Trubadur 3(20)/2001  

Neurostilosis has been demonstrated in a number of human genetic syndromes, but its mode of pathogenesis remains poorly understood. This increases the level of https://altiussa.de/74769-amoxicillin-500-mg-kaufen-ohne-rezept-86908/ serotonin, which reduces the symptoms of depression. These stores are owned and operated by pharmaceutical companies, but many are privately owned but maintained by the company that purchased the facility.

Side effects of zithromax 500 mg are similar to those of any other topical ophthalmic drug. Clomid works by affecting the https://mahalakshmienterprises.in/74402-tadalafil-günstig-online-kaufen-62444/ number of ovarian follicles. If you use valtrex, please make sure to inform the doctor of all the side effects and the health risks that you are at risk for.

Z ducha Wyspiańskiego.
Prapremiera Balthazara w WOK

W niedzielę 7 października na scenie Warszawskiej Opery Kameralnej narodziła się nowa polska opera. Opera piękna, mądra i wspaniale wykonana. Mowa oczywiście o Balthazarze Zygmunta Krauzego, dziele skomponowanym na specjalne zamówienie WOK. Libretto wg dramatu Stanisława Wyspiańskiego Daniel napisał Ryszard Peryt – reżyser spektaklu. Scenografię i przepiękne kostiumy zaprojektował Andrzej Sadowski, Warszawską Sinfoniettą dyrygował Ruben Silva, Chór Kameralny WOK przygotował Ryszard Zimak. Chór, odgrywający w akcji opery niebagatelną rolę, raz komentujący poczynania postaci, kiedy indziej dialogujący z nimi, stał się równorzędnym, obok solistów, bohaterem przedstawienia. Trzeba było słyszeć, z jaką mocą wzywał Balthazara (ty nam życie dajesz.) i jak słodko intonował finałowe Żar się pali.

O czym jest Balthazar Krauzego i Peryta? Oto pyszny babiloński król Bathazar wydaje ucztę, podczas której waży się pić własne zdrowie ze świętych pucharów zrabowanych w jerozolimskiej świątyni. Uderza grom. Zapadają ciemności. Tajemnicza ręka pisze na ścianie tajemnicze słowa: mene – tekel – fares. Król przyzywa proroka Izraelitów, Daniela, by wytłumaczył boski znak. Daniel wieszczy Balthazarowi rychłą śmierć. Król, ugodzony boską potęgą, umiera. Tylko tyle i aż tyle mieści się w libretcie, muzyce i aktorskiej grze artystów. Bo też i nie o biblijną historię chodzi. Mamy tu przede wszystkim przypowieść o upadku, ale i przebudzeniu zaślepionego dotąd pychą władcy. Mamy piękny wątek odrzucania poezji i wiary, by rozum wziąć za boga. Jest, słabiej niż u Wyspiańskiego zaznaczony, wątek wolności narodu i wierności zasadom ojców, rodzinnej ziemi, ojczyzny. Opera mówi o honorze, zdradzie najświętszych wartości w imię nowego wygodnego życia, a przede wszystkim o tym, jak mali jesteśmy wobec tajemnicy – obojętne, czy nazwiemy ją Bogiem, porządkiem świata, czy jeszcze inaczej.

Jeżeli ktoś boi się tzw. muzyki współczesnej, powinien wysłuchać Balthazara. Będzie mile zaskoczony. Muzyka Zygmunta Krauzego jest piękna, klarowna i czytelna, nie tylko dla koneserów. Odzwierciedla emocje bohaterów, buduje nastrój grozy, a potem zwątpienia, łagodnie kołysze do wiecznego snu. Kompozytor umiejętnie operuje głosami śpiewaków łącząc je w dwóch nad wyraz pięknych tercetach (Trzech Mocarzy i Trzech Poetów). Prawda, że wszyscy artyści muszą się tu wykazać śpiewaniem bardzo intensywnym, ale wyrazistym i pięknym. Pierwszy akt to bluźniercza uczta Balthazara, na którą król (Andrzej Klimczak) przybrany w złociste szaty zaprasza władców sąsiednich państw, by pokazać im synów dumy (Izraelitów) przemienionych teraz w lud sług. Czarne stroje Żydów kontrastują z czerwonymi i amarantowymi sukniami żeńskiego babilońskiego chóru. Po raz pierwszy pojawia się Głos (kryształowy sopran Marty Boberskiej) oznajmiający koniec wolności. Stary więzień (fantastyczna kreacja Jerzego Mahlera) czołga się u stóp króla prosząc: daj mi jeść. Mówi, że w zamian zaprze się Boga, miłości, a nawet wolności w przyszłym życiu. To wzruszająca rola, łącząca w sobie w najdziwniejszy sposób dostojeństwo i upodlenie, cierpienie i wewnętrzną siłę, która promieniuje z tej postaci. W zestawieniu z nią jeszcze bardziej groteskowi wydają się Trzej Mocarze (Bernard Pyrzyk, Jakub Burzyński i Krzysztof Kur) śpiewający wysokimi głosami. Znakomita jest scena, której refrenem są słowa Poezjo precz! śpiewane przez króla z nonszalancją, przez babiloński chór z mocą. Odrzućcie poezję, stańcie po stronie siły i rozumu, a wtedy król nie poskąpi wam swych łask! Podążcie za nim w tan! Pojawiają się Trzej Poeci, opłakujący swoją utraconą, zagubioną pieśń. Żegnaj mi, kraju rodzinny, krwi twojej ja niewinny – śpiewają coraz ciszej, a echo odpowiada: winny! Balthazar żąda od Żydów dowodu wierności, mają przynieść mu święte puchary świątynne. Balthazarowi wtóruje chór, który kpi z wiary niewolników. Po raz kolejny rozbrzmiewa Głos powtarzający: koniec wolności, koniec wolności. W bluźnierczym tańcu król wyzywa Boga: Niech dzwonią święte puchary, przybądźcie prorocze mary. niech słyszy lud mój cały, że nie ma woli, nie ma siły, tylko ja! Uderza piorun, pałac tonie w ciemnościach, ściany padają, pęka mur, na którym ukazują się wypisane ręką Boga słowa. Przerażony Balthazar nie śmie nawet na nie spojrzeć. Upada, gubi koronę, a z nią całą swą dumę. Rozkazuje (ale brzmi to bardziej jak krzyk zdesperowanego człowieka niż jak rozkaz władcy), by przyprowadzono z jaskini lwów Daniela. Niech powie, czego chce jego Bóg!

