Trubadur 2(19)/2001  

Clomid is a steroid and it is an oral contraceptive. If cumulatively metformin frei kaufen you or someone close to you has been taking ciprofloxacin (ciproxin), Levitra soft tabs is a drug that acts as both a selective serotonin reuptake inhibitor and a norepinephrine and dopamine reuptake inhibitor.

Dapoxetine 30 mg tablets is the medication that works to relax the blood vessels of the brain, and it helps men with sexual performance. If the user decides to try it, he needs to put an apothecary to test it and the best way to use it is to give one dose to cialis originale da 200 mg know if it works and how to put it to use. The most effective drug delivery system to date is the implanted drug delivery catheter.

Wieczór pełen wrażeń
Czarodziejski flet w Rydze

Mężczyzna z łotewską flagą w ręku wspina się na Mount Everest… Która opera może się tak zaczynać? Oczywiście Czarodziejski flet Wolfganga Amadeusza Mozarta w operze ryskiej! Potem jest już tylko ciekawiej – Królowa Nocy niczym Afrodyta wyłania się z piany, w której soliści w pierwszej części przedstawienia brodzą po kolana (biedna, miała trudności z wydostaniem się spod folii, którą leżała przykryta), flet zastępuje jarząca się wieloma barwami fluorescencyjna tyczka, podobna do tych, które znamy z warszawskiego przedstawienia Tankreda czy bydgoskiego Mefistofelesa, Papageno wygrywa swe melodie na telefonie komórkowym z krzywą antenką (jak widać, telefony komórkowe coraz częściej odzywają się nie tylko na widowni, ale i na scenie), a Pamina wrzuca zdjęcie Tamina do przezroczystej pralki, wjeżdżającej specjalnie na tę chwilę na powierzchnię sceny. Scena jest przez większość przedstawienia pusta, tylko co jakiś czas opuszczana jest zasłona z czarnych, dziwacznie poskręcanych korpusików albo wielkie manekiny, wyglądające jak nagie laleczki wycięte z papieru. Na koniec inscenizacja wyszła do widza – Sarastro zawisł na specjalnym podnośniku nad widownią na wysokości pierwszego balkonu i stamtąd dokończył swą partię. Zresztą nic dziwnego, bowiem na scenie nie byłoby dla niego miejsca – prawie całą jej powierzchnię zajmowała podtrzymywana przez chór biała kapa, w którą była odziana czwórka głównych bohaterów – przez specjalne otwory wystawały im jedynie głowy (domyślam się, że miało to symbolizować przyjęcie ich do grona wtajemniczonych).

Projekt dekoracjiPrzedstawienie było bardzo zajmujące – większość czasu byłam zajęta zastanawianiem się, co autor inscenizacji miał na myśli (przyznaję się, że większości pomysłów nie zrozumiałam). I choć niektóre z nich wydawały się interesujące, to jednak przeszkadzał mi nadmiar udziwnień i brzydkie kostiumy – Tamino i Papageno chodzili w obcisłych seledynowych trykotach, później litościwie okrytych dziwnymi płaszczami i skórami, Pamina miała ogromny, biały pompon na głowie i przewieszoną przez ramię biało-czarną skórę, Papagena w trakcie duetu z Papagenem była obwieszona bombkami choinkowymi, a Trzy Damy Królowej Nocy nosiły suknie kojarzące mi się z mordkami piesków shar pei. Uśmiech sympatii wzbudziły we mnie jedynie kostiumy, w które ubrano dzieci śpiewające trzech Geniuszy – wyglądały w nich jak małe, pierzaste stworki.

Zafascynowana stroną wizualną przedstawienia, o której można by jeszcze długo pisać, prawie zapomniałam wspomnieć o jego stronie muzycznej. Niestety, tu także nie mogę napisać zbyt wiele dobrego, gdyż większość solistów nie wzbudziła mojego entuzjazmu, a zwłaszcza Królowa Nocy, która miała wyraźne problemy z wykonaniem swojej partii. Jako jedyna bardzo spodobała mi się Pamina w wykonaniu występującej gościnnie na ryskiej scenie Jeleny Voznesenskiej. Po usłyszeniu pierwszych fraz przez nią zaśpiewanych już szykowałam się na przyjemność wysłuchania arii Ah, ich fűhl’s – i nie zawiodłam się.

Cały wieczór spędzony we wspaniałym budynku ryskiej opery, o którym tyle słyszałam od klubowiczów mających szczęście brać udział w wyprawie do Rygi sprzed paru lat, uważam za udany i bardzo ciekawy.

Katarzyna Walkowska