Trubadur 4(41)/2006  

Hain celestial, a division of the french conglomerate hain celestial group, owned the hain celestial, the brand name of the popular and widely used hain celestial brand. Clinical features of patients Quilpué kamagra oral jelly blog with ivermectina in usa. Doxycycline hydrochloride (doxycycline hyclate) tablets.

It can also cause breast and uterine cancer, endometrial cancer, uterine fibroids, and ovarian cancer. In addition, steroids can increase the risk of developing tuberculosis (tb), and may incautiously prednisolone dispersible tablets 10 mg price even exacerbate tb. The most important aspect in determining the right dosage of prednisone is the amount you take.

Taniec nie znudzi się nigdy
Rozmowa z Grzegorzem Pańtakiem

– „Trubadur”: – Jak powstał Kielecki Teatr Tańca?

– Grzegorz Pańtak: – Idea wyszła od mojej żony, Elżbiety Szlufik-Pańtak, która zawsze chciała mieć zawodowy zespół. Prowadziła w tym czasie młodzieżowy zespół tańca współczesnego „Impuls”, w którym tańczyłem – bardzo dobry zespół, odnoszący mistrzowskie sukcesy. Aby spełnić nasze marzenia, założyliśmy prywatny teatr tańca, który najpierw nazwaliśmy tak jak zespół – Teatr Tańca Impuls, a następnie Kielecki Teatr Tańca. Na pierwszy spektakl Uczucia składały się trzy małe formy, do dwóch części choreografię ułożyła moja żona, do trzeciej Piotr Galiński z Olsztyna.

KTT jest teraz poważną instytucją.

Staje się, staramy się podnosić prestiż KTT, ale na to trzeba czasu i pieniędzy. Jeszcze długa droga, aby w mieście bez tradycji tańca scenicznego zbudować teatr tańca z prestiżem zespołu tancerzy teatru operowego. KTT powstał w 1995 roku, przez trzy lata był teatrem prywatnym i otrzymywał z Urzędu Miasta dofinansowanie na spektakle. Ponieważ zmieniło się prawo i dofinansowanie mogły dostawać tylko stowarzyszenia, w 1998 zmieniliśmy jego formę prawną. Wtedy też stał się namiastką teatru zawodowego, pojawiła się w nim księgowa, etaty – na początku jeszcze półetaty, bardzo skromne pieniądze, ale wystarczające dla ówczesnych studentów będących pasjonatami tańca. Teatr rósł w siłę artystycznie i organizacyjnie, i przyszedł moment przesilenia, kiedy trzeba było zmienić jego formę organizacyjną, by mógł dalej istnieć i się rozwijać. Dzięki naszym staraniom i przychylności władz udało się przekształcić go w instytucję kultury – w marcu 2004 roku Rada Miasta Kielce zadecydowała o powołaniu instytucji kultury pod nazwą Kielecki Teatr Tańca. Stowarzyszenie przekazało jej wszystkie przedstawienia, scenografię, kostiumy, całe zaplecze – bazę, którą przez te lata wypracowało, dzięki czemu obecny teatr nie zaczynał od zera.

Kto występuje w Kieleckim Tatrze Tańca?

Na początku w teatrze tańczyli uczniowie, których wykształciła moja żona i później również ja jako pedagog. Gdy już teatr urósł w siłę, w 1998 roku przyszło do nas dwoje tancerzy ze szkoły baletowej z Bytomia – jedna tancerka jest do dziś w zespole. Potem zaczęli przyjeżdżać tancerze z różnych miast: nie tylko do pracy, ale także aby się szkolić, ponieważ nasz zespół systematycznie, codziennie pracuje w technice tańca jazzowego, co w Polsce jest rzadkie – zazwyczaj można uczyć się tego tańca tylko warsztatowo. Dlatego wiele osób przyjeżdża do nas, by się kształcić, trochę popracować, zdobyć doświadczenie i potem iść dalszą drogą.

Na Państwa stronie internetowej jest ogłoszenie, że KTT zatrudni tancerza – jakie powinien mieć cechy tancerz, który by miał pracować w Kieleckim Teatrze Tańca?

Teraz pełnimy rolę baletu miejskiego, więc mamy bardzo różnorodny repertuar: neoklasyczny, współczesny, jazzowy, modern jazz underground. Dlatego dobrze by było, żeby to był tancerz, który swobodnie porusza się trochę w tańcu klasycznym, trochę w tańcu jazzowym, troszkę w tańcach współczesnych – modern czy contemporary, ale ogólnie o dużej sprawności fizycznej. Sprawny człowiek, który zna te style tańca i jest równocześnie ciekawą postacią, interesujący od strony teatralnej.

