Trubadur 2(47)/2008  

This idea was taken by the greeks of the late nineteenth century but they needed a way to convey it to the people. Fluctuating symptoms are Lumezzane common in children with influenza but severe cases can occur. You have to be aware about the side effects and interactions of this medicine.

It has been proven in numerous studies that the drug is safe and very effective for a wide range of different types of conditions. When viagra 100 mg per donne the medication was first released, the drug company did not give any guidelines for. Periactin is a type of veterinary grade hormone supplement that helps to regulate the functions in the bloodstream and heart (this is also referred to as the hormone equivalent).

Janina Tisserant-Parzyńska
1895 – 1989

Janina Korolewicz-Waydowa, wybitna polska śpiewaczka, w swej autobiograficznej książce Mój pamiętnik (Ossolineum, 1958) pisze: jednym z najciekawszych zjawisk scenicznych była młodziutka mezzosopranistka, uczennica Wacława Brzezińskiego, Janina Tisserant, która zadebiutowała u mnie w roli Carmen; niezwykle muzykalna, obdarzona wyjątkowo pięknym i wielkim głosem o szerokiej skali oraz wybuchowym temperamentem scenicznym… Działo się to w sezonie 1917/1918 w Operze Warszawskiej, której dyrektorem była wówczas Korolewicz-Waydowa. Prawie 50 lat później, dokładnie 28 lutego 1966 roku, w Krakowie miała miejsce premiera Damy pikowej Piotra Czajkowskiego. Partię tytułową zagrała i zaśpiewała… Janina Tisserant-Parzyńska. I wykonała ją w sumie 45 razy na przestrzeni 4 lat (ostatni raz – 6 kwietnia 1970 roku). W roku bieżącym Opera Krakowska pokazała Damę pikową po raz drugi. Jest więc okazja, aby przypomnieć jedną z najznakomitszych interpretatorek mezzosopranowych partii operowych, artystkę wybitną, którą z całkowicie niewiadomych przyczyn pomijają encyklopedie i słowniki muzyczne, artystkę uznawaną za współtwórczynię złotego okresu opery polskiej.

Janina Tisserant urodziła się w Warszawie 26 czerwca 1895 roku (niektóre dokumenty przesuwają to wydarzenie na 1896 rok). Wychowywała się w wyjątkowo muzykalnej rodzinie: ojciec, Ludwik Tisserant, był pianistą i pedagogiem, matka, Ludwika, również pianistką, a stryj Józef – skrzypkiem w Operze Paryskiej. Wywodząc się z tak umuzykalnionej rodziny, nie mogła nie kształcić się muzycznie. A więc najpierw fortepian, oczywiście u ojca, potem śpiew u prof. Aleksandra Myszugi, wybitnego w owych czasach śpiewaka i pedagoga. Było to w Warszawie, w latach 1913-1914, w Szkole Muzycznej Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego (przekształconej później na Wyższą Szkołę Muzyczną im. F. Chopina). Artystka tak po latach wspominała te lekcje: maestro Myszuga uczył nas jakoś bardzo prosto, zrozumiale, przystępnie. Posługiwał się nie tylko samą teorią wokalną, ale i metodą naśladowania pedagoga: władając doskonale swoim głosem, nie zważając na swoje sześćdziesiąt lat, często śpiewał nam na lekcji różne wprawki, a my, uczennice i uczniowie, staraliśmy się wykonywać je w ten sam sposób. Skutki były cudowne! Lekcje były nadzwyczaj ciekawe, rozumne, mądre i dawały wiele podstaw do opanowania wokalnego mistrzostwa, doskonałego śpiewu… Po wyjeździe prof. Myszugi do Włoch młoda artystka znalazła się w klasie jego ucznia, Wacława Brzezińskiego. Brzeziński przez trzy lata kontynuował metodę Myszugi. Janina Tisserant precyzyjnie opanowała tajniki szkoły wokalnej obu swych mistrzów. Doskonale władała oddechem, umiejętnie koncentrowała głos w punkcie rezonansowym, zwracała uwagę na czystą i wyraźną dykcję. Być może dlatego jej głos przez tak długie lata pozostawał świeżym, czystym i dźwięcznym. Być może jej debiut (nieoficjalny, jeszcze w czasie studiów, 29 maja 1916 roku) wypadł z tak wielkim i nadzwyczajnym sukcesem. Gwoli ścisłości i dokładności dodajmy, iż artystka doskonaliła swój warsztat wokalny w Mediolanie (u Adeli Borghi i Vittoria Podesti). Sukces debiutu, tego, o którym wspominała Korolewicz-Waydowa, zaowocował zaproszeniem do stałej współpracy w Operze Warszawskiej. Trwała ona w różnej formie (najpierw stała solistka, potem występy gościnne) przez cały okres międzywojennego dwudziestolecia. W międzyczasie występowała też gościnnie we Włoszech, Austrii i Niemczech oraz na scenach krajowych. Repertuar artystki obejmował role mezzosopranowe m.in. w operach: Samson i Dalila, Hugonoci, Aida, Gioconda, Lohengrin, Walkiria, Eugeniusz Oniegin, Dama pikowa, Rigoletto, Rycerskość wieśniacza, Madama Butterfly, a także w operach polskich kompozytorów: Straszny dwór, Halka, Maria Statkowskiego, Eros i Psyche Różyckiego, Stara baśń Żeleńskiego. A oto jak sama śpiewaczka wspominała swój debiut w partii starej znachorki Jaruchy w operze Żeleńskiego Stara baśń na scenie warszawskiej w 1918 roku: rola Jaruchy znakomicie odpowiadała rodzajowi mojego głosu, czułam się w niej doskonale pomimo niekorzystnej charakteryzacji. A sam kompozytor komplementował ją za umiejętność wcielenia się w starą postać mimo młodego wieku. Obok Janiny Tisserant w operze tej wystąpili m.in. Matylda Polińska-Lewicka, Halina Leska, Stanisław Gruszczyński, Wacław Brzeziński i Adam Ostrowski. Do partnerów miała zresztą artystka szczęście. Śpiewała u boku, lub u jej boku śpiewali tak wybitni wówczas artyści polskiej opery jak: Janina Korolewicz – Waydowa, Ada Sari, Stani Zawadzka, Ewa Bandrowska-Turska, Maria Mokrzycka, Adam Dobosz, Ignacy Dygas, Stanisław Drabik, Eugeniusz Mossakowski czy Jan Kiepura (śpiewała z nim Maddalenę w Rigoletcie i tytułową Carmen w operze Bizeta). A przedstawieniami z jej udziałem dyrygowali m.in. Emil Młynarski, Artur Rodziński, Adam Dołżycki, Jerzy Sillich.

