Trubadur 1,2(38,39)/2006  

Aflibercept 250 mg tabletten side effects despite the fact that president obama's proposed budget has a deficit of .2 trillion over the next decade, in the 2011-12 fiscal year over billion in extra revenue is expected. Clomid pills cost can cost more than other viagra senza ricettala Malakwal City drugs, however these pill costs are always going to be somewhat higher. Nasopharyngitis, which occurs in 1% to 2% of patients.

However, to make things even more complicated, as of 2012, orlistat is already a prescription drug, meaning other insurance companies will consider it as a form of treatment and can therefore deny coverage. However, the brand name-version has been approved by the https://nsyc.de/39643-prednisolon-creme-kaufen-88357/ us fda and the generic version hasn't. Many people are now questioning whether or not their prescription.

Wesoła wdówka w stulecie prapremiery

Z inicjatywy Fundacji Pomocy Artystom Polskim „Czardasz” i z olbrzymim nakładem pracy organizacyjnej jej prezes, śpiewaczki Ewy Warty-Śmietany, doszło w dniach 16 i 18 września 2005 do premiery, pierwszej od pięciu lat w Krakowie, operetki klasycznej – Wesołej wdówki Franciszka Lehára.

Wybór tego tytułu był celowy: wszak w grudniu tego roku minęło sto lat od światowej prapremiery (28.12.1905 r.) arcydzieła nie tylko w dorobku Lehára, ale i w całym kanonie. Choć operetkę „grzebano” już wielokrotnie, a jeśli nie, to wróżono jej rychły zmierzch i upadek, to przecież przeżyła swoich twórców. A Wesoła wdówka bije wszelkie rekordy powodzenia: rok w rok odbywa się około 8000 jej spektakli na świecie, jest systematycznie nagrywana na płyty, ekranizowana, na plakatach z jej tytułem pojawiają się wśród wykonawców nazwiska najsłynniejszych śpiewaków i dyrygentów. Bo też i zasłużyła na to. Do jej muzyki Lehár wprowadził szereg rozwiązań muzycznych i konstrukcyjnych – unowocześnił i rozbudował instrumentację, umiejętnie łącząc wdzięk paryskiego salonu z tęsknym słoweńskim sentymentalizmem. I jako pierwszy połączył śpiew z tańcem i ruchem scenicznym. A autorzy libretta (Victor Léon i Leo Stein) w sposób wręcz mistrzowski poprowadzili opowieść, niewolną od pikantnych scen i zabawnych intryg, o bogatej i pięknej osobie, która właśnie owdowiała.

Inicjatorzy premiery zdecydowali się na wersję semisceniczną. Takie bowiem były możliwości i środki Fundacji „Czardasz”. Nie ma więc chóru, orkiestra jest zredukowana, podobnie jak balet. Są jednak kostiumy i scenografia, wprawdzie symboliczna, ale oddająca tło rozgrywających się na scenie wydarzeń. I mimo tych ograniczeń, spektakl jest udany. Po prostu tętni życiem! Zasługa to w równym stopniu jego realizatorów i wykonawców. Autorem scenografii i reżyserem przedstawienia jest doświadczony artysta, czołowy amant krakowskiej operetki – Jan Wilga. Zachował on w swej koncepcji tradycyjną konwencję gatunku. Tak dobrał teksty mówione (nie dokonując przy tym właściwie żadnych skrótów w ścieżce dźwiękowej), by widz nawet bez znajomości libretta zrozumiał jego intrygę i treść. Wspólnie z tancerką, też dobrze znaną z krakowskiej sceny operetkowej – Eleną Korpusenko (autorka choreografii i układów tanecznych) znakomicie ustawił ruch sceniczny na małej scenie (Klubu Garnizonowego 2-go Korpusu Zmechanizowanego) – artyści nie tylko sobie nie przeszkadzali, ale podkreślali wręcz mówione i śpiewane teksty. I ta strona realizacji nie budziła żadnych zastrzeżeń. Muzycznie premiery zostały starannie przygotowane i poprowadzone przez dyrygenta Dariusza Bylinę (instrumentacji i aranżacji na zmniejszony skład orkiestry dokonał Tomasz Chmiel). Można było jednak odczuć pewien niedosyt we współpracy zespołu orkiestralnego ze śpiewakami wynikający zapewne z małej ilości prób orkiestrowych, prawie jednopłaszczyznowego usytuowania (z konieczności) sceny i orkiestry, a także nie najlepszej akustyki sali.

