Trubadur 3(24)/2002 |
Dramat zbędnego człowieka
Eugeniusz Oniegin Czajkowskiego na scenie Opery Śląskiej
Piotr Czajkowski należy do wielkich indywidualistów w dziedzinie kompozytorskiej. Jego styl, i w zakresie formy, i harmonii, jest bardzo osobisty. Melancholijny, patetyczny, może i salonowo słodki. Czy to wszystko znalazło odbicie w najnowszej inscenizacji Eugeniusza Oniegina (sceny liryczne w trzech aktach) w Operze Śląskiej w Bytomiu? Spróbujmy na to pytanie odpowiedzieć.
Wiesław Ochman – reżyser spektaklu – to bardzo wszechstronny, doświadczony oraz wyjątkowo inteligentny artysta. Ale Wiesław Ochman nigdy nie ukazuje niczego wprost. Tak było podczas reżyserii Don Giovanniego, Traviaty i Carewicza (wszystko na scenie bytomskiej). I tak jest obecnie. Widz zmuszony jest do przemyśleń, do pełnej mobilizacji wyobraźni. Dlatego też pewne wizje reżyserskie, pewne szczegóły scenograficzne, pozornie dziwne i niezbyt na pierwszy rzut oka pasujące do treści (np. bal u Łarinów rozgrywany jakby w remizie strażackiej, czy budzące zdziwienie okulary Leńskiego, czy skromny, raczej kościelny wystrój sali balowej Greminów) stają się jasne dopiero po pewnej refleksji i zastanowieniu. I wtedy odruchowy sprzeciw ustępuje miejsca pełnemu zrozumieniu.
Czyż więc przesłanie reżysera w tym spektaklu zostało spełnione? Do końca chyba nie. W zakresie scenografii (Jadwiga Maria Jarosiewicz) – z pewnością tak. Z muzycznym wyrazem było różnie. Tadeusz Serafin, muzyk przecież wytrawny, tym razem orkiestrę prowadził, powiedziałbym, bardzo nierówno. Tempa były zupełnie niewyważone. Rozwlekłość sceny rustykalnej w I akcie aż nadto przesadna, a aria Oniegina znów tak szybka, że wykonujący ją artysta miał wyraźne kłopoty z dostosowaniem się do tempa dyrygenta. I niestety, nie zawsze wydobyte zostały z partytury muzyczne szczegóły, a jest ich w tej operze chyba nadmiar. I wreszcie soliści. Partię tytułową wykonał młody baryton Adam Szerszeń. I był on chyba najlepszy wśród całego grona artystów. Aktorsko dość wyrazisty, pozbawiony nonszalancji, ale wyraźnie dystansujący się od otoczenia. Rozczarowany, uciekający w nieokreśloną dal. Typowy Puszkinowski zbędny człowiek. Wokalnie jeszcze świeży, choć już ukazujący urodę głosu. Może nie zawsze dostatecznie szerokiego w wolumenie, może nie zawsze pięknego w barwie i brzmieniu – ale mógł się podobać. Urodziwa Aleksandra Stokłosa jako Tatiana tylko częściowo zaspokajała wyobrażenia o tej postaci. Jej bogaty świat wewnętrzny, świat przeżyć i uniesień duchowych najlepiej oddawanych w słynnej scenie pisania listu, przekazała połowicznie. Myślę, że zabrakło ciepła, owej silnej duchowości kobiecej. W scenie finałowej była również mało zdecydowana. Szlachetność i nieugięta postawa moralna każące jej odtrącić Oniegina mimo deklarowanego wobec niego uczucia – nie przekonały. Stokłosa śpiewa całkiem poprawnie emisyjnie i technicznie, choć osobiście wolałbym w głosie tej artystki usłyszeć więcej zróżnicowania brzmienia, więcej ciepła, a mniej ostrości. Maciej Komandera jako Leński ponownie ukazał swój nieprzeciętny talent wokalny, głos o niezwykłej sile, pięknie brzmiący, ale przecież za mocny jednak do tej partii. I sam artysta robi wrażenie jakby trochę obco czuł się w takim właśnie repertuarze. Z pozostałych wykonawców trzeba jeszcze pochwalić Bogdana Kurowskiego za stylowe, dostojne, wyraziste wykonanie pięknej arii księcia Gremina.
Omawiany, premierowy spektakl odbył się 11 maja br. na scenie Opery Śląskiej w Bytomiu. Opera Eugeniusz Oniegin ma wieloosobową obsadę każdej partii. Porównań nie powinno więc zabraknąć. Także i wrażeń muzycznych.
Jacek Chodorowski