Trubadur 1(30)/2004  

It is administered orally to dogs and cats to treat the symptoms of infections such as ticks and fleas (lyme disease), heartworm, roundworms (toxoplasmosis), and feline leukemia. These medications usually are much less expensive and il viagra dopo quanto tempo fa effetto also work quicker than generic cialis d. In conclusion, in this study, a total of 15,739 patients with acute upper gastrointestinal (gu) symptoms in hong kong were investigated, which provided an opportunity to investigate the incidence of gu infection by antimicrobial drug use and to assess the relationship of these gu infections to other clinical variables.

You can find out if amoxicillin is right for you and the type of drug that is the best for your health problems. The online order form Kiratu has been redesigned and re-organized to make the process of ordering ivermectin for cats simpler and more efficient. Innovative approach to treating infertility and low quality embryos.

Debiuty w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej

Uwielbiam chodzić na tzw. szeregowe spektakle baletowe do Teatru Wielkiego. Bo cóż to znaczy: „szeregowy spektakl”? Każdy jest jedyny, niepowtarzalny. Dla tancerzy, którzy tak rzadko, jak to ma ostatnio miejsce w Operze Narodowej, wychodzą na scenę, każde przedstawienie jest świętem, każde niesie nowe zadania i nowe trudności do przezwyciężenia. W poszczególnych tytułach są kreacje, które natych-miast po wyjściu z teatru chciałoby się obejrzeć ponownie, są takie, które budzą niedosyt, ale może następnym razem będzie lepiej…? A gdy jeszcze trafi się na ciekawy debiut – po prostu nie można opuścić takiego przedstawienia, które dla młodej tancerki czy tancerza jest jej (jego) premierą. Do tego wszystkiego dodam jeszcze występy moich ulubionych solistów, no i okazuje się, że prawie nie ma przedstawienia, na które z „czystym sumieniem” mogłabym nie pójść.

Dzięki temu właśnie mogę dziś opowiedzieć o bardzo interesujących debiutach młodych artystów warszawskiego zespołu baletowego. Do przedstawień, w których najczęściej następują takie „małe premiery” należy Dziadek do orzechów. W tym sezonie w tańcach narodowych w II akcie Dziadka błysnęli dwaj młodzi tancerze. Koryfeusz Klaudiusz Paradziński doskonale zaprezentował się w komicznym, rozświergotanym i skocznym Tańcu chińskim, od pierwszego momentu rozbawiając i zachwycając publiczność. Trzeba nie lada talentu, by przy wykonaniu wszystkich szybkich pas, piruetów i skoków, z jakich składa się ten taniec, nie zapomnieć o jego charakterze i wyrazistej, nieco przerysowanej mimice. Taniec rosyjski był popisem innego młodego wykonawcy – Pawła Kordela. Ten artysta corps de ballet otrzymuje ostatnio coraz poważniejsze zadania idealnie dopasowane do jego głównego atutu – niebywałej skoczności i łatwości wykonywania elementów niemalże akrobatycznych. Dość powiedzieć, że jeszcze przed końcem jego scenicznych wyczynów na widowni zerwał się huragan braw. Być może młodemu artyście można zarzucić, że przy dbałości o efekt nie dość mocno podkreślił charakter tańca, siłę, zadzierzystość i witalność, jakie powinny z niego emanować, sądzę jednak, że tego wszystkiego z czasem się doczekamy, w miarę, jak tancerz będzie się rozwijał, dojrzewał i pracował nad interpretacją.

