Od Chopina do Paderewskiego

Chopin i jego Europa 2018

Za nami kolejny, czternasty już festiwal Chopin i jego Europa. W tym roku obchodzimy setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, nie mogło zatem zabraknąć w tytule i w programie twórczości I.J. Paderewskiego. Ten wielki patriota, pianista i kompozytor, a także premier RP, walnie przyczynił się do odzyskania przez nasz kraj niepodległości, a jego zasług dla propagowania polskiej kultury nie sposób przecenić. Stworzony przez Stanisława Leszczyńskiego Festiwal kontynuuje, rzec można, dzieło Paderewskiego, od lat promując polską muzykę bardziej – a zwłaszcza mniej – znaną od Jarzębskiego do Paderewskiego. Dziś coraz więcej wykonawców, nie tylko polskich, ale także zagranicznych wprowadza tę muzykę do swego repertuaru. A dzięki płytom, niestrudzenie wydawanym przez NIFC, mogą się nią delektować także ci, którym trudno dotrzeć na koncerty.

You may want to ask the doctor about how many times he or she has reviewed patients in the past, or the number of patients he or she has served in the past, in order to get a better idea of his or her expertise. I took the pill the night before because tadalafil 20 mg hexal preis coarsely that was all i was going to consume. It is an extremely powerful compound and if used properly, helps to cure every single type of herpes without any adverse effects.

It can control the symptoms of high blood pressure for approximately 7 days. It can take 3 months of your vacation but you will still get sick with Dublin everything they offer. In both cases, the drug is electronically delivered to your doctor's office or pharmacy.

            Największym wydarzeniem XIV edycji było niewątpliwie koncertowe wykonanie Halki Stanisława Moniuszki we włoskiej wersji językowej, pod batutą Fabia Biondiego z zespołem Europa Galante w międzynarodowej obsadzie. Partię Jontka zaśpiewał brazylijski tenor Matheus Pompeu. Od strony muzycznej było to wykonanie znakomite (mam na myśli orkiestrę), ale dość banalny XIX-wieczny przekład Giuseppe Achille Bonoldiego nie oddaje w pełni dramaturgii tekstu. Nawiasem mówiąc, dykcja śpiewaków pozostawiała wiele do życzenia. Chlubnym wyjątkiem w tej materii okazał się Robert Gierlach w roli Janusza. Najważniejsze, że dzięki Biondiemu warszawska Halka ma spore szanse na europejską karierę. Maria Fołtyn miałaby satysfakcję. Włoscy muzycy mają zainaugurować Halką przypadający w 2019 Rok Moniuszkowski w 200. rocznicę urodzin kompozytora. Miejmy nadzieję, że nie będzie to wykonanie ostatnie.

            Największym z kolei rozczarowaniem był dla mnie występ długo oczekiwanego Christopha Prégardiena, którego pamiętam z roku 2008, kiedy to cudownie zinterpretował (po niemiecku!) pieśni Chopina z towarzyszącym mu kongenialnym Andreasem Steierem. Pisałam o tym w Trubadurze i był to dytyramb na cześć obu panów. Recital tegoroczny już bez Steiera, niestety, był po prostu nudny. Wspaniałego cyklu 12 pieśni Paderewskiego do słów Catulle’a Mendèsa miałam okazję wysłuchać wielokrotnie. Znakomicie zaśpiewała je między innymi Anna Radziejewska podczas Festiwalu Pieśni Polskich, organizowanego przez Filharmonię im. Traugutta. W interpretacji niemieckiego tenora wydały mi się bezbarwne i monotonne.

Również recital Tomasza Koniecznego wypadł bardzo słabo. Poetyckiej transkrypcji na język polski tekstu schubertowskiego cyklu Winterreise dokonał przed laty Stanisław Barańczak. Sam pomysł spolszczenia tak znanych pieśni jest oczywiście kwestią do dyskusji. Problem jednak leży zupełnie gdzie indziej. Tomasz Konieczny, znany jako świetny interpretator Wagnera, w ariach operowych wypada znakomicie, nie radzi sobie jednak z interpretacją pieśni. Potwierdzają to za każdym razem świetne bisy (arie) po nieudanych recitalach (pieśni).