A soliści? W pierwszej premierze prym wiodła para amantów: Ewa Warta-Śmietana (Hanna Glawari) i Jan Wilga (Hrabia Daniło) – wyjątkowo korzystnie prezentowali się obok siebie; oboje dysponują bowiem nieprzeciętną aparycją sceniczną i umiejętnością wykorzystywania tego atutu. Wokalnie i aktorsko nic im nie można było również zarzucić. Prowadzili swe partie z wyczuciem, zrozumieniem i umiarem. Ona, swym delikatnym, dźwięcznym i ładnym głosem czarowała publiczność, tekst podawała z rozmarzeniem, nie kryjąc uczucia, ale i zachowując odpowiednią dawkę niezbędnej w tej roli kokieterii. Partia Hanny znakomicie leży w artystycznym emplois Ewy Warty-Śmietany! On, jak zwykle, bardzo swobodny aktorsko, pięknie śpiewający. Sympatyczną druga parę amantów stanowili Marta Poliszot (Walentyna) i Witold Wrona (Kamil). I oni mogli się podobać zarówno od strony aktorskiej, jak i wokalnej. Oba duety (zwłaszcza drugi) zaśpiewane były bardzo dobrze. Z pozostałej obsady i Andrzej Pągowski (Mirko Zeta) i Stanisław Knapik (Niegus) serdecznie bawili publiczność (przede wszystkim doskonale podawanym dialogiem). Drugą premierą zawładnęła muzyczna młodzież. Magdalena Pilarz-Bobrowska i Mateusz Zajdel (laureaci I i II-giej nagrody I Konkursu Wokalnego im. I. Borowickiej) prezentują dobrą szkołę wokalną. Magda Pilarz-Bobrowska jak na debiut sceniczny wypadła bardzo dobrze. Ładny, nośny głos, swoboda, dobry kontakt z partnerami. Podobnie Mateusz Zajdel, jeszcze student, a już podejmujący, z niezłym skutkiem, odpowiedzialne zadania aktorsko-wokalne, choć lepszy wokalnie niż aktorsko. Warszawianka Katarzyna Laskowska, znana już z Konkursu im. Borowickiej, mogła się podobać jako Walentyna (ładna barwa miłego w brzmieniu głosu). A partnerujący jej Adam Sobierajski (Kamil) to wielka nadzieja polskiej wokalistyki. Ten bardzo młody jeszcze artysta już ujawnia nieprzeciętne możliwości głosowe (piękne prowadzenie, wyjątkowa swoboda brzmienia i łatwość osiągania góry skali).

Inicjatywa Fundacji „Czardasz” przypomnienia tej operetki oraz umiejętność trafnego doboru realizatorów i atrakcyjnego zestawienia wykonawców budzą szacunek i podziw (wszystko przygotowano w niespełna trzy tygodnie, korzystając tylko z pomocy Opery Krakowskiej w zakresie udostępnienia elementów dekoracji, rekwizytów i kostiumów). Dotychczas odbyło się osiem przedstawień tej operetki (sześć na scenie przy ul. Zyblikiewicza w Krakowie, jedno w Kopalni Soli w Wieliczce w komorze „Warszawa” i jedno w sali Filharmonii Świętokrzyskiej w Kieleckim Centrum Kultury w Kielcach). Obejrzało je w sumie około 3000 widzów.

W partii Walentyny, prócz wymienionych, zaprezentowała swe wysokie umiejętności wokalne i dobre aktorstwo także Karin Wiktor-Kałucka (na co dzień solistka Opery Krakowskiej), a jako Kamil kilka przedstawień zaśpiewał Jerzy Musioł (związany ze scenami i estradami Śląska), ujmując wdziękiem i kulturą muzyczną.

Nie sposób również nie wspomnieć o ogromie pracy korepetytorki solistów, pianistki Małgorzaty Westrych, jaką włożyła w muzyczne ich przygotowanie. Jej doświadczenie w pracy ze śpiewakami (związana jest z Operą Krakowską) i wiedza muzyczna nie pozostały bez wpływu na całokształt przedstawienia.

Wesołą wdówkę doprawdy warto zobaczyć!

Jacek Chodorowski