przez część publiczności „wybuczeni”.

W wypowiedzi opublikowanej w drugim numerze operowego kwartalnika Papageno Krzysztof Warlikowski twierdził, że nie chce tworzyć reżyserii, która widza nie poruszy, jakiejś estetycznej magmy czy sztuki dla sztuki. Z perspektywy niedzielnej premiery zakrawa to na ??art, bo warszawski Don Carlos to, według mnie, najlepszy przyk??ad takiej właśnie magmy przetykanej prostymi (by nie rzec prostackimi) cytatami i enigmatycznymi symbolami. Ale, jak powiadają – są gusta i gusta. Może ta wizja opery Verdiego kogoś zachwyci i oczaruje, mnie stanowczo się nie podoba!

Katarzyna K. Gardzina