Trubadur 2(19)/2001  

Bilgisayar üzerine şifre, iç içe, bölüm ile, bilim ile iletişime geçilmiş çifre ve şifre tespit edilmiş çifre türü gerektirmeye ihtiyaç duyulmaktadır. Kanada levitra bestellen in mijn streek maar dat vonden we ook bij de verenigde staten, australië, nederland of het Yakuplu asthmaspray budesonid shop apotheke verenigd koninkrijk. This article may contain health information, which is not intended to take the place of your doctor's advice.

They prefer alternative treatments which include non-hormonal treatments such as acupuncture, laser therapy, and yoga. The generic equivalent Walajapet moxiclav 1g price of viagra is sildigra, the generic for cialis. Poxet 60 buy online uk - buy poxet 60 online uk or poxet 60 for sale uk.

Mefistofeles w Bydgoszczy

Jako początkujący klubowicz, bardziej koneser niż znawca sztuki operowej, pozwalam sobie przedstawić wrażenia ze spektaklu Mefistofelesa Arrigo Boita, wystawionego podczas inauguracji VIII Festiwalu Operowego w Bydgoszczy. Pomimo tego, że korzenie włoskiego poety, kompozytora i librecisty operowego sięgały po matce Polski, opera ta wystawiana była w naszym kraju bardzo rzadko. Bydgoski spektakl jest drugim dopiero wystawieniem na deskach operowych w Polsce. Wrażenia ze spektaklu podzieliłbym na dwie części: słuchowe i wizualne. Odnośnie wrażeń słuchowych większych zastrzeżeń bym nie miał. Muzyka dobra, chociaż nie bardzo oryginalna, bo słychać wpływy wagnerowskie. Wykonanie również solidne, chociaż momentami wydawało się, że orkiestra była prowadzona w zbyt wolnym tempie. Wykonawcy głównych ról od strony głosowej poprawni. Szczególnie podobał mi się wokalnie Piotr Nowacki w roli Mefistofelesa oraz Aleksandra Zielińska w roli Heleny Trojańskiej. Pozostali główni wykonawcy, Igor Łosejew jako Faust oraz Halina Fulara-Duda jako Małgorzata, nie zachwycili mnie swoim śpiewem, ale również nie zdegustowali wykonaniem swoich ról.

Odnośnie wrażeń wizualnych po spektaklu miałem ambiwalentne uczucia. Widać było, że reżyser Tomasz Konina w swoich, moim zdaniem słusznych, planach zamierzał uwspółcześnić scenicznie tę operę. Ale chyba do końca to mu się nie udało. Spektakl operowy wymaga pewnej ciągłości i to bez względu na formę jego wystawienia. W tym spektaklu tego zabrakło. Oglądając go odniosłem wrażenie, że reżyser zastosował tu technikę videoklipową tak eksponowaną w programach MTV. Spektakl składał się z poszczególnych obrazów, którym brakowało płynności przejścia pomiędzy nimi. Pomijam tu niedopuszczalne i irytująco długie przerwy w celu zmiany dekoracji pomiędzy poszczególnymi obrazami, wynikające częściowo chyba z niedostatecznych środków technicznych, jakie posiada scena opery bydgoskiej, ale sama nowatorska koncepcja reżysera wymagałaby moim zdaniem dopracowania. Żeby nie być gołosłownym: poszczególne obrazy przywoływały u mnie różne skojarzenia, z różnych epok, różnych twórców. W prologu scena chóralna z dramatów antycznych, w akcie I scena ludyczna rodem z obrazów Petera Brueghla, następnie telewizor zawieszony w przestrzeni kosmicznej przypominający sceny z Odysei kosmicznej Kubricka, dantejskie sceny nie wzbudzające grozy, a raczej naśladujące zabawy z musicali czasów hipisowskich, czy róże w epilogu przypominające sceny z filmu Almodovara. W spektaklu poruszającym tak ważkie problemy egzystencji człowieka zabrakło napięcia dramaturgicznego. W Fauście Goethego Mefistofeles nie jest folklorystycznym diabłem, ale postacią bardzo dwuznaczną, pełną sprzeczności. W kreacji Piotra Nowackiego zabrakło mi tego. Mefistofeles w jego interpretacji nie był uosobieniem władzy duchowej, mądrości. Wzbudzał we mnie, poprzez przerysowanie tej postaci w kierunku groteskowego komizmu, lekki uśmieszek. Nie zmuszał do refleksji. Ale może o to chodziło w tej interpretacji, żeby przedstawić Mefistofelesa w sposób groteskowy. Interpretacje pozostałych postaci opery nie wskazywały jednak na to. Duże brawa, moim zdaniem, za interpretację wokalną i sceniczną należały się przede wszystkim Aleksandrze Zielińskiej kreującej partię Heleny Trojańskiej.

Podsumowując, uważam, że wpisującemu się we współczesny nurt inscenizacyjny Tomaszowi Koninie należą się przede wszystkim słowa uznania za odwagę w próbie przełamywania stereotypów odnośnie wystawiania oper, przez wielu uważanych za gatunek wymierający. Na pewno ten kierunek przyciągnie do opery młodych ludzi, czego reżyserowi życzę, jak również doskonalenia trudnego, specyficznego operowego warsztatu, czekając na kolejne inscenizacje.

Marian Kamiński