Trubadur 1(50)/2009  

Generic brand drugs are identical except for the packaging and may cost up to ten times less than brand name. You may also spedra cialis viagra levitra prezzi experience some allergic reactions such as a rash or a watery diarrhea. Prednisone is a steroid hormone medication that helps to relieve pain.

Let us know if you see any changes on the side effects. The ivermectin, a drug developed by smithkline laboratories, is used by dairy companies to control the infestation of milk-producing animals, uprima kaufen ohne rezept Iwakuni especially cattle. The controversy around phentermine and the drug phenibut (the chemical name “phenidomine”) has been ongoing since the last century, with its roots tracing back to observations that it acted as a stimulant and was highly valued by russian soldiers in the second world war.

Nareszcie własna!
Otwarcie gmachu Opery Krakowskiej

Dzień 13 grudnia 2008 roku zapisze się zapewne na trwałe w historii wydarzeń kulturalnych w Krakowie. W tym bowiem dniu odbyło się uroczyste (dodałbym: wzruszające, eleganckie i wytworne) otwarcie gmachu Opery Krakowskiej! Po 54 latach od powstania tej instytucji!

Budowa trwała 6 lat. Nie obyło się bez poślizgów, opóźnień, przesunięć terminów ukończenia, konfliktów (nawet incydentalnie o charakterze aferalnym). Ale wreszcie nastąpiła inauguracja własnej siedziby. Nie na długo wprawdzie, bo po trzech spektaklach, jednej imprezie zewnętrznej i dwóch koncertach (sylwestrowym i noworocznym) obiekt został zamknięty, do 20 lutego, na czas usunięcia pewnych usterek (głównie przeciwpożarowych) o charakterze eksploatacyjnym, użytkowym. Tak przynajmniej informowała krakowska prasa codzienna.

Sam obiekt i jego kompozycja architektoniczna (zarówno elewacji, jak i wnętrza) wzbudziły emocje i kontrowersje. Co do jednego tylko panuje powszechna zgodność: widownia ma bardzo dobrą akustykę! Abstrahując jednak od emocji, stwierdzić trzeba bezwzględnie, iż Opera Krakowska ma wreszcie własną, niezależną siedzibę. I oby owa siedziba była wykorzystywana z odpowiednim dla opery poziomem artystycznym i rangą kulturalną miasta.

Na inauguracyjne przedstawienie wybrano operę Krzysztofa Pendereckiego Diabły z Loudun. W ten sposób chciano uczcić 75-lecie urodzin czołowego dziś polskiego kompozytora, przypadające właśnie w roku 2008. Diabły z Loudun swą światową prapremierę miały w 1969 roku w Hamburgu, a polską w roku 1975 w Teatrze Wielkim w Warszawie. Libretto opery napisał sam kompozytor według sztuki Johna Whitinga Diabły. Treść oparta jest na autentycznych wydarzeniach w XVII-wiecznej Francji (brutalny proces i stracenie księdza Urbana Grandiera z Loudun, oskarżonego o niemoralność, opętanie zakonnic oraz konszachty z demonami). Wydźwięk filozoficzny opery zmieniał się z upływem czasu (manifest przeciw absurdom władzy absolutnej i totalitaryzmowi, obawa przed ekstremizmem, wykorzystywanie wiary i zabobonu do walki politycznej). Chyba jednak najbliższy prawdy jest jeden z recenzentów, który uważa, iż opera jest moralitetem o odkupieniu grzechów, sensie cierpienia oraz zbawczej mocy poświęcenia (M. Mendyk, Dziennik, 17.12.2008 r.). Reżyser krakowskiego spektaklu, Laco Adamik, uwypuklił w swej koncepcji wątek polityczny. W jednym z wywiadów powiedział: ofiarą politycznych targów pada bowiem główny bohater Grandier (…) jego śmierć eliminuje poważnego przeciwnika politycznego dalekosiężnych planów kardynała Richelieu (Scena Polska, XII/2008 r.). Zgodnie więc ze swą koncepcją rozgrywa akcję opery jakby w trzech płaszczyznach, wzajemnie się zresztą przenikających: politycznej – reprezentują ją wysłannik króla oraz mer Loudun (bardzo dobre role Adama Zdunikowskiego i Stanisława Knapika), religijnej – księża egzorcyści oraz nieco komiczne postaci aptekarza i chirurga (trafnie dobrani i dobrze oddający swe role Franciszek Makuch i Andrzej Biegun) oraz etyczno-obyczajowej – para głównych bohaterów: matka Joanna i ksiądz Urban Grandier. Wszystkie postaci opery są bardzo dobrze zakreślone dramaturgicznie. Koncepcja rozgrywania poszczególnych scen potęguje dramatyzm wydarzeń. Laco Adamik doskonale wyczuwa teatralność samej muzyki kompozytora. Nie emanuje więc przesadnym negliżem, nadmiernym rozerotyzowaniem. Od strony aktorskiej wszystko wydaje się być na swoim miejscu. Temu wyrazowi dramatycznemu sprzyjają proste i trafne dekoracje i kostiumy.

Muzycznie inscenizację tę przygotował Andrzej Straszyński. Myślę, iż ten doświadczony dyrygent operowy potrafił przekazać wszystko, co zawiera partytura, a muzyka opery jest bogata i różnorodna, by przytoczyć tylko opinie o niej: archaizujące gregoriańskie śpiewy chóru, liczne klastery („plamy dźwiękowe”), nakładanie długo utrzymywanych płaszczyzn dźwiękowych, efekty szmerowe, oszałamiające glissanda.

Partię matki Joanny wykonała na premierze Ewa Biegas. To niewątpliwie trudna wokalnie i aktorsko rola. Artystka poradziła sobie z nią znakomicie. Grą i głosem (odpowiednio modulowanym: mówiącym, śpiewającym, krzyczącym) potrafiła oddać erotyczną obsesję, graniczącą wręcz z obłędem. Doskonale sprawdził się również w partii księdza Grandiera Artur Ruciński. Artysta w pełni podołał wymaganiom wokalnym, a równocześnie stworzył postać nie do końca jednoznaczną: czy rzeczywiście był nieco rozwiązły, czy też emanował charyzmą. Tak czy inaczej, stał się jednak ofiarą politycznej gry. Dodać należy, że wszyscy soliści (a jest ich w tej operze aż 19!) śpiewali i grali dobrze, mając znakomite wsparcie w bardzo dobrze przygotowanym chórze.

Jacek Chodorowski

Krzysztof Penderecki: Diabły z Loudun, reż.: Laco Adamik, kier. muz.: Andrzej Straszyński, scenogr.: Barbara Kędzierska, kostiumy: Magdalena Tesławska/Paweł Grabarczyk, przyg. chóru: Marek Kluza, premiera: 13.12.2008 r., Opera Krakowska.