Trubadur 4(21)/2001  

Andrzej Marek Stasiewicz

Andrzej M. Stasiewicz to jeden z najwybitniejszych polskich tancerzy ostatnich dziesięcioleci. Gdańską szkołę baletową ukończył w 1979 roku i został zaangażowany do zespołu Opery Bałtyckiej, gdzie występował jako solista do 1988 roku. Do najważniejszych kreacji, jakie stworzył na tamtejszej scenie, należą: Diabeł w Panu Twardowskim, Don José w Carmen, Alain i Colas w Córce źle strzeżonej, Wroński w Annie Kareninie, Franz w Coppelii i tytułowa rola w Spartakusie. W latach 1989-1992 Stasiewicz wy-stępował poza granicami kraju, w Landestheater w Linzu oraz Opernhaus w Grazu. Występował m.in. jako Romeo w Romeo i Julii Prokofiewa, Mandaryn w Cudownym mandarynie Bartoka oraz Książę w Dziadku do orzechów Czajkowskiego. Od 1993 roku możemy go oglądać na scenie Teatru Wielkiego-Opery Narodowej w Warszawie. Od 1994 roku Stasiewicz jest pierwszym solistą zespołu i stale powiększa swój niemały już repertuar. Któż nie podziwiał jego Błazna w poprzedniej inscenizacji Jeziora łabędziego lub Atosa i d’Artagnana w Trzech muszkieterach? W Warszawie artysta występuje także z powodzeniem w partiach Księcia w Dziadku do orzechów, Wróżki Carabosse w Śpiącej królewnie, Colasa w Córce., Yorgosa w Greku Zorbie i wielu innych. Ostatnio dodał do nich partię Benna w Jeziorze łabędzim w choreografii Irka Muchamiedowa. Andrzej Marek Stasiewicz jest laureatem wielu nagród, m.in. Medalu Wójcikowskiego (1982), Brązowego Medalu Konkursu w Jackson (1982), Nagrody Młodych im. Wyspiańskiego oraz statuetki Terpsychory przyznawanej przez ZASP (1998). Artysta był także przez kilka lat dyrektorem Baletu Opery Bałtyckiej.

Choć swój jubileusz 20-lecia pracy artystycznej (1999) Andrzej Stasiewicz obchodził przedstawieniem Trzech muszkieterów, to pozostaje przede wszystkim niezrównanym Merkutiem w Romeo i Julii w choreografii Emila Wesołowskiego i z tą właśnie rolą jest najbardziej kojarzony. Bo też jest to kreacja świetna, trudna technicznie, popisowa, pełna piruetów i skoków, które są znakiem firmowym tancerza. Jest tu też świetne aktorstwo komiczne (gdzie pole do popisu znajduje wrodzona vis comica artysty) oraz wielka i za każdym razem przejmująca scena śmierci. Doprawdy, czasami zdarza mi się w ogóle nie zauważyć barwnego tańca masek karnawałowych, bo całą uwagę skupia na sobie Merkutio przygrywający im na mandolinie. I zawsze wymyśli coś nowego, wariackiego, jak choćby konkurs skoków z otaczającymi go tancerkami – niby gdzieś tam w kąciku sceny, a i tak po prostu trzeba patrzeć. To, co czasami Stasiewicz wyprawia w powietrzu nie da się opisać słowami, ani nawet pokazać na zdjęciach. Trzeba zobaczyć samemu.

Katarzyna K. Gardzina