Trubadur 2(47)/2008  

We sell the best steroids for sale from the world's best online steroid store. When i went to the hospital i told the nurse that i did not need to take this medicine for three weeks, and she agreed Pandak dapoxetina spagna senza ricetta to let me. As you may already be aware nolvadex is the drug used by bodybuilders and gym enthusiasts to increase the muscle strength, size, and mass.

Ariel is a great program to get you in the shape of your life by targeting specific areas with specific exercise routines that will give you results in a short amount of time. In patients with pss, patients with positive fontan palliation, and those with a genetic diagnosis or a positive family history of pss (for example, familial pss), the clinical features of the disease San Justo terbinafin bestellen consist of hypoxemia, cardiac failure, cardiac arrhythmia, and the potential for pulmonary. We are proud to serve the entire nation and the entire world with our wide selection of prescription and over-the-counter medications, vitamins and herbal supplements.

Czasopisma, czasopisma…

Moi znajomi z „Trubadura” nie zapominają o mnie i przysyłają mi kolejne magazyny wydawane przez Teatr Wielki-Operę Narodową, dzięki czemu mogę je, choć z oddali, śledzić dość regularnie. Miałem już okazję pisać w Trubadurze (nr 16 z 2000 r.) o wydawnictwie Teatru Wielkiego pt. Papageno, niestety w większości krytycznie. Minęło parę lat, Papageno przeszedł do historii, a TW-ON w 2002 r. rozpoczął wydawanie Opery Narodowej.

Powstała ona za czasów dyrekcji Jacka Kaspszyka i można tam było wówczas znaleźć kalendarium wydarzeń w teatrze, zapowiedzi premier i gościnnych występów, ilustrowały ją ładne zdjęcia – w pierwszych dwóch numerach czarno-białe, potem już kolorowe. Były dłuższe teksty poświęcone aktualnym wydarzeniom operowym i baletowym, gościnnym występom teatru, czasem trochę historii. Ogólnie pozytywnie oceniałem to wydawnictwo, choć irytowały mnie dość napuszone, zbyt górnolotne redakcyjne wstępniaki i może wkradające się z czasem, coraz liczniejsze całostronicowe reklamy. Ostatni numer – 12 – został wydany na koniec sezonu 2004/2005.

Ponownie Opera Narodowa – pod tą samą nazwą, lecz pisaną inną czcionką – pojawiła się na początku sezonu 2007/2008, oczywiście już ze zmienionym zespołem redakcyjnym. W nowej wersji nie ma na szczęście wstępniaków, ale też jest dużo mniej tekstów – właściwie tylko krótkie, kilkuzdaniowe informacje o tym, co było lub będzie (w tym zapowiedź premiery Fausta, która jednak się nie odbyła, czy informacja przed grudniowym występem Andrzeja Dobbera w Rigoletcie że jest to jego debiut – a przecież ten artysta już występował w tej partii i tym spektaklu, o czym można się było dowiedzieć np. z informacji na stronie internetowej teatru), krótkie wypowiedzi twórców i sporo zdjęć. Pojawiła się też seria Poznajemy pracownie teatralne – sporo tu fotografii odsłaniających kulisy opery, ale ja wolałem teksty naszych klubowych koleżanek z lat 2004-2005 publikowane w Trubadurze, gdzie można było przeczytać wypowiedzi tych, którzy pracują na to, byśmy mogli przeżywać wspaniałe chwile w teatrze. Ciekawym pomysłem było pokazanie zdjęć z prób zespołu baletowego (już po odejściu z TW-ON Michała Krajewskiego można go było jeszcze zobaczyć w wydanym w marcu/kwietniu numerze 3).

Błędy i niedociągnięcia oraz dosyć uboga treść są o tyle irytujące, że w teatrze działa cały sztab promocji, reklamy, duży dział literacki, rzecznik prasowy itd., itp. Widocznie wciąż brak jest pomysłu na nowoczesne, ciekawe, profesjonalne pismo operowe. Na półce mam różne mutacje periodyków wydawanych przez najważniejszy teatr operowy w Polsce; najciekawsze, najbardziej profesjonalne i wciąż w dużej mierze aktualne są numery Sceny Operowej wydawanej jeszcze w czasach dyrekcji Roberta Satanowskiego. Podobnie jak bogaty i różnorodny był pod koniec lat 80. ubiegłego wieku repertuar kierowanego przez Satanowskiego Teatru Wielkiego.

Życzę powodzenia kolejnej próbie teatru propagowania swej działalności wśród widzów, choć chciałoby się trochę więcej poczytać, a nie tylko oglądać – skądinąd ładne – zdjęcia.

Michał Kostrzewski