Biuletyn 1(18)/2001  

Polskie spotkania z Galiną Wiszniewską

Kiedyś, wertując kartki pisma Viva z roku 1997, natknęłam się na zdjęcie Mścisława Rostropowicza z Galiną Wiszniewską, zrobione z okazji obchodów jego 70-lecia. Zaskoczył mnie podpis: Z żoną Galiną, niegdyś primabaleriną moskiewskiego Teatru Bolszoj.. Czyżby zapomniano, kim naprawdę była Galina Wiszniewska – wielka gwiazda radzieckiej sceny operowej, primadonna Teatru Bolszoj?! Wieści o jej tryumfach przedzierały się przez żelazną kurtynę, najwięksi muzycy i śpiewacy występowali z nią na deskach scen operowych i koncertowych sal. Jej nazwisko jest dobrze znane miłośnikom sztuki operowej lat 60. i 70. W latach 80. nagrywała płyty dla renomowanych wytwórni, takich jak EMI, PHILIPS, DEUTSCHE GRAMMOPHON, ERATO i mniej znanych. Legenda Wiszniewskiej dotarła do Polski stosunkowo późno, lecz lepiej później, niż wcale.. Polski „renesans” popularności Galiny Wiszniewskiej przeżywamy dzięki poznańskiemu Teatrowi Wielkiemu im. S. Moniuszki. Ale o tym za chwilę.

Galina Wiszniewska przyjechała do Polski wiosną 1997 roku wraz z Mścisławem Rostropowiczem jako osoba prywatna, asystując małżonkowi podczas wręczenia mu doktoratu honoris causa Akademii Muzycznej w Warszawie oraz jego koncertu w Filharmonii Narodowej. Wtedy ją zobaczyłam po raz pierwszy „na żywo”. A przecież znałam ją od dziecka, namiętnie słuchałam płyty Eugeniusza Oniegina, uczyłam się monologu List Tatiany na pamięć, kierowana jej głosem i interpretacją. Zakochałam się w jej głosie. Po latach czytałam fragmenty jej pamiętników Galina, wydrukowanych w radzieckim piśmie Junost, ulegając fascynacji błyskotliwym talentem pisarskim „mojej Tatiany” z lat dzieciństwa. Kiedy wreszcie otrzymałam pełne wydanie książki – stała się moim nauczycielem i przewodnikiem nie tylko po historii krwawych dziejów ZSRR. Odkryłam dla siebie zupełnie innego Rostropowicza i Sołżenicyna, pokochałam Szostakowicza, Prokofiewa, Brittena, uczyłam się miłości do sztuki, i muzyki, i nie tylko… Wiosną 1997 roku miałam szczęście rozmawiać z nią i nie wiedziałam, że za półtora roku spędzę w Poznaniu razem z Galiną Pawłowną w roli jej tłumacza cztery niczapomniane dni, które tak naprawdę odmieniły moje życie.

Galina Wiszniewska przyjechała jesienią 1998 roku do Poznania na zaproszenie państwa Pendereckich, by uczestniczyć w rozmowach dotyczących wystawienia opery Marcela Landowskiego Galina na deskach Teatru Wielkiego. Przyjechał sam kompozytor i zarazem autor libretta, które napisał na podstawie pamiętników Galiny Wiszniewskiej. Premiera opery odbyła się 30 maja 1999 roku. Galina Wiszniewska osobiście brała udział w wydarzeniu – siedziała na proscenium na specjalnym miejscu, filmowana przez kamerę. Byłam na widowni i z bólem obserwowałam na dużym ekranie jej łzy, kiedy po raz kolejny musiała przeżywać tragiczną śmierć babci. Jest to bardzo ciekawy spektakl, wyreżyserowany ze smakiem przez Marka Weiss-Grzesińskiego, z pełną plastycznego rozmachu scenografią Borisa Kudlički. Opowieść o życiu bohaterki na tle najważniejszych wydarzeń historii komunistycznej Rosji toczy się na dworcu kolejowym, który stał się symbolem tułaczki ludzi radzieckich do GUŁAG-u i exodusu Rostropowiczów na Zachód. Jest to kolejna opera o śpiewaczce operowej po Tosce, z tym że Galina Wiszniewska, w odróżnieniu od wyimaginowanej Florii Toski, po zakończeniu spektaklu stanęła na scenie obok wykonawczyń postaci Galiny-dziecka, młodej Galiny i Galiny dojrzałej i dzieliła ich sukces. Można sobie tylko wyobrazić, jak się czuły sceniczne Galiny w obecności prototypa ich ról! Następnego dnia po premierze wracałam razem z Galiną Pawłowną do Warszawy – ileż ciekawych rzeczy opowiadała o sobie, jakże niesamowite ma poczucie humoru. Okazuje się, że jest namiętną kolekcjonerką malarstwa rosyjskiego. W swoim paryskim mieszkaniu ma wielką kolekcję rosyjskiej porcelany. Niedawno wyremontowała dom w Petersburgu, gdzie rozmieściła swoje archiwum. Pierwszy maszynopis jej książki znalazł swe miejsce wśród innych pamiątek. Natomiast rękopis znajduje się w archiwach Paula Sachera obok rękopisów Strawińskiego, Debussiego i innych. Ale to już inna historia.

Polskiego przekładu książki Galina. Historia mojego życia doczekaliśmy się rok po polskiej premierze opery. Wydał ją Teatr Wielki w Poznaniu. Autorem przekładu jest Andrzej Sitarski, wielki miłośnik opery rosyjskiej. Wyznał, że to była dla niego wielka przygoda translatorska – ponieważ książka jest napisana żywym językiem, czuł się, jakby cały czas słyszał głos Galiny Wiszniewskiej. Dodatkową ciekawostką stał się CD-ROM z materiałami promocyjnymi, związanymi z operą Galina i wizytami Galiny Wiszniewskiej w Poznaniu.

Moja osobista przygoda z Galiną Wiszniewską bynajmniej nie zakończyła się pożegnaniem na lotnisku 31 maja 1999 roku. Nawiązałyśmy korespondencję. Zaczęłam kompletować zbiór jej nagrań. A w zeszłym roku jechałam za nią do Hanoweru, gdzie władze miasta zaprosiły ją do wzięcia udziału w festiwalu operowym towarzyszącym EXPO 2000. Teatr Poznański jako jedyny operowy teatr polski zaproszony był na tę imprezę i przyjechał z Galiną. Prawdziwa Galina znów stała na scenie i znów dzieliła sukces tej opery, tym razem u publiczności niemieckiej. A ja byłam tego świadkiem!

Zwracam się do czytelników Trubadura z wielką prośbą. Jeśli macie Państwo jakieś nagrania Galiny Wiszniewskiej – proszę, dajcie znać. Zależy mi na skompletowaniu jej dyskografii. Interesują mnie również wszelkie materiały prasowe o Wiszniewskiej. Proszę o kontakt na adres redakcji.

Olga Deszko