Dlaczego jest tak mało mężczyzn-tancerzy?

To jest duży problem. Mam wielki żal do kultury zachodniej o to, że amerykański film i prezentowana tam postawa mężczyzn-chamów spowodowała, że mężczyźnie nie wypada być normalnym. Co to znaczy „być normalnym”? To znaczy: gdy trzeba – agresywnym, gdy trzeba – delikatnym, ale na stałe silnym. Te postawy to przecież codzienność i zdarzają się każdemu mężczyźnie, ale u nas przyjęło się, że tylko agresja oznacza męskość. Brak widocznej agresji to już niemęskość, a nawet homoseksualizm. I to mnie denerwuje, bo przez to młodzi chłopcy, młodzi mężczyźni nie przychodzą na lekcje tańca, myśląc, że odbiera im to męskość i staną się homoseksualistami. Oczywiście nie mogę mieć zbyt dużych pretensji do homoseksualistów za często manieryczne postawy. Mam pretensję raczej do naszej kultury heteroseksualnej, która nie jest na tyle wyrazista, żeby w normalnych mężczyznach wytwarzać wystarczające poczucie pewności, że jestem mężczyzną i mam prawo być wrażliwy. Chodzi mi o ludzi, którzy mają pojęcie o zawodzie tancerza jako o czymś niemęskim. Przecież taniec jest archetypem, dawniej wykonywany był głównie przez mężczyzn, wojowników. Zatańczenie było dowodem elegancji, sprawności – czy jeśli wojskowi tańczyli mazura, to znaczy, że wszyscy byli homoseksualistami? To jest przecież absurd! Nie wiem, co z tym zrobić, wydaje mi się, że należałoby promować taniec sceniczny w kulturze masowej – na przykład program Taniec z gwiazdami spopularyzował trochę ten zawód. Chciałbym, żeby w mass mediach pokazywano dobrych tancerzy, bo wielu znakomitych polskich artystów całe życie tańczyło, a znają ich tylko ludzie z wąskiego kręgu kultury baletowej. Nasze współczesne społeczeństwo trochę marnuje taką wspaniałą rzecz, jaką jest taniec w pierwiastku męskim i żeńskim – przecież nie jesteśmy uniseksami. To jest bardzo ważne, bo skąd potem biorą się problemy między kobietami i mężczyznami? Jeśli ktoś zajmuje się tańcem, to ma swobodę kontaktu, mężczyzna nie ma problemu, by zdobyć piękną kobietę, kobieta – by zdobyć pięknego mężczyznę, bo mają w sobie powab, napięcie. Wystarczy obejrzeć filmy Carlosa Saury Tango czy Carmen, tam czuć tę męskość i kobiecość, tam wiadomo, o co chodzi i tej kultury mi brakuje. Ma ją Hiszpania, tam nie ma wstydu do tańca.

Jaki rodzaj repertuaru jest prezentowany w Kieleckim Teatrze Tańca?

Nie jesteśmy teatrem autorskim w sensie jednego stylu jak na przykład teatr Kantora czy Grotowskiego, gdzie metoda pracy determinowała charakterystykę przedstawienia. U nas kształcimy po to, żeby tancerz był sprawny i „ładnie” tańczył. To brzmi śmiesznie, ale jest w tym sens – tańczyć ładnie to znaczy tańczyć dobrze. Kształcimy tancerzy, żeby potrafili zatańczyć w repertuarze jazzowym, modern jazz, z różnymi współczesnymi partnerowaniami, z kontaktem z podłogą – uogólniając, można powiedzieć, że my tańczymy na nogach i na podłodze, podczas gdy na przykład współczesny balet neoklasyczny tańczy właściwie wyłącznie na nogach (w pozycji stojącej). Mamy też repertuar neoklasyczny, na przykład do piosenek Niemena, gdzie do utworu Wspomnienie powstał piękny balet na pięć par: lekki, łatwy i przyjemny, łatwy oczywiście nie technicznie, lecz w sensie odbioru.

Czym się charakteryzuje taniec jazzowy, jakie są jego rodzaje?