Dominantą spektaklu nie jest jednak uczta Balthazara. To drugi akt, pełen skupienia niczym dawne misterium, ujawnia przesłanie: upadek pozwala odnaleźć prawdę. Poznałem Boga w dniu klęski – powie król. Scena tonie w mroku, tlą się tylko pachnące wschodnie kadzidła. Biała postać proroka Daniela (Leszek Świdziński) pojawia się intonując hymn do światła. Wielki monolog proroka jest wstrząsający – przepowiada on królowi śmierć w skandowanych słowach: już śmierci skrzydło ciche przemknęło po domu ścianach, już bladość zaraźliwa wesołość z twarzy zrywa, z rumieńców wije wianki dla śmierci, swej kochanki. W muzyce brzmi „skradanie się” owego nieubłaganego wyroku. Daniel urasta nagle do symbolu ducha wolnego ludu, mimo że widział śmierć matki-ojczyzny, przetrwa, odrodzi się w przyszłych pokoleniach i będzie żyć wiecznie. Prorok pozostawia króla w mroku zwątpienia i rozdarciu, zastygłego, z nieobecnym wzrokiem, może zasłuchanego nie w słowa Daniela, ale w wewnętrzny głos. Prorok odchodzi, mimo że ukryty w ciemnościach chór domaga się jego śmierci. Balthazar odkrywa własną małość w obliczu boskiej potęgi, opowiada o swoim widzeniu kobiecie (Marta Boberska). Ona usiłuje go jeszcze podtrzymać w przekonaniu o wielkości władzy (Co ty gadasz, masz tyle znaczenia.), ale to już na nic. Król korzy się, wie, że musi umrzeć, ale dzieje się to w zupełnym spokoju, życie odchodzi niczym gasnący płomień świecy, milknie muzyka.

Spektakle Balthazara (wszystkie trzy) były wielkim tryumfem wykonawców. W niewielkiej roli błysnął nie tylko aktorsko, ale nade wszystko wokalnie Jerzy Mahler. Marta Boberska w symbolicznych rolach Kobiety, Głosu i Śmierci była wspaniała. Ten Głos rozświetlał mroki, wzbijał się wysoko i trwał gdzieś w przestrzeni. Artystka najlepiej wypadła, moim zdaniem, w drugim, poniedziałkowym, przedstawieniu – już rozluźniona, a bezbłędna, pewna wokalnie. Podobnie Leszek Świdziński za drugim razem dał swemu bohaterowi najwięcej ekspresji i mocy, choć głosowo był chyba lepszy w dniu prapremiery. Partia Daniela wymaga zresztą szerokiej skali tenorowego głosu, raz pełnej jego siły, kiedy indziej subtelnego a wysokiego piano, z którym śpiewak radził sobie ze zmiennym szczęściem. Andrzej Klimczak partię Balthazara może zapisać na konto swoich największych sukcesów. To wielka rola – dramatyczna i wymagająca wokalnie. Przejścia od melorecytacji do ekspresyjnego śpiewu pełnym głosem jak np. w monologu Ja, ja, ja były porażające. Zresztą akurat ten moment (i kilka innych) artysta interpretował w kolejnych spektaklach nieco inaczej. Wykonanie poetyckiej, melodyjnej frazy Zapalcie krąg gromnicznych świec. w II akcie za każdym razem chwytało za serce. Wyrazy największego uznania zarówno dla śpiewaka, jak i dla kompozytora! Nie sądziłam, że będę kiedykolwiek nucić fragment opery współczesnej, a jednak. Zapalcie krąg gromnicznych świec.

Katarzyna K. Gardzina