Trubadur 4(25)/2002  

Księżniczka czardasza w Gliwickim Teatrze Muzycznym

Już prawie 90 lat Księżniczka czardasza Emmericha Kalmana jest żelazną pozycją teatrów muzycznych Europy. Znakomite połączenie atmosfery wiedeńskich salonów z węgierskimi rytmami czardasza w zbiór niezwykle popularnych, melodyjnych i lubianych operetkowych przebojów gwarantuje sukcesy tej pozycji u publiczności. Nic więc dziwnego, że sięgnął po nią także i Gliwicki Teatr Muzyczny (obecna nazwa gliwickiej operetki).

Spektakl przygotował Wojciech Adamczyk (aktualny dziekan Wydziału Reżyserii warszawskiej PWST), reżyser doświadczony w widowiskach muzycznych, inteligentny i konsekwentny. Jego koncepcja prezentacji tej operetki jako utworu sentymentalnego, wzruszającego, choć nie pozbawionego dowcipu i lekkości właściwej gatunkowi – całkowicie się powiodła. Oglądamy przedstawienie o zwartej fabule, wciągające subtelnie podaną intrygą. Postaci zarysowane wyraziście są zabawne, ale i melodramatyczne. Wojciechowi Adamczykowi sekundują pozostali realizatorzy: scenograf Wojciech Jankowiak, autorka kostiumów Marta Hubka, choreograf – Zofia Rudnicka. Można oczywiście znaleźć i wytknąć różne braki, ale stanowią one drobne, niemal incydentalne elementy i nie psują wrażenia całości.

Wojciech Adamczyk znakomicie również dobrał dwoje głównych wykonawców: Małgorzatę Długosz (Sylva) i Witolda Wronę (Edwin). To na nich spoczywa cały prawie wokalny ciężar tej operetki. Małgorzata Długosz śpiewała już tę partię z dużym powodzeniem w warszawskiej Romie (1999). Do swej obecnej interpretacji wnosi autentyczny młodzieńczy urok, sceniczną urodę i ładny, sugestywny śpiew. Może chwilami jej niewielki stosunkowo wolumen głosu rozpływa się w nie najlepszej akustyce sali, może czasem fraza wydaje się zbyt krótka, ale to raczej drobiazgi w całokształcie dobrego wrażenia wokalnego. Myślę, że artystka ta rozwija swój wielki talent w sposób prawidłowy i konsekwentny. Gliwicka Czardaszka jest jej kolejnym sukcesem na tej scenie (po Księżnej w Ptaszniku z Tyrolu). Partnerem scenicznym, i to bardzo dobrym, Małgorzaty Długosz okazał się Witold Wrona. To czołowy dziś tenor zespołu gliwickiego, obdarzony nie tylko ładnym głosem, ale i aparycją godną amanta sceny muzycznej. Artysta ten szczególnie lubi role właśnie raczej smutne, melancholijne (jest m. in. bardzo dobrym Księciem Su Czongiem w Krainie uśmiechu). W nich jego aktorstwo, nerw i temperament sceniczny ujawniają się najwyraźniej. A śpiewa głosem pełnym żaru, blasku, może czasami zbyt napiętym. Z Małgorzatą Długosz stanowili parę nie tylko dobraną scenicznie, ale i wyjątkowo zgraną wokalnie. Nic więc dziwnego, że zbierali najwięcej oklasków przy otwartej kurtynie.

Pozostali wykonawcy, a zwłaszcza druga para (Monika Rajewska – Stasi i Arkadiusz Dołęga – Boni) – również mogła zadowolić. Muzycznie premierę przygotowali na zupełnie przyzwoitym poziomie Ruben Silva (dyrygent) i Henryk Wicherek (kierownictwo chóru). Omawiana premiera odbyła się 6 października 2002 roku.

Jacek Chodorowski