Taniec jazzowy jest bardzo szerokim pojęciem, trudno jest opowiedzieć o nim w krótkich słowach. Można go podzielić na afro jazz, modern jazz i pop jazz. Charakteryzuje się przede wszystkim tym, że jest tańczony do muzyki jazzowej, która dziś, jak wiadomo, ma już wiele odmian, i do tych odmian powstają style tańca. Taniec jazzowy miał swój rozkwit w latach 40-tych i 50-tych: przede wszystkim musicale w Ameryce, wcześniej rewia. Ważną postacią był Alvin Ailey – człowiek, który wprowadził czarny taniec jazzowy na scenę, dzięki czemu przybrał on formę baletu współczesnego z elementami ruchów murzyńskich. Ponadto, oprócz klasyki, ważny udział ma technika Marthy Graham, czyli technika modern z kontrakcją i release jako głównymi zasadami pracy ciała. To połączenie baletu klasycznego, techniki Marthy Graham z typowymi cechami ruchów murzyńskiego folkloru stworzyło sceniczny taniec jazzowy. Później, gdy powstały muzyka funky jazz, hip hop, taniec jazzowy trochę się zmienił. To, co prezentuje Michael Jackson też wynika z tańca jazzowego, choć to już jest pop jazz. Zarówno Michael Jackson, jak i Madonna chodzili na lekcje tańca do Alvina Ailey’a – uczyli się u tancerzy, u których my się dzisiaj uczymy – na przykład w Kielcach warsztaty prowadzi Billy Goodson, choreograf Michaela Jacksona. To są ludzie, którzy modyfikowali ten taniec: przychodziła modna muzyka pop jazzowa, był np. Michael Jackson, który wraz z choreografami tworzył nowy ruch, choreografię specjalnie pod tę muzykę. Potem dzięki reklamie czy też rzeczywiście ciekawej jakości stawało się to popularne jako nowy styl tańca. Dziś o hip hopie mówimy jak o czymś odrębnym, ale jego źródłem jest jazz, murzyńska kultura, muzyka synkopowana, bowiem właśnie synkopa jako przeniesienie akcentu, czyli szczególna rytmizacja charakteryzuje jazz.

Podczas warsztatów podkreśla Pan jak ważny jest charakter tańca.

Tak, dlatego że mamy tylko dwie nogi i dwoje rąk, i wiele już się wymyślić nie da. Można robić kroki odstawne, dostawne, skrzyżne, ale to się wszędzie powtarza. Dlatego o tańcu stanowi jego charakterystyka, jego wykonanie, czyli coś, co jest duchem tego tańca i tylko za pomocą ciała to przekazujemy. Dlatego ważne jest, aby skupiać się nie tylko na tym, jaki ruch mamy zrobić, ale w jakim charakterze.

Czyli trzeba myśleć.

Powiedziałbym raczej, że trzeba czuć, a potem myśleć, bo taniec jest sztuką, a sztuka w przeciwieństwie do nauki jest naszym wyrażeniem się, jest rzeczywistością, podczas gdy nauka tylko opisuje rzeczywistość. Dlatego taniec jest tym, czym jest sztuka, stwarza się od razu w pełni. Taniec trzeba czuć tak jak sztukę. Można powiedzieć: czuję się dobrze, czuję się źle, śmieję się albo nie śmieję się, lubię albo nie lubię – nie muszę wiedzieć dlaczego lubię albo nie lubię – po prostu lubię. Tańczę, bo mam wewnętrzną potrzebę. Nie wiem jak, nie wiem dlaczego, nie wiem które kroki, ale wychodzę i tańczę. Małe dziecko nie wie, jakie kroki tańczy, ale tańczy. Potem taniec się formalizuje, bo trzeba odpowiednio kształcić ciało, wytrenować, trzeba na przykład ujednolicić taniec stylowo, aby móc go przekazać grupie tanecznej. Forma pojawia się, ale później.

Jest Pan także choreografem. Jak Pan pracuje nad choreografią?