W ostatnim w tym sezonie spektaklu Dziadka do orzechów miałam natomiast przyjemność oglądać zupełnie nieco- dzienny debiut. W głównej partii Klary wystąpiła po raz pierwszy Dagmara Dryl, na co dzień tancerka corps de ballet Teatru Wielkiego. Dagmara Dryl poradziła sobie z partią Klary w sposób więcej niż zadowalający, biorąc pod uwagę debiutancką tremę, która musiała jej towarzyszyć. Nie tylko zatańczyła, ale i z wdziękiem zagrała rolę małej Klary, może tylko zbyt ekspresyjnie podkreślając jej dziecięcość, zapominając, że w drugim akcie dziewczynka staje się na chwilę księżniczką. W niektórych momentach można było mieć zastrzeżenia do port de bras, utrzymania pozy (zwłaszcza na palcach), pewnej sztywności całej sylwetki, ale pięknie zatańczona wariacja Cukrowej Wieszczki w II akcie pokazała, że tancerka naprawdę ciężko pracowała nad przygotowaniem partii. To, że debiut Dagmary Dryl wypadł tak udanie w dużej części było zasługą jej doświadczonego partnera Sławomira Woźniaka. We wszystkich duetach, a zwłaszcza w adagiu widać było, z jak natężoną uwagą tancerz prowadził partnerkę, korygował błędy i niedokładności.

Być może właśnie dzięki temu niebywałemu debiutowi całe przedstawienie miało wyjątkową temperaturę i choć pod względem doskonałości technicznej nie było najbardziej udanym w tym sezonie, to odbierało się je w sposób bardzo emocjonalny. Spośród innych wykonawców nie można nie wspomnieć o cudownej Anastasiji Nabokinie w partii Królowej Śniegu oraz Elżbiecie Kwiatkowskiej i Maksimie Wojtiulu w Walcu kwiatów.

Ten ostatni artysta także miał w styczniu swoją „premierę”, gdy po raz pierwszy wystąpił jako Colas w Córce źle strzeżonej. Pierwszy solista warszawskiej sceny ma w swoim dorobku już wszystkie główne partie w baletach znajdujących się w bieżącym repertuarze. Teraz dodał do nich żarliwie zakochanego młodzieńca – Colasa. Młody wieśniak w wykonaniu Maksima Wojtiula okazał się przede wszystkim sympatycznym, trochę narwanym chłopakiem, bardzo radosnym i rozbrykanym. Podczas swego debiutu artysta zatańczył, jakby wprost rozpierała go energia, co dało porywający efekt sceniczny, ale w kilku miejscach wpłynęło na techniczną wartość i precyzję wykonania. Mimo tych drobnych braków był to świetny debiut, bo solista wspaniale zgrał się z partnerką (znakomita Izabela Milewska), a jego interpretacja odznaczała się młodzieńczą świeżością, tak pasującą do intrygi przedstawionej w balecie. Tu brawurowe skoki i romantyczne adagia przeplatają się bowiem ze scenami mimicznymi, o których powodzeniu decyduje odpowiednie komiczne aktorstwo. Z tego zadania artysta wywiązał się bez zarzutu, był wyjątkowo żywiołowym Colasem. Pozostaje czekać na kolejne występy Maksima Wojtiula w tej roli, które po wygładzeniu kilku szczegółów, mogą być prawdziwą rewelacją.

Również lutowy spektakl Czajkowskiego przyniósł wspaniałe niespodzianki – debiut Katarzyny Lewandowskiej w partii baronowej von Meck i pierwszy występ Pawła Kordela w roli Jokera. Katarzyna Lewandowska nie miała jak na razie zbyt wielu szans, by popisać się występem w większej roli na scenie TW. Tańczyła jedną z wróżek w Śpiącej królewnie, taniec węgierski w Jeziorze łabędzim, z powodzeniem kreuje też partię Katii w spektaklu kameralnym Tylko raz w życiu. Teraz zmierzyła się z rolą niezwykle plastyczną, choć mało widowiskową, bo pozbawioną wszelkiej tanecznej „ekwilibrystyki”, jak podnoszenia czy piruety. Właśnie owej plastyki odrobinę zabrakło mi w kreacji Lewandowskiej, ale poza tym artystka spisała się bardzo dobrze – pełna uroku i elegancji. Niczego natomiast nie brak było w krótkiej, ale bardzo atrakcyjnej partii Jokera w wykonaniu Pawła Kordela. Dynamika, kocia gracja, elastyczność skoku, brawura – wszystko o zadecydowało o sukcesie młodego tancerza w kolejnej nowej dla niego roli. Oby tylko brawurowy popis nie przysłonił młodemu artyście w przyszłości klasycznego piękna i wyrazu tańca.

KKG