Biuletyn 2(3)/1997  

400 lat opery
Zapomniane początki

Mamy już rok 1997. Cóż to znaczy dla miłośników opery? Nie chcę tu przecież oznajmiać faktu oczywistego wszystkim, lecz odwołać się do historii opery, a zwłaszcza do jej korzeni. Słusznie mówi się o antycznych dramatach greckich jako o prawzorze sztuki operowej – wszak tam właśnie łączono śpiew z grą aktorską. Później jednak, gdy tradycja ta zanikła, pojawiały się inne formy, zupełnie z nią nie związane – średniowieczne widowiska muzyczno-dramatyczne, misteria, śpiewy trubadurów, wreszcie komedie madrygałowe. Lecz dopiero w ostatnich latach XVI wieku powstała we Florencji Camerata – grupa artystów mająca na celu ożywienie tradycji Hellady w śpiewanym dramacie mitologicznym. I właśnie w karnawale 1597 r. w pałacu Jacopo Corsiego we Florencji wystawiono pierwszą tego rodzaju sztukę – favola dramatica Dafne Jacopo Periego do tekstu Ottavia Rinunciniego. Dzieło to możemy już bez wahania nazwać „operą dawną”. Muzyka niestety nie dochowała się, jedynie dwa domniemane fragmenty znaleziono w Bibliotece Konserwatorium w Brukseli.

Cóż więc to dla nas znaczy? Z Dafne pozostały tylko strzępy, nie była ona dziełem wybitnym albo epokowym. Ale data jej powstania wyznacza początek całego gatunku operowego, który w bieżącym roku obchodzi 400-lecie swojego istnienia! A cały świat operowy o tym milczy! Traktuje się to wydarzenie jak liczne XVI-wieczne przedstawienia, zabawy, czy też „feste musicali”, którym brak było jednak owej jednolitości dramatycznej, tak potrzebnej dziełu operowemu. Mało tego – zapomina się o pierwszych budowniczych sztuki operowej – twórcach Cameraty i im współczesnych. A przecież ich dzieła mają swoją wartość! Ostatnio wysłuchałem z płyt gramofonowych firmy MELODIA opery Euridice Giulio Cacciniego, powstałej w 1600 r. Doszedłem do wniosku, że jest to nie tylko muzyka piękna, ale i posiadająca swój własny dramatyzm. Oczywiście dramatyzm ten odpowiada mentalności epoki. Jest on jednak odwrotny do systemu wagnerowskiego – tutaj nie motywy przewodnie czy kontrasty dynamiczne zwracają uwagę na przebieg akcji. W operach wczesnobarokowych słuchacz musi najpierw zapoznać się z sytuacją na scenie, następnie zaś przenieść swą uwagę na muzykę, która subtelnie podkłada się pod tekst poetycki, tworząc odpowiednią ilustrację. Jeśli się słucha muzyki tych czasów w oderwaniu od akcji, może wydawać się ona monotonna. Ale to tylko złudzenie. Przekonałem się o jej bogactwie słuchając ostatniego dzieła Claudia Monteverdiego – L’Incoronazione di Poppea (Koronacja Poppei). Ta monumentalna opera powstała w 1642 r. – później niż utwory Cameraty i różni się od nich zarówno wymiarami, jak i stroną muzyczną – jednak stosunek muzyki do akcji pozostaje podobny. Tu kompozytor zaczyna być powoli nowocześniejszy – stosuje więcej środków wyrazu, zwiększa zespół instrumentalny. Ponadto w treści libretta spotykamy nie tylko sytuacje wzniosłe, ale też sceny z życia – np. prostą rozmowę – wystarczy podać przykłady z Koronacji Poppei jak rozmowa dwóch żołnierzy albo rozmowa Poppei z Arnaltą.

Na temat opery wczesnobarokowej można by napisać grubą książkę. Były dzieła mniejsze i większe, wybitne i słabsze, powstawały nowe szkoły muzyczne. Jednak w wielkiej Kronice Opery poświęcono tej twórczości tylko pierwsze strony. W Przewodniku Operowym Kańskiego jedyni dwaj kompozytorzy, których twórczość mieści się w XVII wieku, to Monteverdi i Purcell (ten ostatni należący stylistycznie już do dojrzałego okresu baroku). Zapomina się o licznych dziełach na pewno posiadających swe walory. Odsuwa się na bok Cameratę Florencką, Cavallego, Cestiego, czy nawet Lully’ego, przez co wczesny barok pozostaje dla wielu melomanów terenem nieznanym, a nawet martwym. Na pewno nie jest tu powodem bezwartościowość tej muzyki, może więc – trudności wykonawcze. Spotyka się różne wersje poszczególnych utworów w odpisach, trudny jest dostęp do całości źródeł. Zespoły muzyki dawnej zajmują się głównie małymi formami lub muzyką religijną. Nagrania płytowe oper XVII wieku nie są częste – do takich mogę zaliczyć nagranie na płytach kompaktowych Koronacji Poppei Monteverdiego z zespołem Concertus Musicus Wien pod dyrekcją Nicolausa Harnoncourta. Jako pewną ciekawostkę podam, że w tym pięknym od strony muzycznej wykonaniu partię Nerona wykonuje Elisabeth Söderström, partię Arnalty, mamki Poppei kreuje Carlo Graifa (tenor).

Kształtują się liczne tradycje wykonawcze, nie wiem która z nich jest najbardziej odpowiednia, najbliższa oryginałowi.

Rok 1997 trwa. Zapomniano o twórcach gatunku operowego – dla większości opera nie ma swych źródeł, lecz wyłania się z jakiś ciemnych przepaści. Chciałbym, aby chociaż wspomniano na antenie Dwójki rocznicę 400-lecia Opery i poświęcono temu jubileuszowi odpowiednią audycję. Uważam, że brakuje audycji radiowych i koncertów muzyki dawnej – nie tylko operowej, ale też średniowiecza i renesansu. A przecież to szczególnie ważne – poznać zachowane zabytki dawnych epok.

Wojciech Kral