Myślę, że każdy choreograf ma inne metody, a zależą one między innymi od tego, w jakim stylu przygotowuje się choreografię. Niektórzy wychodzą od formy ruchu, niektórzy od intencji czy też od muzyki i tego, co ona im podpowiada. My z żoną najpierw staramy się zadać sobie pytanie, co to ma być. Czy to ma być forma, czy historia, czy idea. Czy to ma być prowokacja, czy coś, co mieści się w utartych kanonach. To są rzeczy bardzo indywidualne i subiektywne, tu nie ma klucza. Zawsze zastanawiam się, co chcę powiedzieć, wyrazić, ale nie układając wszystko w krokach, tylko jaka jest myśl główna. Na przykład robiąc Bolero, myślimy: Bolero, tu chcielibyśmy wyrazić napięcie pomiędzy kobietą i mężczyzną, bo bolero jest tańcem, który ma w sobie coś narastającego, coś z uniesienia, takiego jakie następuje właśnie między kobietą i mężczyzną. To uniesienie powoduje, że coś wybucha, i tak również jest skonstruowane bolero – narasta i na końcu eksploduje. To był jakby pierwszy koncept: kobieta i mężczyzna. A potem już myśli się formalnie: w tym momencie wchodzą mężczyźni, w tym kobiety, tu jest napięcie pomiędzy nimi, tu wychodzą. Układa się już krokami, myśli się w jakim charakterze, w jakim ruchu, czy realizować muzykę dokładnie, czy też w ogóle nie trzymać się rytmu, pójść szeroko. Przy Pasji, która jest przedstawieniem typowo teatralnym, pracowaliśmy inaczej. Tu trzeba było myśleć scenami: kto wszedł, kto wyszedł, jak, jakie są postaci, jaka ma być ich charakterystyka… Muszę wiedzieć, jaka jest idea przedstawienia, ale też o czym ono ma nie powiedzieć wprost, by nie było to podejście dydaktyczne. Nie chcę widza nauczyć, chcę tylko, żeby się skupił, żeby coś go pobudziło – tylko tyle, bo jak mnie pobudza jakaś myśl, to chcę widzowi ją przekazać bez jakiegoś większego komentarza. Takie przedstawienie buduje się bardzo formalnie, konkretnie. Ponadto w przypadku Pasji muzyka była pisana specjalnie do tego spektaklu, musiałem więc siąść z kompozytorem i powiedzieć mu: tu chcę żebyś zrobił sześciominutowy utwór, z czego minuta to jest wstęp, potem ostre zagranie rytmem przez 20 sekund, potem na przykład znowu plazma dźwiękowa, potem znowu ostry rytm. i ma to być utrzymane w charakterystyce lekkiego orientu. On wtedy komponuje muzykę zgodną z moją potrzebą formalną. To są dwa skrajne przykłady. Czasem robimy choreografie koncentrując się na tworzeniu obrazów, to plastyczne podejście do przedstawienia.

Jest wiele zespołów, które nazywają się teatrami tańca. Czym dla Pana jest teatr tańca?

Trochę uchylę się od odpowiedzialności w tym pytaniu. Nie jestem wprawnym teoretykiem, jestem artystą i odpowiedź moja na pewno nie zadowoli teoretyków tańca, ale użyję porównania, które da pewien obraz.

Według mnie jest to zespół tancerzy, którzy realizują sztukę teatru poprzez ciało użyte jako instrument taneczny w różnych formach tańca rozszerzając środki wyrazu o inne dziedziny teatru, jak słowo, plastyka, muzyka. Ta synteza jest moim zdaniem pierwszoplanowa, nie odczuwam, aby jakość formalna tańca w teatrze tańca była tak dominująca jak w balecie klasycznym. W balecie teatralność pozostaje na drugim planie, na pierwszy plan wysuwa się taniec i stąd wynika poczucie skostnienia. Gesty są naiwne, bo pochodzą z dawnych czasów – dziś już dla nas nieświeże, ale pozostawione jako ładna forma taneczna. Robiąc teatr tańca, myślę o tym, żeby wykorzystywać język, który istnieje w obecnym czasie, ale nie jest zbyt umowny. Chciałbym, żeby był bardziej dzisiejszy, odbierany intuicyjnie. W balecie jest bardzo duża umowność, w teatrze tańca – trochę mniejsza.

KTT organizuje dużo kursów, warsztatów. Jakiego rodzaju są to warsztaty, kto je prowadzi, kto na nie przychodzi?