            Niepotrzebnie w programie Festiwali znalazła się potwornie długa i „nudnissima” Symfonia h-moll Polonia, którą słusznie krytykował już Karol Szymanowski. Stanowczo Paderewski nie zasłużył sobie na to, by „torturować” melomanów tym nie najwybitniejszym z jego dzieł. Czas trwania tego monumentalnego utworu chyba niedokładnie obliczyli nawet organizatorzy, bo zaplanowany po nim kameralny koncert z udziałem klarnecisty Kornela Wolaka i pianisty Krzysztofa Jabłońskiego rozpoczął się z ponad półgodzinnym opóźnieniem, tj. około 22:40. Nie wiem, ile w tym „zasługi” nieszczęsnej Polonii, ale był to prawdziwy balsam dla uszu. Artyści wykonali m.in. wybrane fragmenty opery Debussy’ego Peleas i Melizanda w opracowaniu własnym. Przy okazji pragnę wyrazić uznanie i podziękowanie koledze z Trubadura K. Skwierczyńskiemu za wzruszające wspomnienie o naszym zmarłym rok temu przyjacielu Tomku Koninie i jego niezapomnianej inscenizacji Peleasa i Melizandy w pierwszej, kameralnej, wersji na śpiew i fortepian (premiera w TW-ON w 2002 roku). Tekst ten znalazł się w książce programowej Festiwalu.

            Nie sposób w krótkim podsumowaniu wymienić wszystkich wykonawców, tym bardziej, że wielu z nich to stali goście Festiwalu. Trudno dziś wyobrazić sobie Festiwal bez Nelsona Goernera, Concerto Köln czy Tobiasa Kocha. Ten ostatni, znany z propagowania muzyki polskiej na instrumentach historycznych, tym razem zaprezentował, w duecie z wiolonczelistą Andrzejem Bauerem, koncert złożony z utworów i transkrypcji zupełnie u nas nieznanego Auguste’a Franchomme’a; między innymi napisane wspólnie z Chopinem Grand Duo Concertant na temat z opery Robert Diabeł Meyerbeera. Nie po raz pierwszy usłyszeliśmy też na Festiwalu Janusza Wawrowskiego, pierwszego wykonawcę 24 kaprysów Paganiniego podczas jednego koncertu. Tym razem byliśmy świadkami pierwszej większej prezentacji warszawskiej cennych skrzypiec Antonia Stradivariego, pochodzących z 1685 roku. Artysta zagrał na tym wspaniałym instrumencie zapomniany koncert Ludomira Różyckiego, na nowo zrekonstruowany w 2016 roku przez Ryszarda Bryłę.

            Cieszy mnie niezmiernie każdy występ rewelacyjnego kwartetu Apollon Musagète. Od kilku lat artyści czarują słuchaczy niepowtarzalnym brzmieniem smyczków, a wykonywane przez nich utwory urastają do rangi arcydzieł. W tym roku muzycy wystąpili aż trzykrotnie, prezentując m.in. dwa kwartety Panufnika i – prapremierowo – Hommage à Chopin na flet i orkiestrę tegoż kompozytora.

            Organizatorzy nie zapomnieli także o jubileuszu orkiestry Amadeus Agnieszki Duczmal. 19 sierpnia zespół świętował na deskach TW-ON koncertem nadzwyczajnym. Makoto Ozone zaprezentował coś na kształt koncertu fortepianowego Mozarta w mocno swobodnej, acz interesującej wersji jazzowej. Bardzo ciekawym pomysłem okazało się rozdzielenie trzech części koncertu wiolonczelowego Haydna między trzech młodych laureatów konkursu wiolonczelowego im. Lutosławskiego.

            Festiwal Chopin i jego Europa obfituje w koncert kameralne, których jestem wielką admiratorką. Oprócz licznych recitali pianistycznych, co zrozumiałe zważywszy imię Patrona, co roku świetni artyści – w najróżniejszych konfiguracjach i składach – wykonują z powodzeniem zapomnianą muzykę.

            Za rok XV edycja Festiwalu, a jej bohaterem, jak wspomniałam, będzie Stanisław Moniuszko. Może wreszcie jego twórczość doczeka się należnego uznania, tym bardziej, że już w maju kolejne wydanie konkursu jego imienia.

Podyskutuj na facebooku