Trubadur 2(19)/2001  

The drug is not a serotonin antagonist, and it does not cause serotonin to be used. There is no known drug interactions that are related to trazodone use, but the concomitant use https://isisklinikken.dk/98376-prednisolon-kaufen-91208/ of tricyclic antidepressants, such as amitriptyline, imipramine, or nortriptyline, should be avoided, as they can increase the risk of serotonin syndrome. I am sure that you will get the best and most natural treatment for all your needs.

I have only been on it for a few days, it has been an interesting and different learning experience for me. This forum is for support Kutoarjo and information, not for personal attacks and insults. This medication is used for the short-term treatment of depression, especially in people whose depression has been caused by medical illness.

Na kolanach przed Meiningen i Wagnerem

Dzięki informacji zamieszczonej w numerze 4(17)/2000 Trubadura zaraziliśmy się bakcylem wagnerowskim, a przy okazji – dzięki wizycie w Towarzystwie Wagnerowskim – poznaliśmy osobiście jego przedstawiciela Macieja Zimowskiego. Klamka zapadła: jedziemy na Pierścień Nibelunga, a ponadto ciekawie zapowiadały się imprezy towarzyszące. W ostatni dzień maja wczesnym rankiem wyruszamy w komfortowych warunkach autobusem z Krakowa; w Katowicach dosiada się kolejna uczestniczka wyprawy, we Wrocławiu reszta. Podroży towarzyszą kaprysy aury: słońce we Wrocławiu, grad przed końcem trasy. Z okien autokaru podziwiamy przepiękną Turyngię ze starymi zamczyskami na wzgórzach wśród lasów, kontrastującymi z nowoczesnymi, prądotwórczymi wiatrakami w tle.

Meiningen nas zauroczyło. Należące dawniej do NRD, położone nad rzeką Werra, mające z jednej strony Las Turyński, z drugiej góry Rhön, liczy ponad 30 tys. mieszkańców. Utrzymane w idealnym stanie stare miasto (tylko w jednej bocznej uliczce zauważyliśmy szpecące napisy graffiti) urzeka swoimi charakterystycznymi stylowymi kamienicami, zielenią, zamkiem Schloss Elisabethenburg z lat 1511-1682 (w nim wspaniałe zbiory muzealne), kościołem z XV wieku, którego obecny kształt z dwoma wspaniałymi wieżami połączonymi przewiązką datowany jest na koniec XIX stulecia, muzeum teatru. Miasto o bogatej historii: w 1344 roku otrzymało miejskie prawo schweinfurckie, w latach 1680-1918 było stolicą księstwa Sachsen-Meiningen, od 1920 roku leży w granicach Turyngii.

Miasto o przebogatej historii i tradycji teatralnej. Gmach teatru, powstały w II-ej połowie XIX wieku, był przecież siedzibą meiningeńczyków – dworskiego zespołu teatralnego księstwa Meiningen. Prócz Moliera, Szekspira, potem Ibsena, w repertuarze byli Goethe, Schiller, Kleist, Lessing. Dzięki gościnnym występom byli znani nie tylko w miastach Europy Zachodniej, lecz również w Moskwie, Petersburgu, Kijowie i… Warszawie (1885). Obecna monumentalna budowla powstała po pożarze w 1908 roku i rozbudowie w czasach współczesnych.

Trudno pojąć, jak to możliwe, aby miasto o tej liczbie mieszkańców było stać na utrzymanie zespołu operowego, baletowego, operetkowo-musicalowego, orkiestry i oczywiście zespołu teatralnego. Stać też na trzykrotne (kwiecień, czerwiec, lipiec) zaprezentowanie pełnej tetralogii Ryszarda Wagnera. Oto dlaczego padamy na kolana przed tym miastem i kulturą muzyczną jego mieszkańców.

Kontynuując turystyczną relację z naszej muzycznej wyprawy, musimy wspomnieć o wycieczce do Bayreuth. Jeszcze nie potrafimy ochłonąć z wrażeń tam doznanych. To dar od losu, że było nam dane siedzieć na widowni tego drewnianego teatru, być w orkiestronie, spacerować po otaczającym teatr parku, być w domu Cosimy i Ryszarda, zadumać się nad ich mogiłą. Te same odczucia mamy po zwiedzeniu zamku Wartburg – tutaj także towarzyszy nam Wagner, zwłaszcza w ogromnej sali, gdzie mógł rozgrywać się turniej śpiewaczy w Tannhäuserze. Odnosi się to także do małego, odbudowywanego Zamku Kühndorf, związanego w odległej przeszłości z działalnością zakonu joannitów.

A wrażenia muzyczne? Bez kokieterii, bez cienia snobizmu, z całą szczerością przyznajemy, że staramy się wyjść ze stanu chaosu, w jaki ta muzyka nas wprawiła. Aż prosi się zacytować zdanie z powieści nieżyjącego krakowskiego pisarza Stefana Otwinowskiego Julia: Ludzie nie rozumiejąc muzyki, odczuwają jej wielkość, które najwłaściwiej oddaje obraz naszych obecnych odczuć. Wydaje nam się, że obcowanie z muzyką Wagnera należy zacząć od Holendra Tułacza, Tannhäusera, Śpiewaków norymberskich i winno to przebiegać stopniowo i umiarkowanie. Natomiast zaczynanie znajomości z Wagnerem od Pierścienia jest przysłowiowym rzucaniem na głęboką wodę. Nie udzielił nam się urok owego „omamu wagnerowskiego” (cytujemy za K. Stromengerem). Odczuwamy jednak potrzebę obcowania z tą muzyką, ale w sposób bardzo intymny, w zaciszu domowym, bo tylko wówczas można rozkoszować się cudownymi pianissimami i kulić się w sobie przy fortissimach. Jak na razie, umożliwia nam to Ring nagrany przez Jamesa Levine’a z MET.

Chylimy czoła przed ogromną, wręcz encyklopedyczną znajomością życia i dzieł Wagnera licznych uczestników wyprawy, nie potrafimy jednakże odróżnić pasjonatów od fanatyków, a z tymi drugimi dyskusje do łatwych nie należą. Nie próbujemy dlatego oceniać i opisywać oglądanych inscenizacji, realizatorów i wykonawców, nie mamy bowiem skali porównawczej do innych wystawień i doskonale przedstawią to – spodziewamy się – inni Klubowicze. Nam osobiście zabrakło starogermańskiego ducha i swego rodzaju wzniosłości w tych przedstawieniach, co znaleźliśmy w utrwalonych na video spektaklach MET. Zaprezentowane wystawienie Ringu w Meiningen nie miało – w naszym pojęciu – nic wspólnego z dramatyzmem Wagnera. To kolejny przykład nonszalanckiego podejścia reżysera do dzieła muzycznego w jego warstwie treściowej. Dojdzie zapewne do tego, że reżyserzy-inscenizatorzy w programach operowych będą zamieszczali informacje o brzmieniu np. libretto na podstawie oryginalnego libretta (tu nazwisko pierwszego librecisty).

Bolesław Folek, Józef Niedźwiedź