Biuletyn 1(18)/2001 |
Desdemona
Kiedy ją poznajemy, Desdemona żyje w złotym wieku dzieciństwa. Ufna, otwarta, mieszka w świecie jak w bezpiecznym domu, ze spontaniczną skrupulatnością przestrzega nakazów moralnych, które są dla niej równie naturalne jak prawa przyrody. Nic nam nie wiadomo, żeby – idąc w ślady swej siostry z dramatu Szekspira – zwiodła ojca, by uciec z Otellem. Desdemona nie myśli o podważaniu oczywistego dla niej porządku świata i nie podejrzewa o taką chęć innych. Jago porzucił dom. Traktuje świat jak kulisy teatru, w którym każdy usiłuje – wbrew innym i z ich nieświadomym udziałem – wyreżyserować swoją sztukę. Lubi zwodnicze, zmienne dekoracje. Otello został z domu dzieciństwa wygnany. Przyszło mu żyć w obozie rycerskim. Uczciwym wysiłkiem, płacąc gorzkim doświadczeniem, z ciury stał się wodzem. Wojna jest dla niego grą otwartą, ale niebezpieczną, wiernych sług nagradza chwałą, ale zbyt jest podszyta niepewnością, żeby się w niej zadomowić. Tułacz Otello marzy o zyskaniu domu, o powrocie do dziecięcej wiary w trwały ład świata. Desdemona jest znakiem, że to możliwe, jest spełnionym marzeniem.
Gorycz życia zna tylko z baśni. Piękna i straszna baśń o szlachetnym rycerzu, jaką jest dla niej opowieść o życiu Otella, uczy ją otwarcie stawiać czoła niespodziankom losu i czyni bezradną wobec nagłego gniewu męża. Nie uczy – bo nie może, przecież sam Otello ledwie zaczyna to przeczuwać – że pewność co do uczuć najbliższego nawet człowieka zawsze jest sprawą wiary i że zwątpiwszy w wierność Desdemony, Otello będzie się ratował wiarą w czyjekolwiek świadectwo, choćby Jagona. Żeby Otella przekonać, Desdemona musiałaby najpierw odzyskać jego zaufanie. Upokorzona, odepchnięta nie znajduje w swoim doświadczeniu słów, które pozwoliłyby jej zmierzyć się z nieszczęściem. Mówi cudzymi słowami, śpiewa zapamiętaną kiedyś piosenkę. Najpierw z niedowierzaniem, że coś podobnego i ją spotyka, stopniowo pojmując i rozpoznając w sobie tęsknotę, samotność, krzywdę i ból służącej Barbary, dojrzewa do tragizmu, do przyjęcia losu danego jej wraz z imieniem, które znaczy – „nieszczęsna”. Obdarzona mądrością, płynącą z intuicji i miłości, a nie z „życiowych rad” Emilii, spodziewająca się śmierci z ręki Otella Desdemona widzi w nim nie tylko grzesznika, ale i ofiarę, człowieka przyciśniętego przez los. Jej modlitwa jest rachunkiem sumienia, zgodą na niezasłużoną śmierć, wznoszoną na progu wieczności czystą prośbą o łaskę dla ukochanego człowieka. Desdemona umiera, zapewniając o swojej niewinności i biorąc na siebie odpowiedzialność za śmierć. Kłamstwo? Nie, pozornie bezsilna wobec gniewu Otella, wyciąga do niego rękę, wskazuje punkt oparcia w rozsypującym się świecie, daje znać, że jeszcze nie wszystko przesądzone, bo wbrew Jagonowi doczesność nie graniczy z nicością. Kiedy Otello zrozumie, że Desdemona zawsze mówiła prawdę, zrozumie i jej ostatnie wezwanie. Popełniając samobójstwo, błaga o sąd, o pokutę, zadośćuczynienie i – Desdemonę. Nie wierzyć w nią, to nie wierzyć w świat zbudowany na miłości i prawdzie.
Taką Desdemonę słyszę w dziele Verdiego i Boita i marzę, że kiedyś usłyszę w głosie śpiewaczki.
Agata Wróblewska