Janina Tisserant-Parzyńska należała do artystek bardzo poważnie traktujących swój zawód. Jej interpretacje operowe były przemyślane i solidnie dopracowane scenicznie. Tworzyła postaci niemal autentyczne, ciekawe, frapujące. A mając dobrą szkołę wokalną, śpiewała zawsze głosem pełnym świeżości, dźwięcznym, z czystością intonacyjną. I z wyjątkową równością emisyjną.

Po II wojnie światowej (i po pobycie w obozie przejściowym w Pruszkowie) artystka wraz z najbliższą rodziną (mężem Lucjanem, prawnikiem oraz synem Jerzym, również prawnikiem, ale też muzykologiem i znanym i cenionym w Krakowie publicystą muzycznym, zmarłym w 1994 roku (starszy syn artystki, Zdzisław, zginął w 1944 roku wywieziony do Niemiec) osiedliła się w Krakowie. Tu przez następnych kilkadziesiąt lat prowadziła ożywioną działalność artystyczną i pedagogiczną. Występowała w spektaklach operowych (w latach 1946-1949, najczęściej pod dyrekcją Waleriana Bierdiajewa i Adama Kopycińskiego; m.in. jako Cześnikowa w Strasznym dworze i Maddalena w Rigoletcie), a także na koncertach filharmonicznych (m. in. estradowe wykonanie Carmen, dyr. W. Bierdiajew, 1945 r.). Dokonała też wielu nagrań dla Polskiego Radia (w 1951 roku recitale arii kompozytorów polskich, rosyjskich, pieśni Rachmaninowa, Czajkowskiego, St. Lipskiego) oraz audycji w Telewizji Polskiej (11.03.1970 r.).

Podjęła również owocną działalność pedagogiczną, najpierw w Państwowej Średniej Szkole Muzycznej i Ognisku Muzycznym, a potem prywatnie. Do jej uczniów należeli między innymi późniejsi czołowi soliści sceny krakowskiej: Iwona Borowicka, Maria Choma, Zofia Jabłońska, Aleksandra Strugacz, Zbigniew Melanowski, Bolesław Pawlus, Jan Wilga. Swoich uczniów traktowała z niesłychaną życzliwością, wręcz opiekuńczo, bardzo indywidualnie, przekazując im te wszystkie tajniki bel canta, które sama zdobywała u swych pedagogów i w trakcie występów scenicznych. Brała też udział jako juror w konkursach śpiewaczych (m. in. organizowanych przez redakcję dziennika Echo Krakowa w roku 1958).

Niewątpliwym wydarzeniem w jej dojrzałym już życiu artystycznym był udział w inscenizacji opery Dama pikowa w 1966 roku. Stało się to na zaproszenie dyrygenta, ówczesnego dyrektora Opery Krakowskiej, Kazimierza Korda. Artystka wspominała: ze względu na mój wiek i dłuższy okres przerwy w publicznych występach operowych było to dużym ryzykiem. Intuicja artystyczna i wyczucie nie zawiodły jednak dyr. Korda, gdyż wywiązałam się nie najgorzej z powierzonego zadania. Zaliczam te występy do najpiękniejszych przeżyć artystycznych w moim podeszłym wieku.

Recenzenci zgodnie podkreślali wyjątkową interpretację partii starej Hrabiny, szlachetną, sugestywną i bardzo dojrzałą wokalnie. Znany recenzent, Józef Kański, napisał: rzeczywistą kreację wielkiej miary, która na długo zostaje w pamięci, prawdziwie wzorcową postać z opery Czajkowskiego stworzyła właściwie jedna artystka – sędziwa Janina Tisserant-Parzyńska (Ruch Muzyczny nr 12/1966 r.).

Janina Tisserant-Parzyńska zmarła w Krakowie 7 września 1989 roku. Mama żyła sztuką i miłością do rodziny. Głównym motorem działania była dla niej sztuka, była osobą o bardzo silnej osobowości, spontaniczna i żywiołowa, a równocześnie potrafiła być opanowana i powściągliwa – tak zapamiętała ją synowa, Teresa Parzyńska, muzykolog, wielka miłośniczka i znawczyni muzyki.

Jacek Chodorowski