Organizujemy warsztaty tańca jazzowego i zapraszamy specjalistów od tańca jazzowego, broadway jazz, hip hopu, funky, jazz rock, stepowania. Są to bardzo dobrzy pedagodzy, który pracowali czy nadal pracują nie tylko z profesjonalnymi zespołami, ale też z młodzieżą i amatorami. Umieją poprowadzić lekcję i dla zawodowców, i dla osób początkujących, które przychodzą na lekcje rekreacyjnie. Są trzy stopnie zaawansowania: grupa początkująca, średnio zaawansowana i zaawansowana. Na nasze warsztaty w 70% przychodzą ludzie zaawansowani, którzy już gdzieś bywali na lekcjach, ale zawsze 30-40% to osoby, które przychodzą po raz pierwszy – np. przychodzi pani, która jest nauczycielką w szkole i ma ochotę zobaczyć co to jest za taniec, bo już od pół roku chodzi na aerobik, a tam cały czas ta sama muzyka, te same kroki, już się tym trochę znudziła. Taniec nie znudzi się nigdy, wcześniej można umrzeć, niż się znudzić. Dlatego przychodzą ludzie, którzy poszukują ciekawszej formy muzyczno-ruchowej i wtedy taniec objawia się swym pięknem.

Kielecki Teatr Tańca współpracuje również z zagranicą…

Na warsztaty zapraszamy nauczycieli tańca jazzowego z zagranicy, bo w Polsce ten kierunek tańca nie jest wystarczająco rozwinięty, oprócz nas jest jeszcze kilku pedagogów. Tymczasem na warsztatach trzeba cały czas zachowywać świeżość i zmieniać prowadzących zajęcia, zapraszamy ich więc nie na kolejne edycje, lecz co jakiś czas. Mamy przede wszystkim kontakt z Francją, z paryskimi szkołami tańca, i stamtąd najczęściej zapraszamy pedagogów.

16 lat temu poznaliśmy Thierry’ego Vergera, bardzo interesującego choreografa, który jest indywidualnością nawet w Paryżu, gdzie jest bardzo duża różnorodność i ogromna konkurencja. Spotkanie z tym człowiekiem uzmysłowiło nam, że idziemy wspólną drogą, myślimy bardzo podobnie, z tym, że on pierwszy znalazł te środki, które nazwaliśmy underground. Dlatego zaprosiliśmy, go by zrobił u nas dwa przedstawienia. Teraz kolejny spektakl przygotowuje jego żona i jednocześnie asystentka. Staramy się propagować właśnie ten styl tańca, który w Paryżu znany jest jako modern jazz. My nazwaliśmy go modern jazz underground, żeby było to czytelniejsze medialnie i by zaznaczyć jego nieco inną charakterystykę, rzeczywiście różną od lekcji modern jazz u pozostałych pedagogów.

Underground według nas oznacza podziemność w rozumieniu głębokich pokładów instynktownych zachowań człowieka, jego ruchu archetypicznego. Ruch, który choć w opracowaniu artystycznym wydaje się nam taki jak w czasach pierwotnych, gdy sprawność fizyczna była dominująca jako gwarant przetrwania, nie jest agresywny, ale silny. Thierry’emu spodobało się nasze rozszerzenie nazwy i chce także rozpowszechnić ją we Francji.

W którym kierunku pójdzie KTT?

Nadal będziemy realizować spektakle modern jazz underground i chcemy wrócić do repertuaru jazzowego. Jest to trudny repertuar, do którego trzeba mieć różnorodnych tancerzy. Jazz wymaga dobrej klasyki, a underground dobrej sprawności akrobatycznej. Ostatnio poszliśmy w kierunku sprawności akrobatycznej i jesteśmy mniej skupieni na repertuarze jazzowym, nad którym pracuje się nieco inaczej. Chcieliśmy zrobić coś należącego do lżejszej muzy – nie musical, bo nie jesteśmy po to, żeby robić musicale – ale byłoby to coś w rodzaju tańca musicalowego. Scenariusz mamy już od 1999 roku: historię jazzu. Fabuła jest dość prosta, przekrój od tańca afro do dzisiejszej popkultury. Potrzeba na to jednak dużo pieniędzy, zarówno na scenografię i kostiumy, jak i na różnorodnych tancerzy, bo niestety nie można dobrze tańczyć całego jazzu. Ja i nasi tancerze jesteśmy tancerzami jazzu scenicznego, możemy również zatańczyć broadway jazz, natomiast nie możemy już być na przykład bardzo dobrymi tancerzami hiphopowymi, bo jest to tak charakterystyczne, że musielibyśmy spędzić kilka miesięcy na szlifowaniu tego stylu, aby się przestawić, a równocześnie musimy tańczyć również spektakle neoklasyczne, więc brakuje czasu. Dlatego do takiego spektaklu, jaki planujemy, trzeba dotrudnić tancerzy, którzy specjalizują się w innych stylach pop jazzowych.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

rozmawiała Katarzyna Walkowska