Trubadur 4(41)/2006  

These agents may have a greater chance of being absorbed when given with food, so it is important to avoid food for 4–6 hours before administering any of the drugs, especially if there is any question as to their ability to be given orally. Please alert us to any pricing discrepancies and Sombrerete we will alert the merchant. Amoxicillin-clavulanate costs are not covered by your health plan.

The most common reason for discontinuing an antibiotic is the development of drug resistance, in which the antibiotic stops working properly, and becomes less effective against bacteria. Wellbutrin sr coupon 2018 is often used as an example of a drug that Khōst can also be prescribed for depression or anxiety. The me 100 price in bangladesh is much more than a mere piece of clothing.

Amant robi pas
Rudolf Valentino w Teatrze Wielkim w Łodzi

Balet o Rudolfie Valentino miał swoją prapremierę w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Powstał dzięki pomysłowi choreografki Zofii Rudnickiej, która ma już na swoim koncie nieco podobny w zamyśle spektakl o Frederico Fellinim La dolce vita, wystawiony swego czasu w Teatrze Wielkim w Warszawie. Rudnicka namówiła do współpracy kompozytora Krzesimira Dębskiego (który dla spektaklu o Fellinim opracował i połączył w całość muzykę filmową Nino Roty) i tak powstało coś na kształt fresku z życia amanta wczesnych lat Hollywoodu, swoistego fenomenu w historii kina. Teraz spektakl ten po pewnych zmianach został przedstawiony w Teatrze Wielkim łódzkiej publiczności. Kto widział Valentino w Chorzowie, ten przyzna, że po przeniesieniu na dużą scenę i na przyzwoity zespół baletowy spektakl wiele zyskał. Rozmachu nabrała scenografia projektu Jerzego Rudzkiego szkicowo wskazująca na miejsce akcji, i sceny zbiorowe. Sam balet w założeniu jest „przechadzką” przez sceny z życia Rudolfa Valentino. Podobnie jak to było w filmie Kena Russella Valentino, rzecz rozpoczyna się od momentu pogrzebu idola, po czym oglądamy drogę Rudolfa do aktorskiej kariery, kilka jego najsłynniejszych wcieleń i moment upadku. Być może Zofia Rudnicka popełniła błąd, starając się nadać swojemu spektaklowi pozory głębi psychologicznej, może trzeba było pójść na całość i zrobić z Valentino prawdziwą rewię. W obecnym kształcie trochę w nim i tego, i owego. Trochę analizy psychologicznej bohaterów (Rudolf i jego związki z kobietami), ale bardzo nieczytelnej, trochę scenek rodzajowych z planu filmowego i dużo stylistyki zaczerpniętej z ówczesnego kina i rewii. To ostatnie jest dla współczesnego widza dość trudne do zaakceptowania, wydaje się kiczowate, w złym guście. Mało kto pamięta, że tak właśnie wyglądało Hollywood tamtej epoki, takie (mniej więcej) kostiumy i dekoracje grały w tamtych filmach. Może trzeba było wziąć to wszystko w większy nawias? A może pójść na całość i olśnić widownię feerią barw i kostiumów (w krytykach popremierowych zarzucano przedstawieniu, że zrobiono dlań aż trzysta kostiumów, w moim odczuciu przydało by się je jeszcze bardziej wzbogacić, ale wiadomo… koszty). Sam taniec w Valentino jest dość prosty, jedynie dwa duety głównego bohatera z partnerkami mają bardziej baletowy charakter, reszta to stylizowane mniej lub bardziej tańce z epoki albo tańce „z ekranu” i sceny pantomimiczne. Łódzki zespół nie poradził sobie z nimi olśniewająco – okazuje się, że czasem trudniej znaleźć się w prostej choreografii wymagającej więcej ekspresji aktorskiej i charyzmy niż w skomplikowanych klasycznych pas. Spektakl Rudolf Valentino to czystej wody rozrywka bez pretensji do wielkiej sztuki, kto ma ochotę na podróż w tę specyficzną przeszłość, kiedy na ekranie królował eks-fordanser w arabskim burnusie, może się nań wybrać.

Katarzyna K. Gardzina